9. „I jak się tańczyło z moim bratem?”

       
                    Problem w tym, że lód spadł prosto na Jeffry'ego, czyli wujka Mc. Nie był to typ szlachcica, więc wszystko nam wybaczył. W końcu "kości całe" jak to ujął. Ale na pewno bez kary się nie obejdzie. Zapewne będę musiała niańczyć kuzynów, których za 2 tygodnie odwiedzimy, na imieninach babci. No nic przeżyje, a teraz trzeba się bawić. Po moich krótkich rozmyśleniach, oficjalne przemówienie zaczął ojciec McLaggena.
- Mili goście mimo nietypowego i uwierzcie mi nieplanowanego początku. Mam nadzieję, że będziecie się dobrze bawić na urodzinach, mojej uroczej żony, Veroniki. A w tym momencie zapraszam do walca. Orkiestra. - Pan McLaggen tylko kiwnął głową, a oni zaczęli grać.
Ustawiłam się na swoim miejscu, tuż obok George'a. Zanim zaczęliśmy tańczyć rozejrzałam się po sali. Państwo McLaggen oczywiście tańczą razem, Ron z Hermioną, Ginny z Harrym, Cormac z Cristin, moi rodzice...
 „Czekaj co … Cormac i Cristin... phi.”
Carmen i Fred, reszty nie poznawałam chyba, że licząc moich braci z jakimiś dziewczynami. 
Skończyła się wstępna muzyka i zaczęliśmy walca .
„George naprawdę dobrze sobie radzi. Choć z początkami było ciężko. Teraz złego słowa, nie mogłabym powiedzieć.”
Nim się obejrzałam było po wszystkim. A na koniec bliźniak lekko mnie obrócił, co mi się nawet podobało.. Zmęczeni poszliśmy do stolika z napojami. Gdy tylko napiłam się łyk soku oznajmiłam.
- Nieźle tańczysz, oczywiście do perfekcji ci daleko. – W tym momencie uśmiechnęłam się łobuzersko.
- Naprawdę? No to chodź pokaże ci na co mnie stać. Popatrz nawet muzyka się zmieniła na bardziej "żywszą". – Zachichotałam, ale poszłam za nim.
Tańczyliśmy jakieś dwie piosenki, kiedy przyszedł czas na odbijanego. Fred poprosił mnie do tańca, a George, Carm.
- I jak się tańczyło z moim bratem? - zapytał Fred.
- Dobrze. – Uśmiechnęłam się.
Po tańcu z Weasleyem byłam padnięta i marzyłam tylko o wygodnym siedzeniu. Gdy tylko usiadłam, dołączył do mnie Harry. Był miły, co ułatwiło znalezienie wspólnego tematu. Po 15 minutach nabrałam energii do tańca, więc zrobiłam słodką minę do Pottera. Przez co ten nie miał wyjścia. Musiał się zgodzić. Tańczyliśmy jakieś 10 minut. Było fajnie myślę, że ten bal mogłam zaliczyć do udanych. Przynajmniej tak myślałam. Po chwili do sali przybyli spóźnieni arystokraci, którzy wyłączyli szybką muzykę, a zastąpili ją klasyczną. Przez co automatycznie zrobiło się poważnie, a przy tym potwornie nudno. Ale nie mogliśmy tego okazywać. Zaproponowałam, abyśmy wyszli na zewnątrz, bo przecież nie będziemy stać jak patyki i nic nie robić.
Z momentem, gdy opuściliśmy pomieszczenie znowu zrobiło się radośnie. Zaczęliśmy opowiadać kawały i śmiać się.
- Chodźcie pokaże wam coś, ale do tego potrzeba się teleportować. – Każdy popatrzył się na mnie jakbym miała coś na twarzy, ale mimo to podeszli do mnie. – No to zamknijcie oczy. – Po czym, poczułam to charakterystyczne szturchnięcie i byliśmy na miejscu. - Już możecie otworzyć. Pięknie prawda?
- T...tak … jezioro i zachód słońca … romantycznie – powiedziała Ginny.
- Chodźcie w kółko. Coś razem poopowiadamy. Ale niedługo. W końcu trzeba będzie wracać – oznajmiłam.
- No niech będzie – odezwała się Carmen.
Po czym wszyscy zebrani usiedli w kółku, nie przejmowaliśmy się kreacjami, no bo od czego są czary?!
- To może zaczniemy opowiadać sobie, jakieś śmieszne historyjki? – zapytał się Ron.
Wszyscy przytaknęli, jak zawsze Fred i George, nie czekając na pozwolenie, zaczęli opowiadać dziwną, aczkolwiek jak zawsze śmieszną i wciągającą opowieść.
Z początku jak kiedyś w Hogwarcie zrobili kawał Angelinie, a ta tylko zrobiła się czerwona ze wściekłości i dzięki niej mieli dodatkowe 3 godziny treningu. Z tego co się zdążyłam zorientować chodziło o jeden z ich wynalazków, a mianowicie o jakiś Eliksir Miłosny. Przez dobę Angelina "latała" 'zakochana' w Lee Jordanie. Chłopaki mieli ubaw. Ale resztę w tym ja, śmieszyć ta historia zaczęła dopiero wtedy, kiedy usłyszeliśmy jakie kary nawymyślała im McGonagall.
Później zagadali, jak to zamienili Neville'a w małpę. Na takich zabawnych wspomnieniach, minęło nam pół godziny. Gdy uznaliśmy, że czas na powrót, szybko wyczyściliśmy brudne od ziemi rzeczy i teleportowaliśmy się na przyjęcie. Gdzie o tak późnej porze, goście nakładali sobie tortu. Ciasto było gigantyczne i ślicznie przyozdobione. Słodyczy, oczywiście nie odmówiliśmy. Wzięliśmy po kawałku truskawkowej pyszności. Na balu, specjalnie nic ciekawego się nie działo. Taniec, śpiew i różne zabawy wymyślane przez domowników. Kiedy doszła godzina 22:00, czas najwyższy było się pożegnać.
- Jeszcze raz wszystkiego najlepszego pani McLaggen. My już będziemy iść do domu. Dziękujemy za mile spędzony czas, dobranoc – mówiła moja mama.
- Również dziękuję, Charlotte – odpowiedziała i poszła żegnać innych gości.
- Dobra mamuś, ja się pożegnam ze znajomymi i za 30 minut będę w domu. – Chwilę później, poszłam do znajomych i razem się teleportowaliśmy do Nory.
- Dobranoc! - oznajmiłam i przytuliłam wszystkich po kolei. – O dobry wieczór pani i panie Weasley, już znikam. - Teleportowałam się.

