Posty

Wyświetlanie postów z styczeń, 2013

11. „Gdzie dwóch się bije, tam trzeci korzysta.”

              Osobą, która zawitała w moim pokoju. Był nie kto inny, jak mój ojciec. - Chodź na dół – powiedział ledwo zrozumiale. - Ale o co chodzi? - Nic nie mów, tylko się rusz. – Posłusznie zeszłam na dół. Tam czekała na mnie, nie lada niespodzianka. - Rodzina jest najważniejsza jest około 21. Ale chyba masz siłę, aby zagrać w kilka gier, wiesz kalambury itp. Taka rodzinna noc pełna zabaw i gier. – Zgromadzeni uśmiechnęli się do mnie i tak zaczęła się przyjemna noc w gronie rodzinnym. - Dobra, ale podzielmy się na drużyny ja, Xavier i Lucas przeciwko wam. Okej? - Uśmiechnęłam się pewna wygranej. - Niech ci będzie, ale na początek kalambury – oznajmił Bill. - To weźcie kartki i pozapisujcie słowa i losujemy. Zabawę czas zacząć. Pamiętajcie tylko, nie mówimy tylko pokazujemy – oznajmiła mama. Na początku wybrali mnie, trafił mi się do pokazania dyrektor Hogwartu. Choć dwoiłam się i troiłam, te dwa ciołki nic nie były w stanie pojąć. W końcu wzięłam mop ja

10. „Śmiać się, czy płakać?”

                                       Razem z Carmen ujrzałyśmy poszukiwanego mężczyznę, chodzącego w kółko i gdaczącego jak kaczka. Z niedowierzaniem podeszłyśmy do niego. Okazało się, że jest lunatykiem. Nie chciałyśmy go budzić. A co więcej, w jego stanie to co najmniej, niewskazane. Zachichotałyśmy, bo cała ta sytuacja wyglądała naprawdę komicznie. Pożegnałam się z Blackówną, a później usłyszałam dźwięk teleportacji. Co później i ja zrobiłam. Rozdzieliłyśmy się, każda powędrowała do swoich tymczasowych domów. Gdy przekroczyłam próg domu wujka, zauważyłam, że wszyscy już smacznie drzemią. „A ja głupia myślałam, że będą szukać. Ale czego mogłam się spodziewać? Za 20 minut północ.” Poszłam na górę. A byłam tak padnięta, że nawet nie zdążyłam się przebrać. ~~♥~~                    Obudziłam się. A w sumie zostałam obudzona o 8:00. Z oczywistych powodów, nie za bardzo się wyspałam. Trzeba było jednak wstać i się spakować. Rozciągnęłam się na posłaniu, po czym wykonałam por

9. „I jak się tańczyło z moim bratem?”

                               Problem w tym, że lód spadł prosto na  Jeffry'ego, czyli wujka Mc. Nie był to typ szlachcica, więc wszystko nam wybaczył. W końcu "kości całe" jak to ujął. Ale na pewno bez kary się nie obejdzie. Zapewne będę musiała niańczyć kuzynów, których za 2 tygodnie odwiedzimy, na imieninach babci. No nic przeżyje, a teraz trzeba się bawić. Po moich krótkich rozmyśleniach, oficjalne przemówienie zaczął ojciec McLaggena. - Mili goście mimo nietypowego i uwierzcie mi nieplanowanego początku. Mam nadzieję, że będziecie się dobrze bawić na urodzinach, mojej uroczej żony, Veroniki. A w tym momencie zapraszam do walca. Orkiestra. - Pan McLaggen tylko kiwnął głową, a oni zaczęli grać. Ustawiłam się na swoim miejscu, tuż obok George'a. Zanim zaczęliśmy tańczyć rozejrzałam się po sali. Państwo McLaggen oczywiście tańczą razem, Ron z Hermioną, Ginny z Harrym, Cormac z Cristin, moi rodzice...  „Czekaj co … Cormac i Cristin... phi.” Carmen i Fred,

8. „Niebywałe, dajcie mi aparat.”

