Epilog.
~ 19 lat później ~
Przetarłam zmęczone oczy
koniuszkami palców i wstałam z fotela. Siedziałam na nim 3 godziny
każdego dnia, ale było warto. Spisałam historię. Swoją historię.
Rozsunęłam firanki i otworzyłam okno.
- Już... - zauważyłam
swój zachrypiały ton. - Już świt.
Spojrzałam na zegarek,
faktycznie była 4 rano. Ptaki budziły się powoli i można było
słychać ich śpiew. Czyli nie siedziałam tutaj 3, ale 9 godzin.
Ciekawe.
- Witamy w cywilizacji –
przywitał mnie znajomy miły i lekko zadziorny głos.
- Geor... - urwałam.
Podeszłam do niego, wzięłam
gorący kubek pełen herbaty. Spojrzałam na jego twarz i odstawiłam płyn
na stolik. Pociągnęłam go za dłoń. Położył się na ogromnej
sofie, a ja się w niego wtuliłam i zasnęłam.
O siódmej zadzwonił
budzik.
- Pożar! - mlaskałam
ustami. - A nie... to tylko zegar.
Weasley zaczął się śmiać.
- Skończyłaś wreszcie
powieść? - zapytał.
- Tak.
- Przeczytaj mi coś. Mój
ulubiony fragment.
Spojrzałam
na niego, ale wiedziałam, że nie wygram.
Kolejny
nudny dzień. Nie, on nie był nudny. Jak zawsze coś się działo.
- Carmen
chodź wreszcie - oznajmiłam szeptem.
- Przecież
idę.
Przerwałam,
kiedy rudzielec chrząknął.
- Dobrze
wiesz, że nie mówię o początku.
Zaśmiałam
się, ale przewróciłam strony na rozdział 32.
George
dopiero teraz zorientował się, że trzyma mnie jeszcze za rękę.
Gwałtownie ją puścił, a ja zrobiłam kilka kroków w stronę jego
biurka, aby przyjrzeć się fotografią na nim. Cała rodzina i ich
śmieszne sceny. Urocze. Wszędzie było pełno walających się
wynalazków. Chciałam zobaczyć więcej i otworzyłam szufladę. Ona
zaś zachowana była w ładzie i porządku. Było tam tylko kilka
zdjęć... przedstawiających nas. Te z wakacji, kiedy wpadliśmy na
siebie na Pokątnej. Wspaniały dzień, ale dlaczego zachował te
zdjęcia? Odwróciłam się i zobaczyłam Weasleya siłującego się
z drzwiami szafy. Jakby właśnie upchał tam wszystkie ubrania. I
rzeczywiście, zrobiło się czyściej. Następnie spojrzał na mnie,
a konkretnie na to co trzymam. Podszedł do mnie i zabrał
fotografię.
- To
nic takiego – wytłumaczył.
A
ja go zignorowałam.
- Mówiłeś
coś o pierwszym kroku, tak?
- Zgadza
się.
Nagle
zdałam sobie sprawę, że to właśnie ta chwila i ten czas. W
przepływie chwili pocałowałam go. Na początku delikatnie,
później, kiedy oderwałam się od niego szepnęłam: „Już wiesz
wiesz, w kim się naprawdę zakochałam”. On uśmiechnął się
szczerze, tego brakowało mi najbardziej. Teraz to on zaczął mnie
całować. Z taką namiętnością i czułością, a ja z chęcią
oddawałam pocałunki. Czułam, że tu jest moje miejsce, w
ramionach tego chłopaka i niech tak pozostanie.
- „I
niech tak pozostanie” - zacytował mnie.
Przymrużyłam
oczy.
- A
ty nie musisz przypadkiem zbierać się do pracy? - zagadałam,
kiedy zbliżał się do mnie.
- Tak
bardzo chcesz się pozbyć swojego ukochanego męża, aurora?
- Skromnego.
- I
kochającego Cię nad życie. No dobra, jesteś jedną z dwóch.
- Znam
ten tekst.
- A, więc chcesz się mnie pozbyć?
- Tak,
od zawsze planuję ten dzień. Nie zaglądaj do mojego dzienniczka,
tam są szczegółowe plany. A w drugim jest rozpiska zniszczenia
świata.
- Nie
prowadzisz dzienniczków.
- To nieistotne.
Zaczęliśmy
się śmiać.
