W krzywym zwierciadle - One Shot

                       Czy kiedykolwiek ludzie zastanawiali się nad sensem życia? Nigdy nie dziwiło nikogo, kim tak naprawdę są? Jaką role mają odegrać i takie duperele? Ja na to miałam mnóstwo czasu, ciągłe przeprowadzki zmuszały mnie do myślenia i tylko do tego. Tym razem miało być jednak inaczej. Przynajmniej tak twierdzili. Kolejne miejsce w moim życiu... bez wartości, znaczenia... bo kto ceniłby puste obietnice i słowa bez pokrycia? Chyba tylko skończony idiota. Ale cóż... nie pozostało mi nic innego. Nie mogłam się załamywać, że zostawiłam chłopaka, przyjaciół... Robiłam to razem z tatą, mamą i Jeffreyem tak wiele razy. Teraz nie mam już nikogo, oprócz nich. Zawsze te same obietnice, ale przecież związki na odległość nigdy nie wypalają. Nie ma sensu się łudzić, przyjaźń niby jest wieczna... bzdury. Każdy zapomina, nawet jak bardzo tego nie chce. Wtedy to w szczególności. Kolejne miejsce, może będzie inaczej... ta sama śpiewka od 5 lat. Czas iść dalej, tyle łez wylanych... nigdy więcej.
                     Znowu się zamyśliłam, a już całą rodziną dojechaliśmy do Geonger Praus, czyli nowego miejsca zamieszkania. Z ulotek i stron internetowych to bardzo przyjemne miejsce, problem w tym, że ich na oczy nie widziałam. Niech to będzie zagadka.
Tablica informacyjna to chyba było jednak za mało, musieli zrobić wielki łuk z nazwą. Ale jak kto woli. Po chwili rozglądania, kiedy zorientowałam się w jakiej pozycji siedzę, strzepnęłam śliniącego się brata z mojego ramienia i głęboko westchnęłam.
- Córuś nie będzie tak źle – odezwała się pocieszająco matka.
Co miałam innego zrobić? Uśmiechnęłam się i czekałam...
- Jesteśmy prawie na miejscu – oznajmił uradowany ojciec.
Ich radość nigdy się nie kończy. Zawsze są szczęśliwi, nigdy tego nie rozumiałam. Głowy pełne marzeń i brak zmartwień. Ja zawsze się ograniczałam, jedynie chciałam przestać w kółko krążyć po różnych miastach. Co następne, to oddalona od siebie o więcej kilometrów.
- Gdzie w ogóle jest nasz nowy dom? - zapytał, zaspany brunet.
- Zobaczycie, to niespodzianka. - Klasnęła w dłonie i uśmiechnęła się promiennie.
Ostatnią niespodzianką był fakt, że się wyprowadzamy... znowu. Znowu tato dostał lepszą pracę gdzie indziej, znowu musieliśmy się przenosić, znowu porzucać wcześniejsze życie, znowu... To słowo po prostu mnie prześladowało, kiedy już myślałam, że gorzej być nie mogło, ono się pojawiało. Nie chciałam psuć sobie bardziej humoru, jeśli to w ogóle możliwe, więc nie widząc innego wyjścia zaczęłam gapić się bezmyślnie w okno. Zobaczyłam stare, zakurzałe miejsca. Zakątki nie dostępne dla ludzi. Świat w którym nikt nie chciałby się kiedykolwiek znaleźć. Ale też piękne, kolorowe kwiaty. Uśmiechnięte dzieci, chętnie pomagające innym. Każda moneta ma dwie strony, prawda? Muszą być lepsze i gorsze zaułki. Mijaliśmy przeróżne domy... W końcu by się zatrzymał. Ale on brnął dalej. Jechał i jechał... Gdzie ten głupi dom? Ale kiedy się zatrzymał zdziwiłam się, na tyle, że otworzyłam gębę i wytrzeszczyłam oczy. Wielki zamek, nasz?! Co prawda, stary i zniszczony, ale nigdy w takim pałacu nie mieszkaliśmy. Coś nowego, a ja dopiero wtedy zaczęłam wierzyć, że będzie inaczej. Za nami przez całą 6 godzinną drogę, jechały wozy z wszystkimi naszymi rzeczami. Kiedy zaczęli wszystko wnosić, jakaś starsza kobieta, ale z taką energią i złem w oczach wybiegła krzycząc, gdzie co może leżeć.