~~♥~~

                       Marzyłam tylko o kąpieli i wygodnym łóżku. Choć nogi mnie bolały od tańca weszłam na górę i zrobiłam wszystkie czynności, które były mi niezbędne do pójścia spać. Kiedy już przebrałam się i kładłam spać zauważyłam, że nigdzie nie mogę znaleźć mojej różdżki. Gubienie rzeczy było normą. Zwykle znajdywałam je po 2, maksymalnie 3 dniach. A przecież jutro, po obiedzie wyjeżdżam. Szybko zerwałam się na równe nogi i zaczęłam szukać. W myślach krążyło mi tylko jedno zdanie.
„No super. Gratulacje! zgubiłaś różdżkę, ale co teraz?”
Przeszukałam cały dom budząc przy tym wujka i rodziców. Bo moi bracia, jeszcze o tej porze nie spali. Zaczęłam wszystkim opowiadać co mnie spotkało. Szybko się ubrałam i za zgodą rodziców teleportowałam. 
Na początek jezioro.
Było ciemno, więc Lucas pożyczył mi swoją różdżkę.
„Lumos”
Ale nigdzie jej nie widziałam. Przecież gdzieś musi być...
„Może u Weasleyów.”
Kiedy już tam byłam, nie zaskoczył mnie fakt, że wszyscy spali. Nie chciałam ich budzić.
„Accio różdżka”
Nie działało nie wiem dlaczego, niestety po chwili przypomniałam sobie powód.
„Mój kochany tatuś tak zrobił, żebym się nauczyła jej pilnować.”
No nic nie widziałam jej nigdzie. Gdy chciałam odejść nagle zobaczyła mnie Carmen.
- Boże... co Ty tu robisz? - zapytała przez zmęczone oczy.
- Zgubiłam różdżkę, a jutro wyjeżdżam muszę ją mieć – powiedziałam zdenerwowana.
- Pomogę Ci. Daj mi tylko 10 minut. - Po tych słowach weszła z powrotem na górę.
Te minuty dłużyły się w nieskończoność.
- Nareszcie!
- Nie denerwuj się.  Rozłączmy się i jej poszukajmy, gdzie ją ostatni raz widziałaś? - zapytała.
- Nie wiem, szukałam nad jeziorem i w domu.
- Wdech i wydech. – Próbowała mnie uspokoić, ale ja byłam za bardzo zdenerwowana.
W końcu bez różdżki czuję się jak bez ręki.” - Zapewne twoi rodzice szukają u wujka, więc może poszukamy u McLaggenów?
- Tak... przecież. Jak mogłam o nim nie pomyśleć?! No to w drogę.