- Do
kiedy musisz oddać książkę do wydawnictwa? - zapytał.
- Termin
minął... wczoraj.
- Kochanie...
- Spadaj! Zaraz się tam teleportuję. O! Jeszcze trzeba z dziećmi na
Pokątną jechać!
- Zrobiłem
to tydzień temu.
- I
za to Cię kocham.
- Powtórz
to, bo chyba nie dosłyszałem.
Musnęłam
czubkiem nosa jego policzków.
- MAMO!
TATO! LEO ZABRAŁ MI MOJĄ WŁASNOŚĆ! - wrzasnęła Susan.
Wbiegła
do pokoju i się skrzywiła. Miała 12-lat, a jej brat 13.
- Fuj!
Nie za starzy jesteście? Przynajmniej nie publicznie.
- Damo
droga, jak widzisz w wieku 35 lat już się rozpadam. Podaj mi z
łaski swojej moją nogę... znowu się oderwała – ironicznie odpowiedziałam z szyderczym uśmiechem.
- Mamo!
To nie jest zabawne.
- Faktycznie,
do kompletnej destrukcji ma jeszcze rok. Ja już jestem na skraju - zawtórował mi rudzielec.
- Tato!
Ty też!
- Dziecko,
jakbyś przykładała się do nauki w taki sam sposób, jak czytasz
książki to byłabym w niebo wzięta.
- Wiedziałam,
że mi nie pomożecie! - oburzyła się.
15
minut później przybiegł Leon.
- Sus
zabrała mi procę!
- A
to akurat dobrze, zbiłeś mi ostatnio wazon, którą dostałam od
twojego ojca.
- Sama
ją zbiłaś! Nie podobał ci się!
- Co
proszę? - George zrobił teatralną minę.
- Kocham
Cię – zachichotałam i teleportowałam się z maszyno-pismem do
wydawnictwa „Czarownica”.
Rozglądnęłam
się po schludnym pomieszczeniu. Drewniane biurko zachowane w odcieniach szarości, ściany niebieskie, na suficie namalowane gwiazdy mieniące się różnymi kolorami. Na ścianie na przeciwko biurka wisiała kopia "Mona Lisy". Zawsze przerażał mnie fakt, że śledzi mnie wzrokiem. Nie zapominając o porozrzucanych papierach. Tam nigdy się nic nie zmieniało. W moim przypadku mimo rozczochranej fryzury, każdy wiedział, że to
normalność. Uznawanie mnie za dziwną. To nawet było pochlebstwo.
- Pani
Green, oto właśnie stało się objawienie, skończyłam - rzekłam dumna ze swojej persony.
- Spodziewałam
się pani wczoraj.
- Tak,
wiem. Ale...
W
tej chwili zadzwonił mi telefon. Kiedyś wytłumaczyłam Julie, że
to sprytne urządzenie mugoli. Na wyświetlaczu wyświetlił się:
Goblin.
- No
co tam, Cormac?
- Kora
rodzi! Rozumiesz?!
- TERAZ?!
- TAK!
- Gdzie?!
- W
szpitalu!
- Konkretniej, idioto!
- Na
Flover Street 54.
- Zaraz
będę.
Rozłączył
się, a ja znowu się teleportowałam. Wcześniej oczywiście
przeprosiłam panią Green i usłyszałam, że mam być za miesiąc. Da mi poprawki.
Stałam
przed szpitalem i wbiegłam do niego jak porażona. Lata w których
grałam w Qudditcha się opłaciły. Zatrzymała mnie niestety
niemiła pani...
- Kogo
pani chce w takim stanie odwiedzić? Psychiatrę? - zapytała opryskliwie.
- Korę
Nelson.
- A
kim pani dla niej jest? Rodziną?
- Mogę
być. Siostrą, bratem, żoną, mężem... Nie czas na takie głupie
pytania. Ja tam muszę wejść.
- Nie
możesz...
Ale
jej nie słuchałam. Zupełnie jak Matriks wkroczyłam na
porodówkę... ale do sali obok... Wejście smoka chciałam powtórzyć
to nie miałam już opcji. Czekam tak, aż w końcu zobaczyłam
zmęczoną blondynkę, obok niej, jej męża zemdlałego na ziemi i
bliźniaków w kościstych rękach. To był piękny widok, aż przyszła
ochrona i wywalili mnie ZE SZPITALA.
