Posty

Wyświetlanie postów z czerwiec, 2013

36. „Nie żyje... Carmen nie żyje!”

                   Po lekcjach, przez resztę dnia przekonywaliśmy uczniów do naszych planów. Większość nawet nie wierzyła, że Lord Voldemort naprawdę powrócił. Ale zgodzili się przyjść na spotkanie. Tydzień przecież zleci bardzo szybko, prawda? Nie było nad czym się zastanawiać, a nim się obejrzałam przyszedł czas pójścia do łóżek. Długo, a nawet wcale się nie spierałam. Ubrałam swoją uroczą piżamkę i położyłam na posłaniu. W pokoju, przecież nie byłam sama. A dopiero teraz zdałam sobie, jak dawno nie gadałam ze swoimi współlokatorkami. - Hej – powiedziałam sennym głosem. - W końcu coś mówisz, już się zastanawiałam co z tobą. - Zaśmiała się Lisa. - Przecież gadałyśmy, o tej sprawie z Potterem – przypomniałam. - To się nie liczy – przewróciła oczami bliźniaczka. - A to już zależy od kogo. No nie kłóćmy się, tylko pogadajmy. - Widziałyście Jordana? Jak się na mnie gapił. Jego oczy! Rozpływam się! Będzie mój – rozmarzyła się Lisa. - Ostatnio tak mówiłaś o Oliverze –

35. „A co jeśli to wszystko jest kłamstwem, a my zaraz się obudzimy i nie będziemy niczego pamiętać?”

                 Ocknęłam się, ale problem w tym, że nie miałam pojęcia ile leżałam na ziemi. Głowa strasznie mnie bolała. Nie dziwota, skoro gdy jej dotknęłam poczułam, że palce mi się kleją. - Krew – szepnęłam. Dopiero teraz ostrość wróciła, a ja zorientowałam się, iż stoją nade mną dwie postacie. Kobieta i mężczyzna. Chyba to... nie oni... tylko nie oni... nie może być... ~ Rok wcześniej ~                  Chodziłam po uliczkach Londynu. Wiem, że powinnam się trzymać rodziców, w końcu sama pałętać się po mrocznych zakątkach miasta? Tak daleko od domu. Zawsze szłam za impulsem. Teraz wydało mi się słuszne, żebym odeszła. Powiedziałam, że będę przestrzegać tych wszystkich zakazów, ale ich było za dużo. Nadopiekuńczość jest często denerwująca. Kiedy tak szłam, zobaczyłam kogoś w jednej z mroczniejszych zaułków. Przecież nikt normalny tędy by nie chodził. Ale on nie był normalny. Miał święcący patyk, gdybym nie była wśród mugoli uznałabym, że to różdżka. Mężczyzna naw

34. „Zrobię dla ciebie wszystko... oprócz tego, czego dla ciebie nie zrobię.”

                              Gdy tylko dyrektor chciał kontynuować, kobieta klasnęła w dłonie i przeszła się środkiem sali w stronę mównicy. W pomieszczeniu zapanowała kompletna cisza, a słychać było tylko stukot obcasów tej różowej. Landryna w końcu doszła do końca i gestem wyprosiła Dumbledore'a z miejsca. Po czym szeroko się uśmiechnęła, ale wciąż widać było wzrok bazyliszka... „Kochana kobieta... nie znosi uczniów. Sztuczka... nie polubię jej...” Sarkastyczna nawet w myślach... do czego to doszło... A kiedy rozejrzałam się po Wielkiej Sali, spostrzegłam, że jedna osoba chwyta się za czoło. Harry Potter, nie kto inny... czyli mamy przechlapane... Spojrzałam jeszcze na Carmen i wymieniliśmy się błagalnymi spojrzeniami. Może wymyślimy coś w stylu... zasłabła, pomocy! W dawnej szkole kupowali tę bajeczkę. Ale moje przemyślenia przerwała kobieta. - Witajcie dzieciaczki, jestem Dolores Jane Umbridge. Przysłano mnie z Ministerstwa, jestem Starszym Sekretarzem Ministerstwa