~~♥~~

                    Po 5 minutach, byliśmy już w jego posiadłości. Dyskretnie się rozdzieliłyśmy i zaczęłyśmy szukać po kątach. Wiem. Byłoby to dość niegrzeczne. Ale od razu, gdy weszłyśmy do tego ogromnego pałacu, ujrzałyśmy ojca Cormaca i zapytałyśmy o pozwolenie. Był to całkiem miły człowiek, dlatego też nie miał nic przeciwko. Rozejrzałyśmy się i w końcu po 30 minutach poszukiwań, w Sali Balowej ujrzałyśmy moją torebka, a obok niej różdżkę.
 „Nawet się nie zorientowałam, że nie mam torby.”
Gdy tylko ją ujrzałam od razu się uspokoiłam i powiedziałam radośnie.
- Mam ją!
Carmen, też tak jak ja, była padnięta po dzisiejszym dniu. Przez co postanowiłyśmy już wracać. Najpierw jednak chciałyśmy podziękować panu McLaggenowi. Pośpiesznie zabrałam swoje rzeczy i ruszyłyśmy w stronę salonu. Lecz tam nikogo nie było. Poszłyśmy dalej. Po drodze ujrzałyśmy coś, w co nigdy w życiu byśmy na słowo nie uwierzyły. Standardowe pytania, które oznaczały dezorientację nasuwały się same.
„Co? Gdzie? Kiedy? Jak?”.
Choć oczywistym faktem, było gdzie to się wszystko znajduje. W ogrodzie do którego doszłyśmy z zamiarem teleportacji.

------------------------------------------------------------------------------------------------------
Rozdział dedykuję Mey bi i Black. Pozdrawiam! I dziękuję, za wszystkie komentarze.

Komentarze

  1. Aż się boję. Tak, tak. O własne życie, bo cholera go wie co mogło ci przyjść do głowy. Ale rozdział mi sie podoba. ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hah... jak zawsze milutka <3 Bój się bój ... xD Ach tak na serio to miałam w tedy zaćmę i na 100 % nie zgadniecie o co chodzi :D I dzięki :>

      Usuń
  2. Świetnee :D Czemu skończyłaś w takim momencie?! I kto to był?! Fred, George, Cristina, Mc? Dużo weny i pisz szybko, bo umrę z ciekawości :D
    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ohh.. tego bym nie chciała xD za niedługo się dowiesz i również pozdrawiam xD

      Usuń
  3. Rozdział świetny *.*
    Dlaczego w takim momencie, ja się pytam dlaczego ?
    No nic czekam na następny rozdział, pisz szybko ;3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Napięcie xD i dziękuje xD rozdział dodam w niedzielę, czyli jutro xD ze względu, że mnie nie ma od 8:00 dod. gdzieś około północy i tak nie śpię w tedy xD