- A pani to kto? - zapytał beztrosko Jeffrey.
- Jak ty się wyrażasz młody człowieku?! Ile ty masz w ogóle lat?! - powiedziała tak szybko, że ledwo ją zrozumiałam. Do tego nie kryła oburzenia, postawą mojego braciszka.
- 19 – odpowiedział dumnie.
- To już nie taki młody. A gdzie małżonka?
On tylko wytrzeszczył oczy i wydukał jedynie: „Jaka małżonka?”. Oryginalne...
- Za moich czasów i ta młoda dama miałaby już męża. Nie to co dzisiaj. - Pokiwała beznamiętnie głową.
- Dobrze dzieci, poznajcie pani Purtley. Będzie z nami mieszkać, ma swoją część zamku, do której lepiej nie wchodźcie – oznajmiła mama. - To jest Chloe, Jeffrey i mój mąż Thomas. Ja jestem Susan. Miło nam panią poznać.
Przyjrzała się nam. Byłam jedyną osobą, która do tej pory nic nie powiedziała. Uśmiechnęła się podejrzliwie i odpowiedziała.
- Nie przesadzajmy, Chloe wygląda na porządną dziewczynę. Chętnie czasem zaproszę ją na herbatkę.
Człowiek myśli, że wszystko jest w poukładane. Nie wychyla się, stara się być grzecznym i cichym. A tu zjawia się taka baba i zaprasza do jaskini istnego zła.
- Dziękuję – wyszeptałam.
Nic więcej nie zdążyłam powiedzieć, bo gestem ręki nakazała wejść do środka. Zrobiła z siebie panią przewodnik, a z nas turystów. Problem w tym, że tu będziemy mieszkać, a nie odejdziemy po zwiedzonym zabytkowym miejscu. Na początku kiedy weszłam moim oczom ukazała się wielka sala wejściowa. Piękny, cenny, jak mniemam, żyrandol, rzeźby, obrazy... Z zewnątrz dom wyglądał gorzej. Ale wewnątrz da się wytrzymać. Jakby nie kurz, pajęczyny czy to wszystko co pokazane czasem jest na filmie, kiedy bohaterowie odwiedzają dom horrorów, byłoby naprawdę dobrze. Poznałam krótką historię domu z 1895 r. Podobno mieszkało tutaj małżeństwo, ale w dziwnych okolicznościach zniknęło, zapisując spadek pokojówce. Wszystko tutaj, włącznie z jego historią było takie stare... Ale przecież nie ma co wybrzydzać mogło być gorzej. Wszystko już nam pokazała. Mój pokój znajdował się na samym początku drugiego piętra, które należało do naszej rodziny. Trzecie do niej samej. Kiedy kobieta przestała już nas ciągnąć po domu, zwróciła uwagę na jedną sprawę.
- Na końcu 2 piętra, są drzwi. Oznaczone kłódkami i tym wszystkim. Nie macie do niego wstępu. Konsekwencje złamania mojego nakazu byłby naprawdę niekorzystne.
Powiedziała i odeszła, zarzucając jeszcze przed moją twarzą, stertą siwych włosów. Po to są zakazy, aby je łamać. Ale to kiedy indziej. Jedynie o czym pragnęłam to pójść spać, mimo wczesnej pory. Jak pomyślałam, tak zrobiłam. gdy weszłam do pokoju, rzuciłam rzeczy i runęłam na łóżko. Materace jakby wypchane starymi gazetami, ale cóż. Miałam przynajmniej własną garderobę i łazienkę. Wszystko trzeba było tylko umyć i po sprawie. 
