50. „Uratowana przed demonem, który wysysał resztki sił życiowych z otoczenia.”
Już czas. To ta chwila. Ten moment.
Jeszcze wszyscy żyją. Jeszcze patrzą się na siebie nawzajem i
udają, że wszystko będzie dobrze. Ale nie będzie. 2 maja. Głupi dzień na śmierć. Odruchowo próbowałam ścisnąć rękę
kogokolwiek, ale przy mnie nie było już nikogo. Stałam na placu
zajmując swoją pozycję. Nagle pojawiła się panika. Co jeśli
strzały będą za silne? Zabiją mnie nim zrobię to co do mnie
należy. Przynajmniej będzie to honorowa śmierć. Śmierciożercy
jak jeden mąż wbiegli w zasłonę. Niektórzy się spalili. Reszta
zamarła. Wpatrywali się we mnie nierozumiejącym wzrokiem.
- Hope? Czy to ty? - krzyknęli
pogardliwym głosem.
- Tak! To ona! Wpuść nas –
odezwał się skrzeczącym jękiem szatyn.
Ja tylko czekałam, zgłosiłam się na
to samobójcze stanowisko, bo wiedziałam, że mój wygląd ich
zaciekawi. Gdy wszyscy byli już gotowi odwróciłam wzrok, zagłuszyłam
krzyki. Po prostu spojrzałam w bok. Śmierciożercy również. Wtedy
odeszłam. Miałam po prostu zrobić rozpoznanie. Nie odezwałam się
słowem. Zamarłam jednak bezruchu.
- Głupcy, pozabijać was to za
mało! Jak miałabym tam być?! Szafka zniknięć jest
zniszczona. – Groźny, zimny ton odrzucił wszystkich na bok.
Zachowywała się tak bardzo
psychicznie, że nawet mimo swojej postury wywoływała wstręt i
panikę. Zatrzymała się o milimetry od zasłony.
- Rosie, Rosie, Rosie, sprytna z
ciebie dziewczynka – zaśmiała się jak Barty Crouch Junior, kiedy
wieźli go do Azkabanu.
Zaczęłam się cofać. Jak błazen,
chwiejnym krokiem. Znowu słyszałam szum, krzyk i widziałam, że
ktoś biegnie żeby mnie powstrzymać. W moich oczach nie było łez,
ale złość, nienawiść. Dusiłam krzyk. Stojąc naprzeciwko niej
nie mogłam się napatrzeć. Była odbiciem mnie. Na oko trochę
wyższa i przede wszystkim z wielkim tatuażem na przedramieniu.
- Jesteś nikim, nie przez to, że
cię oddano, ale przez to czym się stałaś – szepnęłam.
To jedyne słowa, które wypowiedziałam. Mimo że powiedziałam je cicho miałam świadomość, że mnie słyszy. Wrzask
goryczy potwierdził mnie w przekonaniu. Chciałam, żeby użyła
Crucio. Tylko podświadomie aby cierpiała kiedy zaklęcie się na nią odbije. Nie byłam pewna czy mogłabym ją
kiedykolwiek skrzywdzić. Bądź co bądź to moja siostra. Uciekłam
mijając Cornera, który zbliżał się do mnie. Nie traciłam jednak
zewnętrznego spokoju. Nie pozwoliłam sobie na ani jedną łzę.
Przytuliłam się tylko do George'a, kiedy już byłam w zamku. Tak mocno jakbym chciała go
udusić. Całą swoją złość i rozczarowanie przelałam na ten
uścisk. Moje uczucia dusiły się w jego klatce piersiowej. A on
mnie nie puszczał. Na pewno brakowało mu tchu, ale mnie nie
puszczał.
- Cśś, jestem przy Tobie –
szeptał mi do ucha.
- Wiem.
Oderwałam się od niego, pocałowałam
go. Tak bardzo brutalnie, łapczywie jakbym nigdy więcej nie miała
go już zobaczyć.
- Ostatni pocałunek?
- Pocałunek śmierci.
- Mam nadzieję, że nie.
- A ja wierzę, że nie.