- Bo
jak ja wam niewybaczalnym walnę to się nie pozbieracie! -
krzyknęłam.
- Czym?
- zapytał się mnie przechodni.
Zrobiłam
minę niewiniątka i poszłam dalej. Czas odwiedzić Carmen.
Skierowałam kroki do psychiatryka. Stamtąd mnie nie wyrzuciliby.
Przekroczyłam
wejście i przywitałam się z wszystkimi, byłam tu częstym
bywalcem.
- Angrid, sala
numer 5? - zapytałam na wstępie.
- Tak
– usłyszałam w odpowiedzi.
Wsunęłam
głowę do pokoju. Widziałam Carmen czytającą Heldze jej ulubioną
opowieść. Niezauważenie wślizgnęłam się do pokoju.
„A
później Kopciuszek...” Wystarczy na dzisiaj.
- Cześć
Rose – pogodnym głosem pacjentka podała mi dłoń.
- Witaj,
pamiętaj żeby wyciszyć głosy. Jesteś na dobrej drodze.
Uśmiechnęła
się i zaczęła coś szkicować. Carmen spojrzała na nią i razem
wyszłyśmy.
- Co
Cię tu sprowadza? - zagadała.
- Nie
widziałyśmy się jakieś półtora tygodnia. Chcę przypomnieć o tym, że za
miesiąc jest u nas grill. A poza tym, dawno nie grałam z Tomem w
szachy.
- Zaprowadzę
cię - odrzekła.
- Wiem, gdzie iść.
- Wiem, gdzie iść.
Pracowała
tam ze względu na własne przeżycia. Cieszyła się z tego, a ja
byłam taką wolontariuszką... Nawet tak mnie nazwać nie powinnam, ale kto bogatemu zabroni... Lub kto mi zabroni. Znałam wszystkich i wszyscy znali
mnie.
~~♥~~
Wieczorem wstąpiłam do rezydencji mojego kochanego Olivera. Była wielka. Pomalowana na brązowo z moim artystycznym działem na środku, którego nikt nie miał prawa zmyć. W środku wisiał wielki żyrandol. Stary dywan ozdabiał podłogę, ale ja skierowałam kroki do salonu. Fanatyk literatury pięknej właśnie drzemał koło kominka.
Marzyciel, pomyślałam.
Dobrze mu się powodziło, a Luna go kochała. Miał przystojnego syna w wieku Susan. Olliego widziałam przynajmniej raz na trzy dni i zawsze wspominaliśmy dawne dzieje. Nigdy nie stracił swojego uroku osobistego. Przyznał się kiedyś, że się we mnie podkochiwał. A ja dodałam, że w wieku 10 lat, zakochana byłam na zabój. I to w nim! Nawet z lękiem wysokości wspięłam się na wielkie drzewo, wszystko by zrobić jak najlepsze wrażenie.. Wtedy było wielkie... Przegadaliśmy kilka godzin przy Ognistej. Kiedy dochodzi do takich sytuacji nie ma przebacz. Nikt nam nie przeszkadza. Jesteśmy tylko ja i mój pierwszy chłopak... Nigdy nim co prawda nie był, ale pierwszy raz się z nim pocałowałam... Nie ważne, że jako dzieciak. To nieważne. Znaleźliśmy szczęście nie zapominając o sobie. I nawet w wieku 12 lat obiecaliśmy sobie, że za siebie wyjdziemy po 30-stce. Los chciał inaczej. Jednak wciąż go kocham. Jak brata i najlepszego przyjaciela, którym zawsze był i będzie. Przy nim zawsze będę czuła się jak superbohater, detektyw czy... Nie, ja po prostu będę sobą. On też.
Marzyciel, pomyślałam.