      Usuń
  4. Ojej, świetnie! ;D Jestem ciekawa kogo ujrzały. Pisz dalej, nie mogę się doczekać następnej notki. ;)
    Pozdrawiam cieplutko ;*
    Crystal. ♥

    PS. U mnie nowy rozdział, zapraszam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję xD kogo i co on/ona będzie robiła xD

      Usuń
  5. no kogo ujrzały? ;D dziekuje za dedyk ;* sama bym sie przeszla na taka bibe, jak ten bal ;d pisz szybko i pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zobaczysz za niedługo, hah no bal jest spoko :D napisałam już nowy więc ukarze się niebawem xD

      Usuń
  6. "- Mili goście mimo nietypowego i uwierzcie mi nie planowanego początku mam nadzieję, że będziecie się dobrze bawić na urodzinach mojej uroczej żony Veroniki." nieplanowanego

    "A teraz ustawcie się i zaczynamy walec." haha, padłam <3 walec? Nie przypadkiem walc? xd plus, jak można zacząć walca? ja już, to zaczynamy tańczyć walca :) Albo... nie najlepiej byłoby po prostu "Ustawcie się do walca"? :>

    "„George na prawdę dobrze sobie radzi, choć z początkami było ciężko teraz złego słowa nie mogłabym powiedzieć”" naprawdę

    "- Chodźcie w kółko coś razem poopowiadamy, ale nie długo w końcu trzeba będzie wracać – oznajmiłam." niedługo

    "„no super, gratulację zgubiłaś różdżkę, ale co teraz?”" gratulacje

    "Wiem, było by to dość nie grzeczne." niegrzeczne

    "Choć przecież oczywistym faktem, było gdzie to się wszystko znajduję." znajduje

    No to tak, od początku. Nie z przymiotnikami piszemy razem :) ciągle ten sam błąd, to wolę to nadmienić xd Poza tym, chaos o.O Przeskakujesz, połowa jest w czasie teraźniejszym, a połowa przeszłym, musisz się zdecydować. To strasznie utrudnia czytanie. Dalej - przecinki. Jakiejś połowy brakowało. Oddzielasz poszczególne zdania składowe, to naprawdę proste, a lepiej żeby było ich więcej niż za mało, bo bez tych przerw można napotkać pewne problemy. I na koniec... w tym rozdziale wiele zdań było strasznie chaotycznych i niegramatycznych, zmieniasz podmioty w jednym zdaniu bądź też ogólnie burzysz całą jego konstrukcję. Radziłabym ogólnie przejrzeć i zbetować sobie WSZYSTKIE rozdziały od początku. TO jest naprawdę potrzebne, bo w tak krótkich odcinkach znajduje się po kilkadziesiąt błędów.

    Natomiast co do historii, to jest całkiem ciekawa. Choć nie wiem, co do końca napisać. Trochę rozumiem Rose i to jej roztrzepanie, ja ostatnio zostawiłam stanik w szatni na basenie, idąc na hydromasaż, a miałam te dwie rzeczy zaraz po sobie, to przelatywałam przez korytarz w stroju xd Nom i bliźniacy zawsze coś knują, może w ogóle kiedyś dasz dosłownie ich opowieść, a nie tylko powiesz, ze sobie gadali bądź całkiem streścisz, samymi suchymi faktami? Nie wiem, moze dalej tak jest, ale byłoby to niezłe urozmaicenie :) Nom, za jakiś czas wezmę się za kolejny rozdział... może masz zamiar to popoprawiać w międzyczasie? Wtedy bym poczekała a potem przynajmniej przeczytała hurtowo i nadrobiła ^^