                    Następnego dnia obudził mnie dźwięk gwizdka. Spojrzałam na zegarek i była 6 rano. Jeśli tak ma być cały czas, to ja podziękuję. Zwlekłam się z łóżka i chwyciłam letnią sukienkę. Jeszcze 3 tygodnie wakacji, trzeba było korzystać. Kiedy wykonałam poranną toaletę, ubrałam się w niebieską kieckę, założyłam dodatkowo czarne baleriny i byłam gotowa. Zeszłam na dół i zasiadłam półżywa do posiłku. Co było najdziwniejsze, że pani Purtley obudziła wszystkich, ale śniadanie zrobiła tylko dla siebie. Weszłam, więc do kuchni i przygotowałam sobie kanapkę. Gdy ją skonsumowałam krzyknęłam.
- Wychodzę! Idę pozwiedzać miasto!
Usłyszałam tylko, że się zgadzają i wyszłam. Forteca mieściła się na jakieś górce. Nie powiem, że niskiej, wręcz przeciwnie. Ale do odważnych i dzielnych świat należy. Tylko jak radziła sobie z tym, ta staruszka? Nieważne. Po jakiś 15 minutach dotarłam do miasta. Dobrze, że przed wyjściem zabrałam jeszcze jakąś gotówkę, bo mimo pozorów były tu naprawdę ładne rzeczy. Weszłam do pierwszego lepszego sklepu i znienacka przyszła do mnie sprzedawczyni.
Obłęd w oczach, normalnie.
- W czym pomóc? - zapytała.
- Tak się tylko rozglądam, ale może mi pani pokazać jakieś spodenki? Mam ich mało.
- Jaka pani? Jestem Rita, zaraz coś znajdę.
Przytaknęłam i po 5 minutach przyniosła śliczne białe spodenki z przyszytymi kilkoma złotymi gwiazdkami. Przymierzyłam i pasowały jak ulał. Nie zastanawiając się długo, kupiłam je i szybko opuściłam to miejsce. Bo po prostu miałam ciarki na plecach. Z momentem wyjścia ze sklepu, momentalnie się odwróciłam, aby pożegnać ze sprzedawczynią i wpadłam na kogoś. Gdy podniosłam głowę zauważyłam, że był to rudy chłopak, o pięknym uwodzicielskim spojrzeniu i brązowych oczach.
- Przepraszam, zagapiłam się. – A na mojej twarzy, zagościł przepraszający uśmiech.
- Nic się nie stało. Przecież wszyscy żyją – zaśmiał się. - Jestem Steven Richardson, a taka piękna blondynka to...?
- Jestem Chloe Hurtans – przedstawiłam się.
- Miło mi poznać. No to wynagrodzisz mi tę wpadkę... hym... lodami?
- No to chodź – zachichotałam.
Tak upłynęły mi najbliższe 2 godziny. Pokazał mi uroki miasta, ale też i jego ciemniejsze strony. A kiedy byliśmy pod drzwiami do mojego domu, zapisałam mu, swój numer.
                      Pierwszy tydzień nie był zły, gorzej z drugim. A za każdym razem kiedy zbliżałam się do drzwi z kłódką, ta kobieta niczym błyskawica przybiegała i zabraniała mi tego. Nie liczyło się, że oglądała serial, robiła obiad czy coś w tym rodzaju, biegła ile sił w nogach. Co jeszcze bardziej podsycało moją ciekawość. W końcu miałam się już poddawać, ale coś mi temu nie dawało. Nie jestem człowiekiem strasznie ambitnym, ale coś jednak było z tego we mnie. Jak już zdałam sobie z tego sprawę, moim celem było dowiedzenie się, co jest za szarymi drzwiami.