Dobrze mu się powodziło, a Luna go kochała. Miał przystojnego syna w wieku Susan. Olliego widziałam przynajmniej raz na trzy dni i zawsze wspominaliśmy dawne dzieje. Nigdy nie stracił swojego uroku osobistego. Przyznał się kiedyś, że się we mnie podkochiwał. A ja dodałam, że w wieku 10 lat, zakochana byłam na zabój. I to w nim! Nawet z lękiem wysokości wspięłam się na wielkie drzewo, wszystko by zrobić jak najlepsze wrażenie.. Wtedy było wielkie... Przegadaliśmy kilka godzin przy Ognistej. Kiedy dochodzi do takich sytuacji nie ma przebacz. Nikt nam nie przeszkadza. Jesteśmy tylko ja i mój pierwszy chłopak... Nigdy nim co prawda nie był, ale pierwszy raz się z nim pocałowałam... Nie ważne, że jako dzieciak. To nieważne. Znaleźliśmy szczęście nie zapominając o sobie. I nawet w wieku 12 lat obiecaliśmy sobie, że za siebie wyjdziemy po 30-stce. Los chciał inaczej. Jednak wciąż go kocham. Jak brata i najlepszego przyjaciela, którym zawsze był i będzie. Przy nim zawsze będę czuła się jak superbohater, detektyw czy... Nie, ja po prostu będę sobą. On też.
~~♥~~
Słońce
świeciło, ptaki śpiewały, radość wokół, więc trzeba było zerwać się z własnej krainy i wstawać.
- Rosie.
- Nie
nazywaj mnie tak, nie lubię jak mi się zdrabnia imię.
- Wiem - odrzekł gigant.
Godzinę
później wszyscy byli gotowi. Dzieci spakowane do Hogwartu. Peron 9
i 3/4 był celem naszej podróży. Susan pierwszy raz jechała do tego
magicznego miejsca, zaś Leo już był Gryfonem. Byłam z nich wszystkich dumna.
Zjawiliśmy
się tam na czas. Szybko zauważyłam Weasleyów i Malfoyów.
Chciałam to powiedzieć dzieciom, ale już ich przy mnie nie
było. Powoli podchodziłam do rodziny. Rose – córka Hermiony i
Rona bardzo bała się jechać do Hogwartu. Nie dziwiłam się jej,
sama... nie... ja nie miałam, aż takich obaw. Jednak widziałam, że
oni nie dają sobie rady.
- Cześć,
mogę Cię prosić na chwilę? - zapytałam młodej.
- Dzień
dobry, ciociu.
- Czuję
się przez ciebie taka stara. Widzę, że cała się
trzęsiesz.
- Bo
to Hogwart, jak przydzielą mnie do Slytherinu to ojciec mnie
wydziedziczy!
- Jeśli
Ron będzie chciał to zrobić to DOSTANIE PO ŁBIE! - powiedziałam
wystarczają głośno by usłyszał. - Opowiem ci coś. Kiedyś
chodziłam do Francuskiej szkoły. Tam były te cholerne mundurki i
rygor. Marzyłam o Hogwarcie. Ben, mój starszy brat, który teraz
ma szczęśliwą rodzinę lubił się ze mną droczyć. Mogłabyś
postawić się w mojej sytuacji. Ty masz Hugona. Gdy już udało mi
się dostać na to miejsce w którym ty stoisz postanowiłam sobie,
że coś wszystkim udowodnię. W moim życiu nie było tak łatwo.
Zakochałam się, odkryłam sekret rodzinny.
- O
siostrze bliźniaczce? Na jej grób zawsze chodzisz w rocznicę
bitwy o Hogwart?
- Tak,
właśnie nią. Ale zmierzając do sedna. Zrobiłam coś, bo ktoś
we mnie uwierzył. George, zawsze to robił. Nawet w tych
trudniejszych chwilach. Nie tylko on. Rodzina i przyjaciele. Teraz
ja ci mówię, że w ciebie wierzę. Osiągniesz dużo, bardzo dużo.
Może nawet więcej ode mnie. Nosisz moje imię, prawda? - zaśmiałam
się. - A Hogwart Ci to ułatwi. To najlepsza szkoła dla
czarodziei.
- Dziękuję
– przytuliła mnie, a ręce przestały jej drygać. -
Czy... czy zrobiłabyś coś dla mnie?
- Co
takiego?
- Ten
ostatni raz, przejedź się do szkoły. Tak dobrze o tym mówisz,
że wiem, iż tego chcesz. Nie usiądziesz ze mną w przedziale i
nie będziesz mnie niańczyć. Po prostu teraz ja zrobię coś dla
ciebie.
- Sprytne.
- Wiem. - Mrugnęła do mnie.
Pokręciłam
potakująco głową, a ona podbiegła do rodzicielki. Spojrzałam na
Dracona i uściskałam go zwalając go z nóg.
- Kobieto,
masz już tyle lat, a zachowujesz się jak nastolatka.