Skinął głową i odszedł.
- Piertotum Locomotor – rzuciła
zaklęcie McGonagall. - Zawsze chciałam to powiedzieć –
uśmiechnęła się.
Podziwiałam ją, nawet teraz nie traciła pokory ducha.
Śmierciożercy dali za wygraną na chwilę nie
dobijali się przez główne wejście. A ja stałam zapatrzona jak
zielone światło niszczy jedyną linię obrony. Powolutku.
Wyrwałam się z transu i pobiegłam
do Neville'a.
- Poradzisz sobie?
Spojrzał na mnie jak na idiotę.
- Dobrze, wiem. Ale nie umieraj mi
tu. Wiesz, że cię kocham. Was wszystkich. Jesteście moimi
przyjaciółmi. - Przytuliłam ich.
Longbottom oddalił się na sam koniec
mostu. Seamus, Ginny, Tatia i ja, czekaliśmy w niepewności.
- EJ! Co? Nie możecie się dostać?
Ojojo biedactwa. Idźcie do mamusi.
- Nie obrażaj mojej mamy, szlamo.
- Status krwi to nie wszystko. Ja
zaś nie mam takiej szpetnej mordy jak wy. Operacja plastyczna się
nie udała? Operował was Frankenstein?
Jeden z nich nie wytrzymał. Rzucił
zaklęcie, które go ugodziło.
- Głupoty wam nie brak - zaśmiał się gryfon.
Widziałam, że tylko czekają aż go
dopadną. Liczyli sekundy. Nagle „kurtyna” opadła.
Przedstawienie się zaczęło. Niepewnie pierwszy rząd
Śmierciożerców ruszył krok na przód. Nie spaliło im nóg. Znów
zaczęły się wrzaski, a Neville powiedział „Ojć”. Zaczął
biec przez most. Wyznawcy Czarnego Pana nie czekali na zaproszenie.
Zaraz za nim ruszyli. Longbottom krzyczał i rzucał zaklęcia, a most
powoli zaczął się burzyć. Ładunki wybuchowe na nim wybuchały,
Śmierciożercy ginęli. Nie było mi ich szkoda. W ostatniej chwili
brunet skoczył.
- T-TO BYŁO NIESAMOWITE.
- Przynajmniej wiemy, że cię nie
podmienili – uśmiechnęłam się.
Ukłonił się teatralnie.
- A teraz do dzieła.
Posągowi strażnicy Hogwartu po kolei
zostali niszczeni. Czarownice i czarnoksiężnicy przedzierali się
do środka. Przez dziurę w suficie zobaczyłam co się dzieje na
górze. Lavender walczyła dzielnie, ale bez pomocy nie miała szans.
Mimo mego braku kondycji leciałam jej na pomoc.
- Crucio! - krzyknęłam będąc na
miejscu – Drętwota! Petrificus Totalus!
- Niewybaczalne? -
odezwała się.
- Przecież to bitwa o Hogwart,
tutaj walczy nawet Ministerstwo lub jego pozostałości.
- Dziękuję.
Odwróciłam się i zobaczyłam
wroga z maską, który już przymierzał się do rzucenia
na mnie zaklęcia. W ostatniej chwili Tatia zasłoniła mu drogę do
celu. Potraktowana Avadą nie miała szans.
- Cucio! - Miotał się. -
Expelliarmus.
W jednej chwili poczułam do tego
człowieka taką nienawiść jaką ludzie obrzucają najgorszych
bydlaków, kanalie. Zaczęłam go kopać, a krew tryskała na moją bluzkę.
Płakałam, mimo że obiecałam sobie tego nie robić.
Przestałam.
- Ale nie zabiję cię! Gorszą
śmiercią jest Azkaban. Dopilnuję żebyś tam trafił. Pocałunek Dementora będzie słodką zemstą.
Zdarłam maskę z jego twarzy i
zobaczyłam Yaxleya. Pobiegłam do Salvador. Objęłam ją brudnymi z
krwi rękami i przytuliłam. Kręcąc się w tył i przód.
- To miałam być ja! Dlaczego
umarłaś za mnie?! - szlochałam.
