10. „Śmiać się, czy płakać?”
Razem z Carmen ujrzałyśmy poszukiwanego mężczyznę, chodzącego w kółko i
gdaczącego jak kaczka. Z niedowierzaniem podeszłyśmy do niego. Okazało się, że jest lunatykiem. Nie chciałyśmy
go budzić. A co więcej, w jego stanie to co najmniej, niewskazane.
Zachichotałyśmy, bo cała ta sytuacja wyglądała naprawdę
komicznie. Pożegnałam się z Blackówną, a później usłyszałam dźwięk teleportacji. Co później i ja zrobiłam. Rozdzieliłyśmy się, każda powędrowała do swoich tymczasowych domów. Gdy przekroczyłam próg domu wujka, zauważyłam, że wszyscy już smacznie drzemią.
„A ja głupia myślałam, że będą szukać. Ale czego mogłam się spodziewać? Za 20 minut północ.”
Poszłam na górę. A byłam tak padnięta, że nawet nie zdążyłam się przebrać.
„A ja głupia myślałam, że będą szukać. Ale czego mogłam się spodziewać? Za 20 minut północ.”
Poszłam na górę. A byłam tak padnięta, że nawet nie zdążyłam się przebrać.
~~♥~~
Obudziłam się. A w sumie zostałam
obudzona o 8:00. Z oczywistych powodów, nie za bardzo się wyspałam. Trzeba było jednak wstać i się spakować. Rozciągnęłam się na posłaniu, po czym wykonałam poranną
toaletę. Ubrałam się z pomarańczowe spodenki, żółtą bluzkę
i także żółte baleriny, dodatkowo rozczesałam włosy i zrobiłam
jednego wysokiego kucyka. Zeszłam na dół i szybko zjadłam przygotowaną przez moją
mamę jajecznicę. Gdy wszystko to było już zrobione, poszłam się pakować. Nawet nie wiedziałam,
że mam tyle rzeczy. Po godzinie skończyłam. Wzięłam swoje torby. Ale jak tylko wyszłam z pokoju, tą sytuację zauważył mój
najstarszy brat i od razu wziął ode mnie, nielekkie bagaże.
Zauważyłam też dwie szare torby, których nigdy wcześniej na oczy nie widziałam i zdziwiłam się do kogo należą.
- Xavier, a te kogo są? Też
nasze?
- Nie. Wuj wybiera się na wakacje. –
Uśmiechnął się.
- Naprawdę? Przecież od wieków, nigdzie nie wyjeżdżał.
- No widzisz. Dobra, ja idę pożegnać
się z McLaggenami, idziesz?
- Okej.
Ubrałam japonki i wyszliśmy. Przez
drogę wspominaliśmy niniejszy tydzień.
- Pierwszego dnia poszłam popływać. Drugiego jeździłam konno i pokłóciłam się z Cristin. Trzeci i
czwarty spędziłam z paczką, niedawno poznanych przyjaciół. Piątego był bal. A dziś wyjeżdżamy. Nawet nie było tygodnia
dlaczego? - zapytałam się.
- A nie zapomniałaś o tym, że jak
przyjechaliśmy to poszłaś od razu spać? Przespałaś nawet
kolację – zaśmiał się.
- Ach tak. A jutro jadę do Draco. Ciekawe, co będziemy robić. Mniejsza, teraz ty. Opowiadaj jak ci minął
tydzień. – Uśmiechnęłam się do niego.
- Pierwszy dzień podobnie jak
ty, nigdzie nie wychodziłem. Drugi pomagałem wujkowi. Trzeciego odwiedziłem Kate. Czwartego, polecieliśmy do Weasleyów, tak
się nazywają prawda? - Tylko przytaknęłam. – A w wolej
chwili poszedłem nad jezioro. Piątego pojechałem z kumplami do Trzech Mioteł. Szóstego bal. - Wyliczył dni tygodnia.
Zaczęliśmy opowiadać sobie
kawały i krótkie historyjki. Nawet nie zauważyliśmy, kiedy
doszliśmy do domu Mc. Delikatnie zapukałam do drzwi, które otworzyła mi
Veronica. Serdecznie się z nią przywitałam, po czym zawołała
Cormaca. Mocno go przytuliłam. Wizyta była dość
krótka, bo trwała może 30 minut. Gdy już pożegnaliśmy się z
wszystkimi domownikami, zaczęliśmy drogę powrotną i tym razem nie
zabrakło, dobrej zabawy. Nie wiem. Chyba tylko dla zabawy, nagle
wyciągnęłam różdżkę. Którą nawiasem mówiąc obiecałam sobie, że nie będę
się rozstawać. Tylko w wyjątkowych przypadkach. Wypowiedziałam cicho zaklęcie, dzięki któremu mój brat, był cały w
jakimś śluzie. To wydarzenie od razu wywołało u mnie salwę śmiechu. Dlatego Xavier zaczął zbliżać się w moim kierunku. Nie myśląc długo, otrząsnęłam się i najszybciej jak mogłam, biegłam przed siebie. Byłam
szybka, przez co uciekłam bratu. Ale pobiegłam za daleko. Wbiegłam w głąb lasu.
