35. „A co jeśli to wszystko jest kłamstwem, a my zaraz się obudzimy i nie będziemy niczego pamiętać?”


                 Ocknęłam się, ale problem w tym, że nie miałam pojęcia ile leżałam na ziemi. Głowa strasznie mnie bolała. Nie dziwota, skoro gdy jej dotknęłam poczułam, że palce mi się kleją.
- Krew – szepnęłam.
Dopiero teraz ostrość wróciła, a ja zorientowałam się, iż stoją nade mną dwie postacie. Kobieta i mężczyzna. Chyba to... nie oni... tylko nie oni... nie może być...

~ Rok wcześniej ~

                 Chodziłam po uliczkach Londynu. Wiem, że powinnam się trzymać rodziców, w końcu sama pałętać się po mrocznych zakątkach miasta? Tak daleko od domu. Zawsze szłam za impulsem. Teraz wydało mi się słuszne, żebym odeszła. Powiedziałam, że będę przestrzegać tych wszystkich zakazów, ale ich było za dużo. Nadopiekuńczość jest często denerwująca.
Kiedy tak szłam, zobaczyłam kogoś w jednej z mroczniejszych zaułków. Przecież nikt normalny tędy by nie chodził. Ale on nie był normalny. Miał święcący patyk, gdybym nie była wśród mugoli uznałabym, że to różdżka. Mężczyzna nawet mnie nie spostrzegł tylko powiedział.
- Avada Kadavra, śmieciu.
Zaczął się paranoicznie śmiać. To było jak w jakimś filmie. Schowałam się i słuchałam. Nie było drogi ucieczki. W końcu usłyszałam kroki... kobiety.
Stuk, stuk.
Nie musiałeś tego robić – oznajmiła z obrzydzeniem.
- Wyluzuj. Trochę zabawy nikomu nie zaszkodzi.
- To był twój przyjaciel.
- Był! Nie wybrał sprawiedliwości...
- Jaka to sprawiedliwość?! Zabijamy bo... bo tak nam każe. Mam już tego dość! Rozumiesz?!
- A ja nie i tu masz problem.
Tym razem to ona była w tarapatach.
Bestia.”
Wycelowawszy w nią różdżką chciał znowu wypowiedzieć zaklęcie. Ale coś mu w tym przeszkodziło. Albo ktoś. Nie mogłam tak bezczynnie stać, wcześniej przyglądałam się śmierci tamtego człowieka. Podeszłam do nich z zamiarem rzucenia zaklęcia.
- Proszę, proszę – zaszydził. - A jednak to prawda.
- Nie wciągaj w to innych – powiedziała.
- Jak chcesz – przewrócił oczami.
- Zostaw ją w spokoju! - krzyknęłam.
- Jaka odważna. Nie masz zielonego pojęcia z kim zaczynasz.
Momentalnie stanął naprzeciw mnie. A kiedy się odwróciłam był na swoim starym miejscu. I ten śmiech... w życiu nie usłyszałam takiego złowieszczego, brutalnego i kpiącego w jednym. Ale to nie było najgorsza, bo zdążyłam mu się przyjrzeć. Nie wyglądał jak człowiek. Oczy miał czarne, brakowało źrenic, tęczówek czy czegoś takiego. Tam gdzie miał mieć normalne policzki były wystające żyły. Oglądałam kiedyś filmy o wampirach... podobnie miał on. Ale nim nie był. Magia istnieje, sama jestem jej dowodem, ale nie wampiry. Najgorsze to on miał jednak usta. Całe zniszczone i pełne blizn. Na wpół ogolony wyglądał tak strasznie, jak jego charakter. Zupełne przeciwieństwo kobiety. Ona raczej była normalna, przeciętna. Ładna, chuda, zgrabna... To on pasował do tego miejsca... obskurnego kąta. Byliśmy sami. Dziw mnie brał, jedynie po co ja tam poszłam.
- Śliczniutka, wykaż trochę kultury – uśmiechnął się, pokazując czarne zęby, a może ich brak. - Jestem Mikael, a to Jessica.
- Rose – odpowiedziałam bez ogródek.
~ Teraźniejszość ~