- Dobrze wiesz czemu. Przekaż
Scottowi, że go kocham. Ciebie też. Carmen i wszystkich innych.
Dotknęła mnie niematerialistycznymi
paliczkami.
- Możesz zostać.
- Wiesz, że nie mogę. Lepiej mi
będzie po drugiej stronie, nie obwiniaj się. Będę nad Tobą
czuwać. Nad wami.
Przytuliłam jej ciało ostatni raz i wytarłam
łzy. Poszłam na schody. Zwykle bezpieczne schronienie stało się górą
trupów. Cały czas rzucałam zaklęcia. Zwykle ochronne. Nie
użyłabym nigdy „Avda Kadavra”. Widziałam jak Farro walczy z
czarownicą. Od tyłu ktoś przymierzał się żeby go zabić.
- Expelliarmus. Drętowta –
zawołałam.
Strumień światła unieszkodliwił drania.
- Szlachetnością nie grzeszysz. –
Splunęłam mu na twarz.
Zobaczyłam złotą trójkę.
Skradali się gdzieś. Poszłam za nimi. Patrzyli przed siebie skuleni.
- Co robicie? - szepnęłam.
- Odejdź – oznajmił Harry.
Wtedy zobaczyłam... krew na oknie. To
ja uspokoiłam Pottera przed rzuceniem się tam. Nic nie mogliśmy
zrobić w tej chwili. Później dostrzegłam, że osobą, którą
zabił Nagini był Snape. Chwyciłam się za własną pierś i
uwolniłam kruczowłosego. Z momentem, kiedy Voldemort zniknął, zebrał ostatnie wspomnienie Severusa i
zamknął mu powieki. Wiedziałam co tam jest. Syriusz niegdyś się
upił i opowiedział historię nauczyciela od eliksirów. Wszystkie
wredne rzeczy, które robił nie były z czystej nienawiści i
pogardy. Kochał Lily ponad swoje życie i zajmował się Harrym
najlepiej jak mógł. Zaraz nie wzbudzając podejrzeń. Uroniłam pojedynczą łzę
i poklepałam krzepiąco Pottera. Wpatrywałam się w ciało
nietoperza i wiedziałam, że Śmierciożercy tego pożałują.
Gdy wyszłam ze szklarni, usłyszałam wybuch. W takich okolicznościach, nie było to nic niezwykłego, mimo to pobiegłam za jego
śladami. Przed moimi oczami miałam wielką dziurę w ścianie. Niegdyś tam widniał Pokój Życzeń. Teraz doszczętnie spalony.
- Draco! Czy ciebie już do reszty
porąbało?! - wydała się Carmen.
- Nie rozumiesz! Nie miałem wyboru.
- Zawsze jest wybór.
- TO NIE TWOJE ŻYCIE, NIE TWOI
RODZICE KAZALI CI TO ROBIĆ. TWOI NIE ŻYJĄ.
- WIEM.
Rozstali się gniewnie. Ale wiedziałam, że Black chce mu przypierniczyć z liścia. To tylko oni... jak również Potter, Ron i Hermiona. Pokręciłam głową i wróciłam na pole bitwy. Tym razem nie udało mi się uratować Lavender. Greyback
właśnie ją „zjadał”.
- Drętwota.
Wyleciał z najbliższego okna. Zamknęłam jej oczy, jako szacunek dla
zmarłego. Wtedy zobaczyłam, że za ułamek sekundy gruzy przygniotą
Freda.
- Reducto! - Zniszczyłam ścianę.
- Dzięki! - usłyszałam.
- Postaraj się nie zginąć!
Jeden krok dalej potknęłam się o
ciało Scotta. Leżąc chwilę na ziemi zauważyłam, że Cho, Teodor Nott, Terry Boot, Katie, Angelina, Hanna, Lisa, Corner, Nigel Wolpert, Dean i Ernest Macmillan
leżeli nieopodal. Szybko się podniosłam i oberwałam zaklęciem
niewybaczalnym.
To tylko Crucio.