„Tutaj czary nie działają.”
Przypomniałam sobie słowa wujka. Który przestrzegał nas, aby tam nie wchodzić. Historia dlaczego nie ma w tym miejscu czarów sięga pierwszego tysiąclecia. Kiedy na tym terenie był tylko jeden "domek". Wszystko przez bardzo potężną czarownicę, która bała się o życie swojego, niesfornego syna. Chciałam się wydostać, z tego zaczarowanego miejsca, ale nie mogłam się teleportować.
„Czyli się zgubiłam, no to pięknie.”
„Tutaj czary nie działają.”
Przypomniałam sobie słowa wujka. Który przestrzegał nas, aby tam nie wchodzić. Historia dlaczego nie ma w tym miejscu czarów sięga pierwszego tysiąclecia. Kiedy na tym terenie był tylko jeden "domek". Wszystko przez bardzo potężną czarownicę, która bała się o życie swojego, niesfornego syna. Chciałam się wydostać, z tego zaczarowanego miejsca, ale nie mogłam się teleportować.
„Czyli się zgubiłam, no to pięknie.”
- Halo! Ratunku! - wrzeszczałam.
Ale nikt mi nie odpowiadał, tylko cisza.
Ale nikt mi nie odpowiadał, tylko cisza.
~~♥~~
Chodziłam tak z jakąś godziną. Nie
miałam pojęcia gdzie, może nawet w kółko. Zmęczona opadłam z sił. Ułożyłam się wygodnie, opierając się o jakieś drzewo. Nawet nie zauważyłam, kiedy zasnęłam. Nie wiem ile spałam, ale chyba dość długo. Wnioskuję to z tego, że zaburczało mi w brzuchu. Coś czuję, że to pora obiadowa. No nic, wstałam
i zaczęłam iść dalej. Po drodze napotkałam przeróżne zwierzęta,
jakby nie patrzeć na sytuację, było tu przyjemnie. Tak "mugolsko",
normalnie. Nie raz jeździłam z dziadkiem z mugolskiego świata. Było tak samo, tyle że przy nim czułam się bezpiecznie, w odróżnieniu od
tego miejsca. Nie wiedziałam co zrobić, nigdy nie
znalazłam się w takiej sytuacji.
„Śmiać się, czy płakać? Przecież na pewno w końcu się obudzę, to tylko zwykły koszmar.”
Choć sama w to nie wierzyłam, podnosiło to mnie na duchu. To nie był sen. Chodziłam jeszcze dobre 30 minut. W tym czasie podziwiałam uroki przyrody, zwierzęta. Zdałam sobie sprawę, przecież prawie co roku jadę z rodzicami do wujka Klementa i nigdy tu nie byłam. Na początku uważałam to miejsce za przerażające. Ale czego tu cię bać?! Wiewiórki, jelenia, a może jeży? Nawet nie ma czego. Skoro nie można tu używać magii, to nikt mnie nie zaatakuję. Po długiej wędrówce zrobiłam się głodna. Nie miałam nic pod ręką. Nie licząc jakiś małych owoców, znalezionych po drodze. Z braku innego wyjścia, mogłam jedynie podziwiać. Zarazem te piękne, zielone korony drzew, jak i te małe kwiatki, które nieświadomie deptałam.
"W sumie mogło być gorzej."
Teraz to nie były puste słowa. Naprawdę mi tu się podobało. Sama się sobie zdziwiłam. Ale w końcu mogłam być sama ze swoimi myślami. Wszystko przemyśleć i odpocząć. Ale nie mogłam tam spędzić wieczności. A gdy mój brzuch, znowu dawał się we znaki wpadłam na pomysł. Głupi, nie głupi, ważne, że jakiś. W myślach tylko ochrzaniłam siebie;
„Dlaczego wcześniej na to nie wpadłam.”
Lubiłam te mugolskie parki liniowe, na które często zabierali mnie dziadkowie. Co przyczyniło się do tego, że wspinaczka po drzewie, była dla mnie bardzo łatwa. Szybko znalazłam się na odpowiedniej odległości i zobaczyłam, że jestem niedaleko do domu wujka. Zaczęłam biec, gdy usłyszałam krzyki.
„Śmiać się, czy płakać? Przecież na pewno w końcu się obudzę, to tylko zwykły koszmar.”