- Oj, Draco, nie zmieniłeś się. Ale wiesz, że zawsze będziesz mi
bliski i nawet w wieku 60 lat uściskam cię powalając z nóg.
Zaśmiał
się sympatycznie.
- I zgól tego wąsa, bo jeśli nie poznasz moc mojego obcasa! - Wystawiłam mu język.
Spojrzałam
na Pottera, który właśnie przeprowadzał podobną rozmowę ze
swoim synem jak ja przed chwilą z Rose. Dawno nie widziałam tych
starych pryków. Ponownie podeszłam do Weasleyów i uściskałam
Rona, Hermionę, Freda, Carmen. Potterów także. Nie zapominając o Holinsach. Uroniłam łzę.
Przez te wszystkie lata. I Hagrid!
- No
dzieciaki, zaraz wyruszamy. Rose jak tam Zonek?
- Ciężko
było go wytresować, ale teraz nie wyobrażam sobie, żeby go nie
było. Choć wielkiego smoka ukryć w londyńskim ogródku też było ciężko.
Gajowy
zaczął się śmiać.
- Kochanie!
Dzisiaj idę z Fredem coś przeskrobać, więc nie czekaj na mnie - zawołał George.
- Obiecałam
coś Rose.
- Świetnie,
każdy ma zajęcie.
Pokręciłam
głową z politowaniem i zaczęłam rozmawiać ze znajomymi. Na
gwizdek weszłam do pociągu jak za dawnych dobrych lat. Usiadłam w
starym przedziale, a wspomnienia odżyły. Czułam, że moja historia
dobiegła końca. Teraz będzie już tylko lepiej.
W
pobliżu usłyszałam krzyk, bardzo znajomy. Czasem nasze marzenia
przybierają czarną barwę, to nazywamy koszmarami. A później
powraca rzeczywistość. Drżąca ręka zjawy dotknęła mojego policzka,
usta układały się w nieme: „Tęskniłaś?”. Wraz z dobrymi
wspomnieniami powracają te złe. Jedno właśnie koło mnie stoi. I
zniknął, rozpływając się w powierzchni ziemi. Sen na jawie.
Zaśmiałam się, czym byłoby życie bez problemów? Nareszcie koniec
sielanki. Specyficzny człowiek potrzebuje specyficznego stylu życia.
Dziwna ze mnie istota, a Wy. Drodzy czytelnicy, nigdy nie dowiecie się
kogo zobaczyłam. To będzie taka słodka zagadka.
Koniec!
-----------------------------------------------------------------------------
Kurtyna w dół, to koniec.
Zwlekałam z napisaniem epilogu, bo wiedziałam, że nie będzie już nic więcej. Zakończyłam część swojego życia. Ta przygoda wiele mnie nauczyła. Dziękuję stałym czytelnikom, którzy ze mną zostali.
Chciałabym dedykować to wam wszystkim, więc wymienię:
Kornelii, Black, Lidce, Anicie, Zuzannie, Tristezzie, Tatii, Hermionji, mey bi, Crystal (Emulsji), Karolinie, Leire, Pinkie Pie, Werze, Alusi, Kasi, Weasleyowa, Liley (której niestety już nie ma), Veritaserum, Lexie L, Princessie, Rexi Greend, Ani, Katherine Jackson, Patrycji, Natalii, Vivien Weasley, Lily Potter, Magdalenie Lewandowskiej, Aleksandrowi, Stacy Malfoy.
Czyli tym wszystkim, którzy zostawili komentarz (nie czysty spam) lub po prostu wiem, że przeczytali C:.
No i obserwatorom, nie wszyscy komentują.
I za te powyżej 19 tysięcy wyświetleń.
Boże Święty, jak widzę swoje pierwsze rozdziały i spację przed znakiem interpunkcyjnym to się załamuję. Kiedyś zasiądę tutaj i wszystko po poprawiam.
Łza mi się w oku kręci.
Byłabym wdzięczna jakbyście napisali, co sądzicie o całości.
O matko o matko o matko! To koniec. Nie wierze! Koniec? Dlaczego :P Jejku Klaudia! od czego zacząć. Dziękuje. Za to opowiadanie, za to, że się poznałyśmy, normalnie.... za wszystko :D Pisząc to opowiadanie wykonałaś kawał dobrej roboty.