Niewyobrażalny ból przeszywał moje ciało, spazmy i drgawki też
temu towarzyszyły.
- Rosie nigdy
nie dostałaś niewybaczalnym? - ujrzałam krzywą twarz mojej
siostry.
- Nie mów do
mnie jak do dziecka.
- W końcu
jestem ta starsza.
Ostatkiem sił
wstałam. Ręce mi się trzęsły, jednak nie opuściłam różdżki.
- Jeszcze sobie
krzywdę zrobisz – dodała.
Milczałam.
- Powiedz coś! Boisz się!
Jesteście wszyscy tacy sami! W końcu zajmę należne mi miejsce, a
wy pożałujecie. Matka, która mnie nie chciała.
- Nawet nie wiedziała o twoim
istnieniu.
- Kłamiesz! Przestań kłamać.
- Była odurzona.
- Nie kochała mnie, tylko ciotka!
Ona mnie chciała.
- Byłaś więziona w złotej
klatce. Tresowała cię jak zwierzę, a ty przepełniałaś się
coraz większą nienawiścią.
- Zamknij się! - parsknęła.
Chwyciła się za głowę wpół
zgięta. Szeptała różnymi językami. Tak jakby udawała
schizofrenię.
- A Rafael? - zapytałam.
Cały szał, który przed chwilą
zademonstrowała zniknął. Uśmiechnęła się. Jad w oczach i
szczera złość pozostały.
- Za niedługo spocznie koło ciebie. Tutaj, na tym korytarzu.
- Jesteście takie same, ty i Maya.
Zaśmiała się. Jakbym powiedziała
jej jakikolwiek komplement.
- Znasz zaklęcie, Rose – szeptała
krążąc koło mnie, głosem niczym Voldemort w Ministerstwie do
Harry'ego. - Tylko tak mnie powstrzymasz.
- Nie zabiję cię. - Trzymałam
nerwy na wodzy.
- Ale ja ciebie tak.
- Nie dasz rady.
- CO?! Czekałam na tą chwilę 16
lat.
- Ale jestem twoją bliźniaczką. - Do
końca czekałam, aż się otrząśnie. Odstawi różdżkę i zmieni
zdanie. Że zda sobie sprawę kim jest prawdziwy wróg.
Hope jedynie podniosła magiczny patyk.
- Żegnaj siostrzyczko. - Jedna łza
spłynęła z jej policzka. - Ava...
Ugodzona została od tyłu tym samym
zaklęciem, które właśnie wypowiadała na mnie. Przestałam kryć
emocje. Skuliłam się i płakałam. Chciała mnie zabić, moja
bliźniacza siostra. Uprzykrzała mi życie, na każdym kroku. To nie
było tylko symbolicznie, że zabije mnie w ostateczności czy tylko
w groźbach. Ona wypowiadała to zaklęcie. Jednak płakałam... za
nią. Za poległych. Za Hogwart.
Ostatkiem widoczności zobaczyłam
Oscara. To on nie pozwolił mi zginąć. Był moim bohaterem. Uratowana przed demonem, który wysysał resztki sił życiowych z otoczenia. Tłumiłam głosy, nie
wychwytywałam słów. W głowie miałam chaos. Krzyk, który
chciałam ogłosić światu był niesłyszalny. Taki najbardziej
boli. Wilde pomógł mi się podnieść. Szarpałam się, ale on mnie
tam nie pozostawił. Byłam na skraju ludzkiej świadomości.
Wszystko
ożywiło się, kiedy Hagrid wniósł ciało Wybrańca na swoich
rękach. Wyglądał na nieżywego. Voldemort uśmiechnięty szedł
przed siebie.
- Drodzy uczniowie i... nauczyciele.
Mam dla was nietypową propozycje. Jeśli przejdziecie na stronę
Śmierciożerców... przeżyjecie. Oto wasz Wybraniec...
Ten-Który-Przeżył. Martwy. Czekam, chodźcie do mnie.
Jedyną osobą, która wyłoniła się
z tych szeregów był Draco. Niektórzy próbowali go powstrzymać,
ale to było na nic. Odszedł do rodziny i zniknął z pola bitwy.