Choć sama w to nie wierzyłam, podnosiło to mnie na duchu. To nie był sen. Chodziłam jeszcze dobre 30 minut. W tym czasie podziwiałam uroki przyrody, zwierzęta. Zdałam sobie sprawę, przecież prawie co roku jadę z rodzicami do wujka Klementa i nigdy tu nie byłam. Na początku uważałam to miejsce za przerażające. Ale czego tu cię bać?! Wiewiórki, jelenia, a może jeży? Nawet nie ma czego. Skoro nie można tu używać magii, to nikt mnie nie zaatakuję. Po długiej wędrówce zrobiłam się głodna. Nie miałam nic pod ręką. Nie licząc jakiś małych owoców, znalezionych po drodze. Z braku innego wyjścia, mogłam jedynie podziwiać. Zarazem te piękne, zielone korony drzew, jak i te małe kwiatki, które nieświadomie deptałam.
"W sumie mogło być gorzej."
Teraz to nie były puste słowa. Naprawdę mi tu się podobało. Sama się sobie zdziwiłam. Ale w końcu mogłam być sama ze swoimi myślami. Wszystko przemyśleć i odpocząć. Ale nie mogłam tam spędzić wieczności. A gdy mój brzuch, znowu dawał się we znaki wpadłam na pomysł. Głupi, nie głupi, ważne, że jakiś. W myślach tylko ochrzaniłam siebie;
„Dlaczego wcześniej na to nie wpadłam.”
Lubiłam te mugolskie parki liniowe, na które często zabierali mnie dziadkowie. Co przyczyniło się do tego, że wspinaczka po drzewie, była dla mnie bardzo łatwa. Szybko znalazłam się na odpowiedniej odległości i zobaczyłam, że jestem niedaleko do domu wujka. Zaczęłam biec, gdy usłyszałam krzyki.
- Rose, Rose gdzie jesteś?
Poszłam w tamtym kierunku i znalazłam
Xaviera, który był cały roztrzęsiony.
- Gdzieś ty była? Zniknęłaś
bez słowa na 6 godzin. Już dawno powinniśmy być w domu. – Po
czym nagle. Tak z zaskoczenia, przytulił mnie i dopowiedział. –
Martwiliśmy się.
- Ale nic mi nie jest. Zgubiłam
się, ale już wszystko w porządku.
- Nigdy więcej tego nie rób.
Wyszliśmy z lasu i od razu rzuciła
się na mnie Carmen, Hermiona i Ginny.
- Co wy tu robicie? - spytałam
zdezorientowana.
- Gdy tylko usłyszałyśmy, że
zaginęłaś od razu Carmen chciała teleportować. W ostatnim
momencie zdążyłyśmy – wyjaśniła 'wiewióra'. – Tak się
cieszę, że jesteś cała.
Później uściskał i pożegnał się
ze mną wujek, który za godzinę miał lot do Egiptu.
- Tak, wszyscy żyjemy. Ale to może
się zmienić, bo mnie jeszcze udusicie – powiedziałam, spoglądając na rodziców. Którzy z całej siły mnie ściskali.
W końcu puścili.
W końcu puścili.
- No dobra my już będziemy iść, do jutra – oznajmiła Carmen i już ich nie było.
- Zjedzmy coś, głodna jestem –
powiedziałam, jak gdyby nigdy nic.
- Od 3 godzin obiad jest
gotowy zjedz i proszkiem Fiuu przeniesiemy się do w domu. – Zrobiłam jak
kazała. Zdążyliśmy 10 minut przed wyjazdem wujka na lotnisko, więc go jeszcze raz mocno uściskałam. Zielone płomienie w kominku, i już byłam w dobrze mi znanym domu.
- Nie wiem jak wy, ale ja mam dość
wrażeń jak na jeden dzień. Idę do swojego pokoju się rozpakować. – Wzięłam torbę i ruszyłam na górę.
~Perspektywa Carmen~
Byłam zdenerwowana, nawet
nie próbowałam tego ukryć. Mój ostatni dzień w Norze, mam
wspominać tak fatalnie?! Znaczy mogłabym jeszcze zostać, ale Rudolf przyjechał i chce
się nim nacieszyć. Dawno go nie widziałam. Nie zmieniając
tematu, biedna Rose. Nie chciałam sobie nawet wyobrażać, przez co przeszła. Wraz ze mną w pokoju siedziała szatynka i
wiewiórka. Nic nie mówiłyśmy. Co szczerze raczej nas nie obchodziło. Zapewne
wszystkie, tak jak ja myślały o Martinównie. Nagle do salonu wbiegli
uradowani bliźniacy, ale widząc nasze ponure miny zaczęły się
pytania.
- Co się stało? -
zapytali równocześnie.
- Rose. – Prawie
niesłyszalnie wyszeptała Miona, swoim suchym gardłem, wydawało się, że nie może mówić. Ale George i Fred bardzo dobrze ją usłyszeli.