Szukaliśmy cię, tak długo, słonko – pogłaskał mnie po policzku.
- Zabieraj te łapy Mikael! - skrzywiłam się.
- Co tak agresywnie... - rzuciła.
- Znudziło się wam, bycie kukiełkami? Czy wciąż steruję wami ten popaprany władca marionetek? - odpowiedziałam, ignorując ją.
- Szukamy zwolenników, przecież mamy wspólną przeszłość – oznajmił.
- Już wam coś powiedziałam. Nigdy nie będę do was należeć.
- Może zmienisz zdanie... - uśmiechnęła się.
Machnęła ręką i pokazała mi dwa widoki. Na jednym byli związani moi przyjaciele, na drugim rodzina. Pełno krwi i spełnienie moich koszmarów.
- Możesz ich wszystkich uratować, albo rzucić się i uwolnić tylko jedną grupę. Drugich skazując na... no wiesz kochanie – mężczyzna zaczął chichotać. Pewnie z mojej bezradności.
Tratoni nigdy nie owijają w bawełnę. To grupa, która nie jest po stronie dobra, ani zła. Taka pośrodku. Zrobią wszystko aby zapewnić sobie dostateczne życie. Gdy przyglądałam się obrazom, nagle coś mi mignęło przed oczami. To o tym mówił Jason. To tylko fikcja... złudzenie optyczne. Niestety nie mogłam odetchnąć z ulgą. Nie mogłam pokazać, że nie mają nic. Szybko wymyśliliby plan awaryjny, tak jak zawsze. Gdy odzyskałam pewność siebie, zaczęłam się śmiać. Tak szyderczo i złowieszczo, że nie mieli najmniejszego pojęcia, o co chodzi. Przecież nigdy nie wybiorę. Rodzina czy przyjaciele. Musiałam zagrać w otwarte karty, tak jak mnie nauczył. Licząc jedynie, że oni zrozumieją zasady.
- Co w tym śmiesznego?! - zdziwił się.
- Wybieraj. Kogo uratujesz? Desperacja to nie żadne wyjście. Masz jeszcze dwie inne opcje. Możesz nam oddać to co zabrałaś lub przyłączyć się do nas. Uwierz, dobro jest przereklamowane – uśmiechnęła się Jess.
Machnęłam ręką. Tak jak mnie uczył Sermanstion. Złudzenie zniknęło.
- Gdy oddam wam serce smoka, zostawicie mnie już na dobre w spokoju?
Kiwnęli głowami.
Serce smoka był to , który trzymałam zawsze przy sobie. Ukryty w mojej różdżce. Służył do znajdywania ludzi. Ale nie tylko do tego. Wiedziałam, że gdy im to oddam to będzie koniec... wszystko to, o co walczyłam z nimi zniknie. To po to przyszli. Bez tego nie odejdą. Jestem marnym pionkiem w tej całej grze. Nic dla niech nie znaczę, ale to co posiadam, tak.
- Oddam wam to pod dwoma warunkami – oznajmiłam.
- Chcesz zawrzeć pakt? - zapytała.
Pakt, to do nich świętość. Jeśli się na nie godzą dotrzymują słowa. Nigdy nie chcą być komuś coś winni. Honorowi zabójcy i oszuści... a to dobre.
- Tak – powiedziałam.
- Możemy Cię też zabić – rzekł zdenerwowany. - Już czas, On czeka.
- Dlatego musimy się zgodzić – spojrzała na niego znacząco. - Czego chcesz?
- Macie zostawić mnie i moich bliskich w spokoju. Tak samo jak w razie potrzeby mi pomóc.
- Żądasz przysługi? Zdradziłaś nas.
- Ja się wcale się w to nie pakowałam! To wasza wina! Ja wybrałam dobro – wykrzyczałam.
- Jesteś bezwartościowa, w życiu nie użyłaś niewybaczalnego. Wiedząc, że Ministerstwo to głupcy – odrzekł.
- To jak? Tylko jedna przysługa, tak? - powiedziała Jessica.
- Tak. Również spokój i nietykalność – odpowiedziałam.
- Zgoda.
Uścisnęliśmy sobie dłonie i to wystarczyło. Muszą dotrzymać danego słowa. Sięgnęłam po magiczny przedmiot i cicho, prawie szeptem wypowiedziałam zaklęcie, przez co w moich rękach pojawił się pierścień. Podałam im go, a później kobieta ścisnęła mnie. To nie była teleportacja... coś innego, co dawało im przewagę.
Gdy znowu znalazłam się w Hogwarcie odetchnęłam z ulgą.
- Pamiętaj, nie zawieramy paktu z diabłem. W razie czego wiesz, że jestem inna. Wystarczy, że zapukasz pięć razy w ten magiczny przedmiot, a się zjawię. - Podała mi coś. -  Kiedy zrobisz to siedmiokrotnie, oznaczać to będzie, że już czas. Wtedy przyjdziemy dotrzymać słowa. Staniemy po odpowiedniej stronie. Trzymaj się.
- Wiem, że jesteś inna. Ale manipuluję tobą jak marionetka. Trzymaj się. Bestia czeka.
Zaśmiała się. Lubiła to we mnie... chyba. Nikt nie ośmielił się postawić Mikowi, tylko ja. Przecież nie miał serca. Ale w razie potrzeby wybierał właściwie. Mam co do nich mieszane uczucia. No cóż, wstałam i skierowałam się do dormitorium.
                   Nie musiałam, trzymać się więcej tej tajemnicy. Dlatego już nie przerażało mnie, aż tak fakt, że mogę zgubić różdżkę. Przez to na wakacjach tak zareagowałam. to tylko wzbudziło podejrzenia. Wszystko jest poukładane i składa się w jedną całość. 
Kiedy już umyta i przebrana położyłam się do łóżka, po raz pierwszy w życiu, naprawdę poczułam, że kamień z serca mi spada. Nie mam już tego brzemienia. Trat ma co chciał i zgodnie z jego prawem, nikt z ich paczki, bez mojej zgody się do mnie nie zbliży. Zasnęła z uśmiechem na ustach i świadomością lepszego jutra.
                   Obudziły mnie dziewczyny, które coś bardzo rozśmieszyło. Już nawet wiem co... na moim czubku głowy siedziała sowa. Czarna jak noc. Pewnie od rodziców.
- Der, złaź!
Tak też zrobiła. Wzięłam od niej list i pakunek z niemałym uśmiechem. Widząc, że nie zamierza odlecieć, dałam jej krakersa i rozwinęłam pergamin.

Tak dawno ze sobą nie pisaliśmy. Córeczko jak tam w szkole?
My tu mamy zawrót głowy, bo ciocia Darline przyjechała w odwiedziny.
Kazała cię pozdrowić. Także dała mały prezencik. Życzę smacznego i odpisz, tylko szybko.
Mam nadzieję, że nie sprawiłaś dużo kłopotów.
A jeśli nie będziesz chciała teraz odpowiadać to odeślij sowę.
Der posłucha.
Całusy.

Faktycznie nie miałam ochoty na odpisywanie. Przecież robienie eseju o... 6:30 to nie było moje marzenie. Tak jak polecili rodzice odesłałam sowę i poszłam się ubrać. Założyłam neonową bluzkę, białe jeansy i również neonowe buty. Na to nałożyłam szatę i lekki makijaż. Kiedy byłam już odświeżona, wyszłam. A co zobaczyłam? Garstkę dziewczyn ślęczących przy moim łóżku. Ciocia pewnie wysłała swój specjał. Ciągutki... taaa. Na pewno zgadłam. Gdyż Lisa bez pytania włożyła garść do buzi i nie mogła jej otworzyć. Widok dziewczyn w takim stanie był co najmniej komiczny. Bo co ja mogę stwierdzić. No rozbawiło mnie to, jak... Czekaj oprócz mnie, Lisy i Cho, nikogo nie było w dormitorium. A gdzie Lunałka i bliźniaczka? Długo się nie zastanawiałam, bo gdy wzięłam torbę i słodycze, zeszłam na dół. A panna Lovegood uśmiechała się do Holinsa. Ona pokryta rumieńcem, on z blaskiem w oczach.
- Nie przeszkadzam? - zapytałam rozbawiona.
- Trochę – zachichotał Olie.
- Och tak... a ja chciałam wam dać kilka ciągutek cio... - nie dokończyłam, bo wpadł mi w słowo.
- Ciągutki?! Daj mi. Prooooooszę – zrobił maślane oczy. A ja zmiękłam.
- Czuję się zazdrosna – prychnęłam.
Blondyn odstawił pudełko i spojrzał na mnie znacząco. Po chwili chwycił mnie w ramiona i opadliśmy na kanapę. Jakie to słodkie, ale muszę iść do Georgiego, trochę się za moim rudzielcem stęskniłam. Pożegnałam się więc z przyjaciółmi i wyszłam. Nie zapominając przy tym słodkości, bo Holins wpieprzał już chyba 15.
               Idąc do Wielkiej Sali, ktoś chwycił mnie w pasie i delikatnie pocałował w szyję. Odwróciłam się rozpromieniona i zobaczyłam Weasleya. Uśmiechnęłam się i pocałowałam go w usta. Gdy oderwaliśmy się od siebie, zapomniałam o tym, że szłam na śniadanie. Cieszyłam się chwilą. Usiedliśmy na parapecie i zaczęliśmy gawędzić. Wtulona w niego z ciekawością słuchałam jego nowych żartów. Wszystko było takie piękne, aż za piękne.
- Zastanawiałeś się kiedyś nad tym... - urwałam.
- Nad czym?
- A co jeśli to wszystko jest kłamstwem,, a my zaraz się obudzimy i nie będziemy niczego pamiętać?
- Udowodnię Ci, że tak nie jest.
Namiętnie mnie pocałował. Szepnął jedynie: „Czujesz to?” Kiedy przytaknęłam, on mnie uszczypnął. Zniszczył romantyczny nastrój, za co dostał łokciem w żebra.
- Widzisz, wszystko czujesz. Ja też. To nie jest sen, a ty się za chwilę nie obudzisz.
Uśmiechnął się tak uwodzicielsko, że nie mogłam mu nie uwierzyć. Zakochałam się w nim, ale czy mu to powiedziałam? Nie... przynajmniej nie pamiętam takiej sytuacji. Niech on to pierwszy powie. Ale teraz nie miałam czasu. Przypomniałam sobie o Harrym. Jak Umbridge go potraktowała.
- Dobra, przekonałeś mnie. Ale teraz muszę pogadać z Potterem.
Pocałowałam go jeszcze delikatnie w policzek, dałam ciągutkę i chwyciłam torbę. Poszłam w stronę Wielkiej Sali z nadzieją, że go tam spotkam. Po drodze spakowałam słodycze do torby. Miałam szczęście i znalazłam Pottę po drodze. No w sumie nie do końca, bo zobaczyłam jedynie jak ropucha go ochrzania. Ten coś opowiedział, a ona zrobiła się cała czerwona. Rozbawiło mnie to, ale ją nie. Już odejmowała punkty i kazała mu iść do gabinetu, kiedy to McGonagall pojawiła się i powiedziała, że to jej wychowaniec i to ona się nim zajmie. Zabrała go do gabinetu. Spojrzałam na to i poszłam za nimi. Chwyciłam jeszcze Hermione za rękaw, aby poszła za mną.
- O co chodziło? - szepnęłam.
- Po prostu Blaise, zaczął mnie wyzywać. Harry stanął w mojej obronie, a Umbridge zaczęła się wściekać. W końcu nie wytrzymał, kiedy landryna zaczęła wyzywać jego rodzinę i kwestionować powrót Czarnego Pana. Wtedy pojawiła się McGonagall i resztę już wiesz.
- Rozumiem.
Ucichłyśmy i przysłuchiwałyśmy się rozmowie nauczycielki i chłopaka.
- Potter czy naprawdę postawiłeś się Umbridge? - zapytała, a kiedy przytaknął kontynuowała. - Weź ciasteczko.
Omal się nie wywaliłam, co nie uszło jej uwadze.
- Podsłuchiwaczy proszę do siebie.
Wraz z Granger weszłyśmy ze spuszczonymi głowami. Ale opiekunka domu Lwa nie krzyczała. Zgadzała się z nami, że to co wyprawia wiedźma, jest karygodne.
- No koniec już tego. Za 15 minut lekcje. Idźcie coś zjeść.
Kiedy wyszliśmy, chwilę szliśmy w milczeniu. Ale Hermiona przerwała ciszę.
- Musimy coś z tym zrobić.
- Ale co? - zapytałam.
- Na początek, uzgodnijmy coś... wierzysz? W powrót Cza... Lorda Voldemorta.
- Nie bój się wymawiać jego imienia – oznajmił stanowczo Potter.
- Wierzę Ci Harry – odrzekałam.
- Harry jest więcej osób, które ci uwierzą. Na pewno. Musimy coś z tym zrobić. Na lekcjach Obrony przed Czarną Magią nic się nie nauczymy. Bo po co... niech nas tylko zabiją... - skrzywiła się.
- Masz na myśli jakąś grupę? - zapytałam. - O już wiem może armia Pottera. - A gdy zobaczyłam ich miny, dodałam. - Nad nazwą się jeszcze popracuję.
- Co ty na to Harry?
- Nie wiem czy to dobry pomysł.
Ale długo nie dał się prosić i gdy dotarliśmy na śniadanie, zgodził się.

Teraz trzeba wymyślić plan. W sumie za niedługo wyjazd do Hogsmeade...”

-----------------------------------------------------------------------------------------------------
Nawet nie wiecie, jak trudno się piszę z ręką w bandażu xD. Ale dałam radę. Mam nadzieję, że się podobało i zostawisz po sobie komentarz. Kochani, postaram się napisać na 29 czerwca. Jako początek wakacji, ale nic nie obiecuję. Zależeć to będzie od ilości komentarzy.
Dziękuję za ponad 10.100 wyświetleń *.*
Pozdrawiam.

Komentarze

  1. Taak. To jaa. Ta zmarnowana po Pacie. :) Dobra, do rzeczy. Wiesz... ta "teraźniejszość" wyjęta całkowicie z kontekstu brzmi niczym uwaga, że πta nie jest kwadratem... Czyli bez sensu, bo wszyscy wiedzą, iż πta nim jest. Kurde. Za bardzo się rozpraszam. Ciekawe ciekawe. :) Mike mi się cholernie podoba, a ta Jess... Średnio. No dobra. Umbridge to głupia idiotka, ale nad Potterem pozwalam jej się pastwić. Poza tym ja tak samo zareagowałam na : Weź sobie ciasteczko...
    Kocham, pozdrawiam i czekam na więcej zajedwabistych rozdziałów.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Było rok wcześniej, to trzeba było wyjaśnić, że powracam znowu do tego co jest teraz... i nie wszyscy uważają Peeatę, za kwadrata ;*. Nie mówię, że ja nie, tylko zwracam na to uwagę. Np. Majka xD.
      Nie ma to jak ten cholernie zły jest spoko, a ta co ma serca nie... Logika Patrycji, zawsze spoko :D.
      *przewrót oczami*
      Miej serce :D. Potta nie jest taki zły ;*
      Ciasteczka, zawsze spoko.
      Ohh dziękuję, bo się zarumienię xDD.
      Ja ciebie też i również pozdrawiam.

      Usuń
  2. Biedna,co się stało?Hmm,super nowy wątek :D Ogólnie rozdział świetny i jak zwykle uwielbiam ten tekst McGonagall :)) Mam nadzieję,że wyrobisz się na 29 bo już się nie mogę doczekać ;//
    Wracaj do ZDROWIA! :))
    Pozdrawiam Zuzka.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Długa, nudna i bolesna historia xD. Ahh ten test rządzi xDD. A to czy się wyrobię w dużej mierze będzie zależeć od was. Od liczby komentarzy.
      Ale ja nie jestem chora xDD. Bardziej mogę stwierdzić, że obolała.
      Dziękuję i również pozdrawiam.

      Usuń
  3. Znów jestem spóźniona, ha! MISTRZ ;D
    Ale patrz wcale nie tak długo ;d
    Robię się coraz lepsza ;d
    Ale powiem ci, że przeczytałam wczoraj ;d Tylko nie miałam jak skomentować ;>
    Po pierwsze, ten tytuł rozdziału, mnie powalił, normalnie i mina tego gościa o.O "A co jeśli nauczyciele nic nie umieją i pytają nas żeby się dowiedzieć?" Hahahahaha beka z typa ;D No normalnie tak mi się z tego śmiać chciał, że pogrom ;d
    Dobra, bo rozpiszę się tutaj o tytule, a nie o rozdziale, ale przynajmniej będzie dłuższy komentarz xd
    Łohohohohohoh, o co kurde chodzi? ;d
    Ja tam myślałam, że zaraz spluwę wyjmie i strzeli, a tu taka plama krwi i kabum! Załamałaś mnie, to tylko RÓŻDŻKA, to codzienność dla mugola ;d Co za ludzie? Ja nie ogarniam ;d
    No i jeszcze ją gdzieś zaciągają, zawsze spoko ;d
    Nie powiem, też tak chce ;d
    Jakie kurde serce smoka? ;o
    O kurde, Rosie dlatego tak se panikowałaś we wakacje? o.O Też bym panikowała jakby ktoś mi potem śmiercią groził za zgubienie tego, rozumiem cie ;d
    Aaaaaaaaaa! <3 Holllins i Lovegood *___*
    o jery, jery :*
    Jaram się jak Hagrid smokiem <3
    Jakieś tam ciągutki, też chce ;(
    Oliver nie wpieprzaj tyle, bo przytyjesz ;d
    Georgie, jakiś ty romantic <3
    so, so romantic<3
    Mraśnieeee *.*
    No i ten tytuł, no normalnie taka beka ;d
    MCGONAGALL <3
    Weź sobie ciasteczko Potter, ja też chce pani profesor! Mam wybitny z transmutacji i też chce ;d
    Mówiłam, że już się najadłam czekolady i komentarz będzie taki dziki? ;o
    No i? No i? Gwardia Dumbusia, sobie powstanie ;d
    Oczywiście jak ja ją kocham <3
    Uwielbiam, zwłaszcza patronusy *.*
    Czekam na kolejny rozdział z niecierpliwością <3
    O i widzę, że nie jestem sama? Co się stało w rękę? Ja sobie MISTRZ złamałam palec xd Też tak można ;p
    Pozdrawiam
    ~Hermionija.

    Ps. Zapraszam do siebie na nowy rozdział
    secrets-twins-potter.blogspot.com
    Mam nadzieję, że wpadniesz ;*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przynajmniej komentujesz :).
      Gratulację ^^
      No to tytuł się podoba. Ciesze się.
      Nowe postacie, jeszcze wpłyną na fabułę. Poznasz. A czy ogarniesz to ja nie mam zielonego pojęcia :D.
      Serce smoka, za dużo się książek naczytałam ostatnio. Jakoś coś wprowadziłam, żeby nie było nudno.
      Aaaa tak :3 Olie i Luna.
      Kobity jesteśmy, musimy się odchudzać, a ty o ciągutkach xD.
      Oliver to Oliver. Dieta cud. Ja tyle i nie tyje. Zazdroszczę.
      No bo to Georgie.
      Ciasteczka są dla wybranych mwahaha :>
      Nie, nie wspominałaś o czekoladzie :D.
      Gwardia, gwardia.
      Cierpliwość kształci, ale już nie długo. Jak komentarzy będzie więcej, bo rozdział gotowy.
      No to moja krwawa historia z 19.06.13r. taa pamiętna data.
      Wracałam sobie z angielskiego, z książką w ręku ("Odwet"). Usiadłam na spróchniałej ławce do huśtania. Ta deska z góry się złamała i na mnie spadła. Ale to nie najlepsze. To były tylko drobne uszkodzenia i obolałe... wszystko xd. Później mama się przejęła i kazała mi zostać w łóżku. Ja zrobiłam się głodna. Wyszłam z pokoju i przekroiłam sobie palec. Oczywiście przez przypadek, krojąc bułkę. Ale 1,5h krwawiło. Coś mam słabe krzepnięcie krwi, zdałam sobie sprawę. Pomińmy, że prawie zemdlałam :D.
      Oj ja kiedyś złamałam palec u nogi, chcąc odbić balon. No cóż... życie xD.
      Również pozdrawiam.
      P.S. Za niedługo przeczytam. Są wakacje. Mam czas.

      Usuń
  4. No dobra zaskoczyłaś mnie na początku. Mike i Jessica banda Trytonów. No, no. :D Kurdełe, wielbie George'a i Rosie całujących się. <3 Merlinie, to takie słodkie :D No tak i znowu Umbridge.A fe! Wszędzie się wpieprzy :/ Jejku, kocham ten tekst McGonagall :D Jak usłyszałam to po raz pierwszy to zwijałam się ze śmiechu. :D
    Ajajaj, jestem z ciebie dumna. No, ale Kłoda zawsze da rade, he. ^^

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jak już powtarzałam XD.
      Jestem jak ninja, atakuję z zaskoczenia XD.
      A ty tylko o jednym :D. Pocałunki ci w głowie ^^
      Zastanawiam mnie... kto w ogóle lubi Umbridge? :D
      McGonagall rządzi, po prostu musiałam to dodać.
      No dzięki ;*
      Pozdrawiam.

      Usuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Epilog.

47. „W tym świecie nawet ściany mają uszy.”

50. „Uratowana przed demonem, który wysysał resztki sił życiowych z otoczenia.”