Zaczęłam się śmiać.
- Kto... – ledwo na skraju trzeźwości ciągnął - Kto się śmieje?
- Ja – wystąpiłam.
- Hope, jak miło cię widzieć.
Chodź do nas.
- Nie jestem Hope, a ty nie jesteś
najpotężniejszy.
W tym momencie wystąpił Neville.
Powiedział coś o Harrym. O każdym z nas. Niepowtarzalnych,
wiernych... o przyjaciołach. Nie odzywałam się. Po prostu
wskazałam ręką na „ciało” Pottera.
- Jesteś bardzo głupim Czarnym
Panem.
Odsunęłam się. Ta walka nie byłą
między mną a złem. Ale między Potterem a Voldemortem.
Prawdopodobnie Harry był horkruksem, którego sam zabił.
- Zniszcz węża – szepnęłam.
Śmierciożercy nie atakowali. Ludzie z
Hogwartu stali. Każdy wiedział, że ten pojedynek jest tylko i
wyłącznie między nimi. W pewnym momencie poczuliśmy falę mocy.
Ostatni horkruks został zmieciony z powierzchni. Harry i Tom Marvolo Riddle wciąż
toczyli bój.
Szanse były wyrównane. Ale Czarna
Różdżka sprzeciwiła się beznosemu. Ostatkiem sił Harry wygrał,
a Czarny Pan zamienił się w proch. Upadł na ziemię wycieńczony.
Śmierciożercy widząc zdarzenie uciekli. Został tylko Rafael.
- Gdzie jest Hope?! - wrzeszczał.
- Nie żyje.
- Jak to?!
Nie odpowiedziałam. Aurorzy zajęli
się już nim. Nie stawiał już problemów. Tylko na moment zdobył
różdżkę. Chybił. Jedno jedyna szansa przepadła. Trafił jednak
w Tonks. Lupin zmarł wcześniej. Teraz dołączyła do niego jego
żona. Widząc to Kinsley prawie wykręcił mu rękę.
Więcej nie widziałam Rafaela.
Wszyscy zaczęli naprawiać mury,
przenosić zmarłych i rannych. Szukać znajomych i rodzinę. Udawać,
że będzie dobrze. Ja jednak podeszłam do Pottera.
- Skąd wiedziałaś, że żyję? -
spytał, chwiejąc się.
- Nigdy w ciebie nie zwątpiłam.
Poza tym jestem krukonem.
- Wiem.
- Jak zginał Dumbledore?
- Rozbroił go Malfoy, Snape zaś "zepchnął" z Wieży Astronomicznej.
- Dlatego Voldemort zabił
nietoperza. Jednak to Draco miał panowanie nad różdżką.
- Dzisiaj byliśmy w Pokoju Życzeń i nim spłonął, użyłem na niego odpowiednie zaklęcie.
- Różdżka jest wierna Tobie –
stwierdziła Miona.
Będąc na moście zgiął ją na pół
i wyrzucił do wody.
Wróciłam do szpitala. Zobaczyłam
Korę, która była ranna. Dość mocno. Podbiegłam do niej.
- Proszę nie umieraj!
Trzymałam bandaż i próbowałam goić
rany.
- Pomocy! Szybko! - krzyczałam.
- Będzie dobrze – szepnęła
chrapliwym głosem.
- Nic nie mów, jestem tu.
Nelsonówna wykrwawiła się mocno, ale
nie śmiertelnie. Kilka zaklęć i było po problemie. Przeżyła.
Zostawiłam ją. Szukałam innych. Blackówna powiedziała mi kto
zginął. Straty były makabryczne. Wielu z nich nazywałam swoimi
przyjaciółmi czy nauczycielami, chociażby Nina i pani Sprout. Przytuliłam ją mocno i tak każdym
z ocalałych.
Na widok George'a uśmiechnęłam się,
szczerze. A łzy spływały mi z oczu jak wodospad.
- Żyjesz – wykrztusiłam.
Nic nie powiedział, tylko mnie
przytulił i pocałował w czoło.