- Co z nią? - zapytał
z troską George, na co Fred tylko przytaknął.
Zaczęłam im wszystko
opowiadać. Zaczynając od tego, jak przestraszony Bill, wparował
do nas, mając nadzieję, że znajdzie tu siostrę. Kończąc na tym, jak wyszła razem ze swoim starszym bratem z lasu.
- Ale nic jej nie jest?
- zapytał Fred.
- Jak już mówiłam,
jest cała i zdrowa – powtórzyłam się.
- Na szczęście –
dodała Hermiona.
Była pora kolacji, więc
pani Weasley zawołała nas. Posłusznie usiedliśmy na swoich
miejscach. W końcu się rozweseliłam.
„Przecież już wszystko jest w porządku. Poza tym jutro się z nią widzę.”
Po tych słowach, choć wypowiedzianych w mojej głowie, lekko się uśmiechnęłam. Później tylko poszłam
spać i już więcej nie myślałam.
„Przecież już wszystko jest w porządku. Poza tym jutro się z nią widzę.”
Po tych słowach, choć wypowiedzianych w mojej głowie, lekko się uśmiechnęłam. Później tylko poszłam
spać i już więcej nie myślałam.
~Wrócę do tamtego
momentu, gdzie zostawiliśmy Rose. Teraz jej perspektywa. ~
Co tu zrobić, ciężki
dzień. Zastanawiałam się co czuli, gdy mnie nie było. O dziwno nie bałam się. Uznałam to za przygodę. Mimo tego, że nie mogłam czarować. Jak na okoliczności za bardzo się tym nie przejmowałam.
„Ale dlaczego?”
Nie ważne. Życie jest za krótkie, aby się wiecznie martwić. Położyłam się na łóżku. Pogrążona we własnych myślach nie zauważyłam, jak nie wiadomo skąd i w jakim celu w pokoju ktoś się pojawił.
-----------------------------------------------------------------------------------------------------
Rozdział nawet mi się podoba. No cóż nie przedłużając dedykuję go Kasi.
Jeśli przeczytałeś/przeczytałaś zostaw komentarz to naprawdę motywuję do pisania. Pozdrawiam moich stałych czytelników.
„Ale dlaczego?”
Nie ważne. Życie jest za krótkie, aby się wiecznie martwić. Położyłam się na łóżku. Pogrążona we własnych myślach nie zauważyłam, jak nie wiadomo skąd i w jakim celu w pokoju ktoś się pojawił.
-----------------------------------------------------------------------------------------------------
Rozdział nawet mi się podoba. No cóż nie przedłużając dedykuję go Kasi.
Jeśli przeczytałeś/przeczytałaś zostaw komentarz to naprawdę motywuję do pisania. Pozdrawiam moich stałych czytelników.
Uroczo. Taak. Znam to. Orientacji w terenie za grosz. Ale dziwi mnie troska X. Co mu sie stalo. Kocham cie.
OdpowiedzUsuńTo jej brat i się z nim najlepiej dogaduję to wiadome, że się martwił. Och ja cb też :D
UsuńŚwietny rozdział *.*
OdpowiedzUsuńTylko dlaczego znowu w takim momencie skończyłaś ? ;D
No nic, mam nadzieję, że następny rozdział dodasz szybko, bo już nie mogę się doczekać ;3
Żeby nie było nudno xD osobiście najdziwniejsze zakończenie mam przy następnym xD jak na razie xD ach na narty nie pojechałam, więc zapełniłam ten czas pisaniem xD
UsuńTak rozdział super ;d też mam zerową orientację w terenie ;p podobno wiekszosc kobiet tak ma ;d pisz szybko! a u mnie nowosc http://fremione-niemozliwe-a-jednak.blogspot.com/
OdpowiedzUsuńDzięki, ach witaj w tym naszym skromnym klubie xD ta nasza orientacja w terenie rządzi i zaraz zajrzę <3
UsuńOjej <3 Dziękuję za dedyk :* A co do rozdziału, jak zawsze jest super *w* Ja też się nie orientuję w terenie xD Pisz szybko kolejny rozdział ;]
OdpowiedzUsuńWeny życzę ;)
heh spoko :D no to i ty Kasiu witaj w naszym klubie xD i dzięki <3
UsuńCudowne, po prostu cudowne!
OdpowiedzUsuńHistoria nabiera tempa i robi się meega wciągająca!
Życzę dużo inwencji twórczej i z niecierpliwością czekam na rozdział! :)
http://czyste-serce-gryfonki.blogspot.com/2013/01/rozdzia-ii-gdzie-jest-ta-wstretna-szlama.html
u mnie nowość, zapraszam! :)
Za chwilę przeczytam i dzięki <3
UsuńPrzeczytalam bardzo mi się podoba
OdpowiedzUsuń