                      Jednak w sobotę rano zadzwonił do mnie Steven i spytał czy nie zechciałabym pójść z nim na randkę. Odciągnął tym moją uwagę. I co tu dużo gadać, bardzo mi się spodobał, więc moja odpowiedź nie mogła wyglądać inaczej, niż „tak”. Ale przygotowania przerwał fakt, że staruszka opuściła dom. Korzystając z okazji chwyciłam wsuwkę i zaczęłam kombinować, jak otworzyć tę kłódkę. Zajęło mi to dobre 10 minut, ale się udało. Gdy otworzyłam drzwi, pokój wydawał się normalny. Centralnie w środku niego, stała tylko jedna rzecz. Był to przedmiot zakryty prześcieradłem. Szybko go zdjęłam i zobaczyłam lustro... Ale nie takie normalne, przecież zobaczyłabym swoje odbicie, to było inne. Widziałam w nim jedynie taką samą tkaninę, jaką teraz trzymałam w dłoni. Przejechałam palcem po nim i wtedy zaczęło się dziać coś niezwykłego. Jakby wleciałam w to. To co ujrzałam po drugiej stronie, było podobne do tego przed wejściem w lustro. Ten świat był gorszy, obraz moich lęków. Kochająca rodzina zmieniła się w potwory. Kiedy obeszłam ten świat, chciałam z niego uciekać. Nic nie było na swoim miejscu, kompletnie NIC! Wszystkich, których udało mi się poznać... wiedziałam ich, każdą napotkaną osobą, wszystkich, oprócz jednej, starej kobiety. Gdy się trochę rozejrzałam, wróciłam do punktu wyjścia. Zaczęłam bić w szybę, ale nic się nie działo. Widziałam jedynie co się dzieje po drugiej stronie. Przyglądałam się temu bezczynnie. W końcu zjawiła się staruszka i zaczęła się śmiać.
- Witaj w krzywym zwierciadle. Stąd nie ma wyjścia. Mówiłam, wy nigdy mnie nie słuchacie. – A śmiała się coraz bardziej złowieszczo.
Po chwili zasłoniła prześcieradłem lustro i zamknęła drzwi na kłódkę.
Wy? Co takiego?! Stąd nie ma wyjścia?!
Mówi prawdę. - Przed sobą ujrzałam tą samą kobietę, która skazała mnie na pastwę losu.
- TY?! - krzyknęłam.
- Tamta ja, to moje odbicie. Może to Ci się wydać bezsensu...
- Opowiedz, co się stało?!
- Jako mała dziewczynka znalazłam to lustro. Stało u mnie w pokoju. Ale jeśli w odpowiedni dzień, staniesz przed nim, równo ze swoim krzywym odbiciem, możesz się zamienić miejscami. Dla ciebie już jednak nie ma wyjścia, ponieważ osoby muszą stać po przeciwnych stronach, więc się nie łódź. Twoje odbicie żyje własnym życiem w tym świecie, co ty. Jest to całkowita przeciwność ciebie, czasem gorsza, czasem lepsza. W zależności, kim ty w ogóle jesteś. To miejsce jest istnym koszmarem, ale radzę się przyzwyczajać. Wracając... Eva schowała to tutaj, a od tamtej pory w odpowiednim czasie wychodzi z tego przeklętego domu, a ciekawskie dzieci robią, to samo, co ty. Czyli łamią zasady... przewidywalne i takie głupie.
- Ale dlaczego?
- Aby to ona nie musiała tu wracać. A co jest najgorsze? Nikt stąd Cię nie usłyszy.
Czyli już nie ma drogi ucieczki. Jestem tutaj zamknięta. I po co mi to było...
- Musi być przecież wyjście, zawsze jest! - krzyknęłam. - Pomocy! POMOCY!!! Jestem tutaj! - wydzierałam się ostatkiem sił i z ciągłą nadzieję, że jednak to żart albo sen.
Nagle przestałam bić pięściami w szklany przedmiot i zsunęłam się po nim. Skuliłam się i zdałam sobie sprawę, że to naprawdę koniec.