- Kocham Cię – szepnął.
- Ja ciebie też.
------------------------------------------------------------------------------
Oto ostatni rozdział.
Serce mi się kraja, bo wiem, że jeszcze tylko epilog.
Proszę was bardzo o jakikolwiek znak, że to przeczytaliście.
Komentarz krytyczny czy z anonima. Wszystko mile widziane.
Do zobaczenia w epilogu.
I zapewniam jedynie, że nie skończę przygody z pisaniem.
A rozdział dedykuję wam. Każdemu z osobna.
"Jeszcze wszyscy żyją" - hah u Ciebie to chyba za długo nie potrwa xD
OdpowiedzUsuńTwój wygląd. mmm ;d
Ty nikim? Ona jest mocno porąbana ;o
George. Uwielbiam tego faceta *-*
Wiesz co? Jak czytam to, jak on ją tyli, to rzygam tęczą. Mam zazdro jak nic ;-;
"Operował was Frankenstein?" hahahah.
Rose wielka i waleczna, wszystkim pomocna. Widać, że to ty ;))
Tatia ;cc
Snape ;o
Cóż... Nie owijałaś w bawełnę, pisząc ten rozdział ;c
Starcie siostrzyczek. Ulalal.
Nawet płaczesz, po śmierci złej siostry... To sprawia, że jesteś dobrym człowiekiem.
Oscar bohaterem ;oo
Harry. Fajny gość xD
Rose wierzy w swoich przyjaciół <3
Wow... Kora przeżyła ;o
Weź. Nie lubię Cię.
Krzywdzisz ludzi, mówiąc, że to już ostatni rozdział ;-;
I epilog, i koniec historii? Jak Ty tak możesz ;///
Kiedy go dodasz?!
Pozdrawiam, Kocham
Twoja N.
Od początku wiedziałam, że to ty. Nawet jak mi powiedziałaś, że nie xd.
UsuńJa nikim? Ja szepnęłam to do Hope ;_;.
Jak mój wygląd? Po prostu Hope jest Śmierciożerczynią i bliźniaczką xd. Chyba się tym faktem za bardzo nie chwaliła. Spokojnie nie chodzi o moją powalającą urodę.
Bo jak nie lubić/kochać George'a?
Nie wiem, nie wiem.
Jak oni ją tulili XD. No weź nie tyli ;-;.
JA UWIELBIAM FRANKENSTEINA.
Musiał być.
Wielka - 1,64m XD.
Wielka strata - Snape <3.
Co do Tatii to jak już wspominałam, kreuje ona bezinteresowność oddania się za prawdziwych przyjaciół.
Owijanie w bawełnę to nie w moim stylu.
Wbrew pozorom ja rzeczywiście dobry człowiek jestem :D.
Mówiłam, że Oscar będzie bohaterem XD.
Harry to Harry xd.
Ja sobie wyobrażam co byś mi zrobiła, gdyby nie przeżyła xD.
W jednym komentarzu napisałaś, że mnie nie lubisz i kochasz. Hah.
Kiedyś w końcu musiałam skończyć bloga, ale i tak by Ci się to nie podobało. Jesteś zaślepiona miłością, nieobiektywna xD.
Tak, epilog i koniec <3.
Nie wiem iedy dodam ;_;.
Ja też pozdrawiam i kocham.
Kreatywnie K.
NIE. nie nie nie nie nie nie nie. NIE! ne wierze ze to koniec. Jak moglas usmiercic tyle ludzi xp mowisz ze lavender zostala zjedzona xd heh przynajmniej ocalilas Freda. Ale....ale Hope. Juz myslalammyslalam ze na koncu. Ale rakim samym koncu jednak bd dobra. Ale nie... to zlo juz zabardzo ja przesiaklo. Szkoda. Glupia istota. Buedna Rose. Co ona czula jak jej bliźniacza siostra zaczynala mowic Avada.... serio ?! Czemu Tatia i Scott! Remus i Tonks... :/ dobrze ze przynajmien Kore ocalilas. No jako ze wczoraj byla rocznica |* a tak dokladniej to juz przedwczoraj. I to 16 roczica. Dobra. Kncze. Doooobraaanoooooc ; D ;* nie moge sie doczekac epilogu i zarazem nie chce by to sie konczylo. Ale taki los. Wszystko w zyciu ma swoj poczatek i koniec. I ty oto jakze madry zdaniem zakanczam swoja wypowiedz. Pozdrawiam ;*
OdpowiedzUsuńW sumie ja też nie.