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dobra, błędy poprawię... ale później teraz czasu mi brak xDD.
      Ale odpowiem tera :).
      Ten sam błąd, bo ja nie sprawdzałam tych rozdziałów, po tym jak zaczęłaś mi wszystko wytykać.
      Czasy też poprawię, nie bój żaby.
      Piszesz mi cały czas o przecinkach, ja to WIEM. Nie wnosi do mojego życia nic, a nic, że mi napiszesz fakt, który jest nadmieniany przez ciebie, co rozdział. Każdy może napisać, że jest sporo błędów, ale co ma z tego pisarz? Nic, a nic. Wskazanie błędów to już coś. Siadłam przez jeden dzień, napisałam pierwsze 11 rozdziałów. No to chyba wiadomo, że błędy będą się powtarzać.
      Czytam od twoich komentarzy WSZYSTKIE rozdziały. Poprawiając je. Ale jak już udało mi się nadmienić (chyba nie raz). Nie mam czasu na to, aby teraz poświęcić cały dzień na sprawdzanie swoich rozdziałów, a później zrobienie tego jeszcze raz. Bo jestem pewna, że fantastycznie bym ich nie sprawdziła, a ty znalazłabyś błędy. Może byłoby ich mniej, ale na pewno byłyby i musiałaby to sprawdzać od nowa. Jaki to senes?
      Każdy lubi jak się go za coś chwali, bo to miłe docenienie cudzej ciężkiej pracy, krytyka jest mniej znośna, ale jest...
      Natomiast nie widzę sensu, kiedy mi w kółko piszesz, że popełniam ten sam błąd, skoro piszę Ci, że nie chce tracić czasu i poprawiać je przed twoimi komentarzami. Jeśli byłoby to pod nowym rozdziałem to sugestie byłyby przyjęte w najnowszej notce. A nie, że piszesz mi pod notką ze stycznia i oczekujesz od na nowo, niesprawdzonego rozdziału, swoich poprawek.

      No przygody masz niezłe.
      Lepiej nie XDD Ja mogę napisać, coś strasznego, ale wara od komedii. Nie mam do tego drygu. Kiedyś przedstawiałam trawestację, która była DNEM kompletnym. A co było najciekawsze to Black (Patrycja) śmieje się z niej do dziś, ale nie przez to, że była śmieszna. Tylko, że była aż tak beznadziejna, że sam fakt ją rozmiesza. Tylko wspomnieć o mojej trawestacji i już turla się po podłodze ze śmiechu... -,-' Miłe nie? Więc postanowiłam, że nie będę się ośmieszać, niby śmiesznymi historyjkami bliźniaków. Bo nie jestem w tym dobra. Później spodziewałabym się, komentarzy krytycznych jak twoje. Tyle, że byłyby o treści...
      Mam historyjkę... ale Carmen i to straszną, nie miała za zadanie rozśmieszyć. I to mi się z tamtego rozdziału, podoba najbardziej xD.
      Czas mnie wykańcza... tu oceny, tu pisane i niekończące się zaległości na innych blogach. Jak już wspominałam, poprawianie do przodu i usłyszenie kolejnej porcji błędów, mimo że będę myśleć, że takowych nie ma... zawsze się znajdą. Będzie dla mnie uciążliwa. Jakbym miała wolne... to może jeszcze... ale co dzień, chodzę do szkoły i uwierz mi... mam co robić.

      Usuń
  7. "Natomiast nie widzę sensu, kiedy mi w kółko piszesz, że popełniam ten sam błąd, skoro piszę Ci, że nie chce tracić czasu i poprawiać je przed twoimi komentarzami. Jeśli byłoby to pod nowym rozdziałem to sugestie byłyby przyjęte w najnowszej notce. A nie, że piszesz mi pod notką ze stycznia i oczekujesz od na nowo, niesprawdzonego rozdziału, swoich poprawek." hmm.. no nie brzmi za przyjemnie, ale ok

    ahaa... spoko xd ja pisze praktycznie same komedie o.O jakoś tak samo wychodzi, nie wiem czemu o.O

    ostatnie... no cóż, jak mówiłam, jak uważasz. Lecz zawsze mniej błędów jest lepsze niz więcej :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No bo ja wtedy nie byłam przyjemna xDDD. Lepiej się było do mnie nie zbliżać xD. No i już cię przeprosiłam za to, że tak pojechałam. Ale tak czasem ze mną bywa xD.

      Usuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Epilog.

47. „W tym świecie nawet ściany mają uszy.”

50. „Uratowana przed demonem, który wysysał resztki sił życiowych z otoczenia.”