-------------------------------------------------------------------------------------------
Nie jest to związane z blogiem. Ponieważ miałam dużo weny i ogrom pomysłów, postanowiłam, że coś takiego napiszę. To krótkie opowiadanie. Mam nadzieję, że się podoba. Wpadłam na ten pomysł i postanowiłam go przelać na słowa w Open Office. Później zdałam sobie sprawę, żeby ktoś to przeczytał i oto jest. Mam nadzieję, że się podoba i zostawicie po sobie komentarz.
Pozdrawiam.

Komentarze

  1. Jeffrey, Cassidy. Same osobistości. :3 Najbardziej zdziczała końcówka świata. Nie rozumiem do chuja ciężkiego jak mogłaś tak skończyć. Niech chociaż umrze, albo ta baba niech nad nią skacze krzycząc UMRZYJ, UMRZYJ, UMRZYJ. G'nR lasuje mózg! No dobra. Poza tym jest spoko, ale rudy musiał być. :3
    Kocham, pozdrawiam i czekam na więcej.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No bo jakby dobro wygrało to byłoby to przereklamowane i nudne xD. Nie lubię jak inni tak kończą, ale sama uwielbiam xD. Ale poco? U ciebie umierają, u mnie cierpią :D. No troszeczkę lasuje, ale co tam :P. No przecież, że rudy musi być xD.
      Dziękuję i również pozdrawiam. Ale czekaj... jakie więcej? xD.

      Usuń
    2. Heh zmieniłam imię głównej bohaterki na Chloe ^^.

      Usuń
  2. Hahaha xD
    Nie ma to jak zmiana imienia do kilku dniach. :D
    Ciekawe, muszę przyznać.
    I zgadzam się z Black. ;D
    Ale może nie UMRZYJ !, tylko ja bym dała GIŃ !
    Ale to moja propozycja tylko taka.
    Czekam oczywiście na ciąg dalszy.
    Patrycja .

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No bo to ja :3.
      Taaa Black w jej opowiadaniach giną, u mnie cierpią xD.
      Dziękuję, ale jaki ciąg dalszy? xDD To tylko takie krótkie opowiadanie, bez powrotu :D.
      Pozdrawiam.

      Usuń
    2. O kurde, fakt xD
      Czytanie ze zrozumieniem w czasie informatyki z moją klasą wcale nie jest takie proste.
      I to szybkie czytanie xD

      Usuń
    3. Czuję się zaszczycona :3. Ale ja się rozpraszam... jestem w połowie twojego rozdziału i muszę się uczyć :'(. Jutro zobaczysz ode mnie komentarz ;).

      Usuń
  3. O kurde,świetne ;_; Czy tylko ja co do rudego miałam skojarzenie z Georgem i Fredem?;_; już miałam nadzieje ;///
    To tylko tyle z tego opowiadania czy rozkręcisz to? Mam nadziej,że to drugie ;_;

    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Heh nie tylko ty :D No wiesz, George i Fred małe ideały ^^. Nadzieja matką głupich xDD.
      To One Shot, jakoś nie planowałam powrotu, a nawet jeśli, to do poduszki xD. Chodź jakbym się za to wzięła, to istniałaby duża szansa, że coś sknocę.
      Dziękuję i również pozdrawiam ;).

      Usuń
  4. Fajnie się zapowiadało :) MOŻESZ PISAĆ,POZWALAM CI >.<
    XDDDDDDDDDDDDDD

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Eee niee, wolę napisać inne opowiadanie, bo to mi się podoba, takie jakie jest xD.

      Usuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Epilog.

47. „W tym świecie nawet ściany mają uszy.”

50. „Uratowana przed demonem, który wysysał resztki sił życiowych z otoczenia.”