OdpowiedzUsuńA propo eilogu... Psychiatryk? Ale.. acha...wolontariat tak? Nie no... bo na początkumyślałąm, że Carmen trafiła do psychiatryka xdxdxdxd hahahah taaa... kochani. I te dzieciaczki <3 nie no... pięknie. No to teraz wiesz na co czekam ;) Jakim blogiem teraz mnie zaskoczysz? Byle tylko nie czekać zbyt długo :* Kocham dziękuje i gratuluje :*** <3
Jeju, bardzo mi miło. Dziękuję.
UsuńKażda historia musi kiedyś dobiec końcowi.
To piękne, że doprowadziłam historię Rose do końca, że się nie poddałam, a wiele razy chciałam.
Dzięki temu jestem z siebie dumna.
Też się cieszę, że się poznałyśmy i wybacz, że długo nie pisałyśmy, ale coś gg mnie nie lubiło.
Carmen pracuje w psychiatryku.
Z psychiką Carmen to może i by się nadawała xd.
Jak mnie znasz, takie zbyt długo xD.
Ogólnie chcę sobie zrobić przerwę, ale już mam pomysł. Nie do końca związany z Hogwartem, ale na pewno wzmianki o Harrym Potterze i J.K. By będą.
Mam nadzieję, że nie stracę ochoty do prowadzenia blogów.
Taka czytelniczka to skarb.
Kocham i jeszcze raz dziękuję za wszystko <3.
Hej, hej Kłodo. Słoneczko moje. Teraz jestem już nie Crystal, ale Trisha.
OdpowiedzUsuńBoże, wiem, że dawno tutaj nie komentowałam, ale od czasu do czasu wchodziłam i czytałam. Tylko że ja mam takiego zawodowego lenia i kiedy miałam się zabierać do komentowania, odechciewało mi się wszystkiego.
Ja też nie lubię epilogów. Ale wszystko co dobre kiedyś musi się skończyć, prawda?
Historia, którą stworzyłaś jest cudowna. No i wszystkie te postacie... Zżyłam się z nimi, ale najbardziej będę tęsknić za Rose i George'em. :c No i za twoim piórem, kochana.
Mam nadzieję, że jak założysz nowego bloga to mnie o tym poinformujesz na kolizje-serc.blogspot.com
A teraz odpocznij sobie trochę, zastanów się nad nową historią, którą stworzysz i bierz się do pisania! Bo jak nie to będę się do ciebie dobijać na gg! I nie dam ci spokoju! Ha! :DD
Ściskam, całuje, pozdrawiam, no i w ogóle tego kocham mocno <3
Emulsja <3.
UsuńJak ja dawno z Tobą nie rozmawiałam :c. Ja mam wszędzie zaległości, muszę je ponadrabiać xD. Zawodowy leń, nie tylko tobie się udziela C:.
Dziękuję, bo zaraz się wzruszę.
Cieszę się, że potrafiłam tak wykreować postacie, by wzbudzały i nienawiść i radość.
Poinformuję, na pewno.
Dobijaj na gg, jestem otwarta na propozycję :D.
Też kocham, jeszcze raz dziękuję, no i oczywiście pozdrawiam.
Klajdzie Ty!
OdpowiedzUsuńGdybyś dodała epilog, gdy cię prosiłam, to mój komentarz byłby pierwszy, ale nie po co xD
Nienawidzę Cię za to, że już kończysz tego bloga.
19 lat później. Boże jaka ja musiałam być stara, Ty tym bardziej ;)
Nie ma to jak spanie na fotelu. Szyja Cię nie bolała? XD
George i Rose to zawsze była moja ulubiona para, a jak rozważałaś to, aby bloga zakończyć bez szczęśliwego zakończenia to bym cię zabiła. Jak miło było wrócić do tego rozdziału. *awww*
Twoje dzieciaki ach xD
12 i 13 lat powiadasz... Szybko zaczęłaś, a ja przy tobie czuję się taka straszna -.- 35 lat i mieć pierwsze dziecko, sorry co ja gadam. Dwójkę mi od razu zmontowałaś xDD
Jak to czytałam "co, jak, gdzie, kiedy" to o mało co nie spadłam z łóżka xD
Ja już myślałam, że Carmen jest zamknięta. Kurde, zepsułaś to ;c
Oliviera kocham i zawsze będę. Pierwszej miłości nigdy się nie zapomina xD
Rose taka kochana i dorosła ;o
Pomogła małej Rose o jej <3
I ty wsiadłaś. Już myślałam, że coś wywiniesz xD
Rozdział za krótki! Wstydź się, wstydź. Aha i masz czas do 8 lipca, by zacząć nowy blog xD Chcę 8 lipca zobaczyć nowy rozdział na innym blogu. Nie myśl sobie, że dam ci w wakacje odpocząć <3
Kocham Cię i pozdrawiam. Życzę weny co do innych blogów. Mam nadzieję, że zajdziesz z tym bardzo daleko, a twoja wena nigdy nie będzie miała końca.