- Draco! - Uściskałam go, najmocniej jak tylko umiałam, gdy tylko wstałam. - Bo mnie udusisz i pamiętaj za 3 dni u mnie. - Uśmiechnął się nonszalancko. - Tak jest, kapitanie. – W żartach zasalutowałam mu. - Wesoła jak zawsze. Masz czas? - W sumie mam. – Uśmiechnęłam się i zauważyłam plamę na jego koszuli. – Jeszcze raz przepraszam za to. - Przyłożyłam palec do poplamionego miejsca. - Nic nie szkodzi, a teraz choć za mną. Jestem umówiony z chłopakami, a nikt nie będzie miał nic przeciwko, towarzystwu takiej ładnej dziewczyny. - Bo się zarumienię – powiedziałam w żartach i w tym momencie, wybuchnęliśmy śmiechem. – No to dokąd idziemy? - Do Trzech Mioteł - Prowadź wodzu. - Po tych słowach zaczęliśmy iść w kierunku baru. - Jak chcesz to mogę ci tę plamę wyczyścić jednym zaklęciem. - Ale po za Hogwartem, nie można używać magii, a no tak... Beauxbatons. No to, jeśli możesz. - Oczywiście. - Jednym ruchem sprawiłam, że ślad po moim jabłkowym napoju zniknął. - Dzięk

7. „O widzę, że Śpiąca Królewna już nie śpi.”

~ Perspektywa Rose ~ - No wiesz, żadne z nas,  nie ma z kim iść i pomyślałem, że… - dopowiedział. - Jeśli tak stawiasz sprawę, to nie mam nic przeciwko, to co, wracamy? - powiedziałam, próbując zachować obojętny ton głosu, ale w środku, cała skakałam z radości. Przyszliśmy do salonu i jak gdyby nigdy nic, dołączyliśmy do tematu rozmowy. - Przecież mieliśmy ćwiczyć walca, jutro bal – oznajmiła nagle Hermiona. - No tak – przypomniałam sobie. – To w pary i muzyka. Na początku, zaczęłam im tłumaczyć szczegóły tańca. A gdy już mieliśmy przejść do praktyki, ustawiliśmy się w pary. Ja z Georgem, co nie wywołało żadnej fali zdziwienia. Następnie za nami zajęli miejsce się Gin i Harry, później Carmen i Fred, a na końcu Miona i Ron. Z początku, trudno było spamiętać wszystkie kroki, ale po 3 godzinach ćwiczeń w końcu, coś nam wyszło. Kiedy skończyliśmy, usłyszeliśmy pukanie do drzwi, gdy Molly je otworzyła w drzwiach stał mój 22-letni brat. Popatrzyłam się na niego i powiedzia

6. „Czy podoba Ci się…”

               Zobaczyłam morze, „jak ja kocham morze”. Chodziłam po piasku, pływałam, było mi tak dobrze. Aż w końcu, jasne promyki słońca, obudziły mnie z mojego pięknego snu. „Ehh... to był tylko sen, teraz muszę wstać.” Gdy wreszcie, udało mi się wyjść, spod ciepłej kołdry, jak zawsze zaczęłam wykonywać poranną toaletę. Następnie założyłam zieloną bluzkę z jakimś śmiesznym obrazkiem, żółte spodenki i neonowe trampki za kostkę. Było około 9, więc nie mam się co śpieszyć. Po chwili szybko zeszłam na dół, aby zjeść śniadanie. Ale zobaczyłam tylko mamę, przygotowującą wyżej wymieniony posiłek. - Pomóc Ci? - zapytałam. - Tak, poukładaj talerze – odpowiedziała. Gdy już to zrobiłam, z góry, wolnym krokiem, zeszli moi bracia, tata i wujek. - Witajcie śpiochy – powitałam ich, z uśmiechem. - A ty, co taka radosna? - zapytał się Bill. - Nie twój biznes – powiedziałam.  – Mamo, mogę dziś lecieć do Weasleyów ? - dokończyłam. - Tak, ale... kim oni są? - odpowiedziała mi. -

5. „No cóż, rodziny się nie wybiera.”

~Perspektywa George'a, po odejściu Rose~ - To wy lubicie grać w quiddicha? - spytałem nie dowierzając. - Tak, ja i Rosie zawsze jesteśmy pałkarzami lub bramkarzami, a wy? - spytała się mnie i Freda. - My… jesteśmy pałkarzami - odpowiedział jej, na co ja kiwnąłem tylko potwierdzająco głową. - Ale nas dużo łączy, najpierw lody teraz quiddich. A pro po stawiacie nam je – stwierdziła Carm. - Niech Ci będzie – odpowiedzieliśmy wspólnie. - A teraz, idziemy na górę,  co nie dziewczyny? - spytała się Carm, na co tylko Ginny i Hermiona pokiwały głową. - Zagrać w „Eksplodującego Durnia” - dokończyła. - Chcecie zagrać? - spytała się Ginny. Już Fred miał iść, kiedy dyskretnie szturchnąłem go, aby został i w ostatniej chwili odmówił. Na szczęście, Ron i Harry poszli za dziewczynami. Weszliśmy do naszego pokoju, gdy już tam byliśmy, mój klon odezwał się. - Co jest? - Nic... no może... ach, nie wiem od czego zacząć – z niewyjaśnionych przyczyn jąkałem się. -