UsuńTo tak jakby patrząc na datę 2 maja, wiedząc, że wtedy była bitwa o Hogwart nie uświadomić sobie tego. Dopiero 3 maja spojrzeć na to ze świadomością. Niby skończyłam pisać ostatni rozdział, ale nie mam świadomości, że to koniec.
Wkrótce przyjdzie mi i wam się pożegnać z Rose Martin, choć ona dla mnie będzie ciągle żywa.
Ktoś musiał umrzeć oryginalnie, padło na Lavender. A jej oprawca wyleciał przez okno w stronę tęczy (Dementorów).
Fredzio musiał przeżyć, bo by mnie Patrycja zabiła ;c
Hope dobra, a patrz ci los! Klaudia zaskakuje.
Ale ja lubię takie postacie, a nad tą sceną myślałam od jakiś dwóch miesięcy i nie mogłam doczekać się, aż ją napiszę.
Właśnie, bliźniacza. To jakby twoje alter-ego. Zła ona etc. i tak chciałam żeby zostało.
Tatia wzorowana była na mojej przyjaciółce. Oczywiście tylko z charakteru, ona żyje i ma się dobrze. Ale chciałam przedstawić, że można się bezinteresownie poświęcić. To po prostu piękne.
A Scotta, ponieważ kochał Salvador i nie chciałam, aby przez to cierpiał.
Remus i Tonks, przynajmniej Teddy Lupin żyje ;D.
Korę i Carmen xD.
Dokładnie wszystko się kiedyś kończy. Nic nie jest wieczne. no może tylko wspomnienia i pamięć. Bo człowiek umrze, to będą pamiętać inni.
Dziękuję kochana.
Również pozdrawiam <3.
Ja bym jej nie dała mnie zabić xD
UsuńOstatni? :c
OdpowiedzUsuńNie żeby coś ale ja rafaela kochałam ;3
Fajne opowiadania ;* // Wera :3
Cieszę się, że udało mi się wykreować postać, która nie była tylko znienawidzona. Co prawda pokładałam w niej swoje rozczarowania czy złość na świat.
UsuńAle czuję teraz, że Rafael jest niczym Bellatrix.
Niektórzy jej nienawidzą, inni kochają.
Bardzo jestem z tego zadowolona i dziękuję, że mi to uświadomiłaś.
Już myślałam, że to jest jak Umbridge - jej nikt nie lubi.
Tak, ostatni. Aktywność na blogu malała, a ja strasznie chciałam napisać ostatni rozdział, który od dawna osiedlił się w mojej głowie i wywoływał ekscytację zbliżającym się napisaniem go.
W sumie to jest jedno opowiadanie.
Miło mi, że to przeczytałaś, że Ci się chciało :).
Jeszcze raz dziękuję i pozdrawiam ;).
Komentuję, nie ważne, że późno co nie znaczy, że to źle.
OdpowiedzUsuńTrochę mi się wydawało, gdy czytałam ten rozdział, że wykreowałaś się na lekkiego bohatera, co nie było złe, ale trochę dziwne.
Poza tym ja bym mu wpierdzieliła XD
Zabiłaś tyle osób, że aż mnie duma rozpiera, nienawidzę połowy z tych osób, ale Pottera i Szlamcię zostawiłaś.
Mimo to bliźniaczki kakoś nie lubiłam, jakoś nie przekonała mnie... Rozjebała Rose kawałek życia... Cicho XD
Zabiłaś Remusa ;-;
ZABIŁAŚ TONKS :o
Tylko tutaj się będę rzucać, bo ich lubiłam.
Eh, kocham cię i czekam na epilog, nie prolog XD