Przede wszystkim bardzo Ci dziękuję.
POzdrawiam. Twoja Kora. <3
KAA BUUM.
Nelson, Ty, Ty.
UsuńI tak masz kilkudniowy poślizg xd.
Nienawidzisz mnie? A przed sekundą wyznałaś mi miłość ;o.
RÓŻNICA ROKU XD. JEDNEGO. A postarzałaś mnie o jakieś 20 ;o.
Spanie to spanie. Ja mogę spać wszędzie.
Często myślałam nad wygraną Voldemorta stojącego na wieży ze swoich ofiar. Ale pomysł Ci się nie spodobał :C. Innym też nie.
Ignoranci.
Kawałek 32... TAK PÓŹNO PIERWSZY KISS. Ale lubię tą fazę, kiedy myślą, że ta druga osoba nic nie czuje do pierwszej. Później jest za słodka. Jednak chyba przesadziłam z tym czekaniem xd.
13... W takim razie Rose miała 22 lata. No tak, można to ująć, że szybko... :D
34!
I dwójkę, a co!
Naprawdę chciałaś wiedzieć jak. Jak się dzieci rodzi czy tworzy. Z tym nie do mnie xD.
No, no. Na łóżku jeszcze byłaś, haha.
Carmen, ja wiem, że jej nie lubisz.
Oliver oddał serce innej. Musi mnie kochać, bo jak nie jak tak xd.
Rose Jr, haha.
Co miałabym wywinąć?
Jak krótki, jak długi! 4 strony ma.
Nie, nie 8 lipca to ja śpię.
I NIE ROZKAZUJ MI ZŁA KOBIETO.
Dasz, dasz.
Blogów?
Nie za dużo?
Ojej, kochane. Jakby nie wzmianka, że mnie nienawidzisz to byłoby to bardziej kochane :C.
Ale mimo to też cię kocham i pozdrawiam.
Dziękuję i KA BUM <3.
Oj moja najukochańsza, wreszcie zebrałam się i weszłam na laptopa, także komentuje.
OdpowiedzUsuńWięc może najpierw o blogu, bo wiem, że postać Rose była inspirowana moją blogową Rose, jako przyjaciółką Carmen, więc w jakiś sposób przyczyniłam się do twojego pisania i do powstania tego bloga.
Ostatnie rozdziały różnią się od tych pierwszych nie tylko treścią, ale także składnością zdań i brakiem jakichkolwiek błędów.
Podciągnęłaś się, ale opisy są bardzo podobne, a wiem, że twój dobór słów pozwala na bardziej kwieciste i te inne ładne rzeczy.
Nie umiem tego ubrać w słowa, bo nie wiem co to będzie, gdy napiszesz mi, że dodałaś rozdział, a ja z rozpędu wpiszę ten adres?
Cholera jasna, będzie mi brakować twojej nieśmiałości co do dziwnych i krwawych scen i zamiłowania do nie zabijania postaci od razu (jestem dumna z ostatniego rozdziału, zajebałaś pół szkoły).
Dobre, co do rozdziału to musiałaś opisać wszystkich, to trochę dziwne, bo po raz pierwszy się z tym spotykam, może nie jestem jakąś specjalistką od blogów (zczegosięcholerniecieszę), ale wiedz, że jesteś wyjątkowa.
Szczerze? Wiedziałam, że wsadzisz mnie do wariatkowa i w sumie cieszę się, że tym razem nie jako przebywającego tam.
Ładnie to do końca opisałaś, nie wiem co jeszcze powiedzieć.
Będę po prostu tęsknić za tym ryjem George'a na tyle.
Za tą białą przestrzenią w tyle na każdym telefonie, tablecie, pieprzyć.
Nie umiem pisać długich komentarzy.
Kocham, pozdrawiam i czekam na nowego bloga c:
Twoja oddana Black c: