13. „Jędza nie chciała przyjść.”


                        Nie patrzyłam na zegarek, ale chyba było dość późno. Co spowodowało, że przebrałam się i poszłam w objęcia Morfeusza. Obudziłam się dość wcześnie. Nie ociągając się ubrałam w jeansy, białą bluzkę, bejsbolówkę i moje kapcie z misiem na środku. Następnie zeszłam do kuchni. Przywitałam się z wszystkimi i znowu zaczęłam wypytywać o temat wczorajszej rozmowy. Niestety nadaremnie. W końcu odpuściłam nie widząc żadnych szans, aby mi to powiedzieli. Przynajmniej nie teraz.

~2 tygodnie później~

                      Wspominając tamten miesiąc, zdałam sobie sprawę, że zleciał mi bardzo szybko. Dodatkowo po wyjeździe od Draco nic specjalnego nie robiłam. Codziennie kawały, wygłupy i taki mój standard. Czasem wyszłam do kina lub na zakupy... Wczoraj zaczął się sierpień. Co przypominało mi, że za niedługo imieniny babci. Przypomniałam sobie, że razem z mamą mam pojechać wybrać idealny na tą okazję prezent. Przez co musiałam wstać z łóżka i się ubrać. Wykonałam poranną toaletę i włożyłam szarą spódnicę, niebieską bluzkę czarne japonki, sweterek z małymi kieszeniami. Po czym zeszłam na dół.
- Dzień dobry wszystkim – oznajmiłam.
- Siadaj i jedz, za 20 minut jedziemy coś kupić. Do świata mugoli, bo Jules nie lubi tych magicznych zabawek - odezwała się mama.
- To nie są zabawki... ale rozumiem – powiedziałam i zaczęłam jeść.
Po chwili mama chwyciła "normalne" pieniądze i teleportowałyśmy się do centrum handlowego. Trochę przed nim, aby nikt nie zauważył, że pojawiłyśmy się znikąd. Weszłyśmy i naszym oczom ukazały się przeróżne sklepy.
- Nienawidzę teleportacji – rzekła Charlotte.
Której najwidoczniej, dopiero teraz,  przestało się kręcić w głowie. Ja byłam już do tego przyzwyczajona.
- Tak, wiem mamo, no dobra to czego szukamy? - zapytałam się.
- Babcia chciała dostać jakiś ładny wazon, bo wiesz jak kocha kwiaty. – Tylko przytaknęłam i się rozdzieliłyśmy.
Po chwili znalazłam idealny. Chwila ta trwała 30 minut, ale cóż. Przynajmniej znalazłam. Widniało na nim pewna scena. Jezioro, kwiaty, łódka, zachód słońca, czyli to co moja babcia kocha najbardziej. Nie wiedziałam jak się skontaktować z mamą. Odzwyczaiłam się już od czegoś nie magicznego. Hogwart zmienia ludzi. Co wyjaśniałoby, że dopiero po chwili  przypomniałam sobie, że do swetra włożyłam komórkę. Dzięki temu, że mama jest mugolem, a tata czarodziejem, miałam rzeczy z 'dwóch światów'. Szybko wybrałam numer i zadzwoniłam, a gdy odebrała zaczęłam mówić.
- Znalazłam. Przyjdź do „Fresbeccka”.
- Za chwilę będę.
Jak powiedziała, tak zrobiła. Gdy przyszła zobaczyła wazon i jej również się spodobał. Wywnioskowałam to z tego, że go kupiła. Z ładnie zapakowanym prezentem mogłyśmy wracać. Po drodze mama zaczęła rozmowę.
- Pamiętasz co nawyczyniałaś na balu prawda?
- Ale to nic wielkiego. Tylko zniknęłam na krótką chwilę i przez przypadek Gin zbiła lodową rzeźbę.
- Właśnie, więc jutro twoim zadaniem będzie pilnowanie młodszych kuzynów. Ponieważ to moja matka i przyjęcie odbędzie się w "moim" świecie, możesz ich zabrać do zoo, cyrku, wesołego miasteczka lub pozostać z babcią. Jules zrozumie, mimo że imieniny imieninami, ale nikt nie chce płaczących dzieciaków. Oczywiście nie za długo. Babcia by posmutniała, że opuściłaś całe przyjęcie.
- Wiem, ale jak już mam wybierać to wolę gdzieś z nimi pójść. 
- Świetnie. A teraz się przenieśmy, bo zbliża się pora obiadowa, a w domu pustki.
Jak powiedziała tak zrobiłam.

~~♥~~

                  Gdy tylko znaleźliśmy się w domu zaczęła gotować posiłek. Już po godzinie był gotowy. Ziemniaki i udka, aż się prosiły się o zjedzenie. Szybko zasiedliśmy do stołu i po 10 minutach, obiadu nie było. Najedzeni przeszliśmy do salonu. Mama dyskutowała z Billem na temat wyjazdu na „Magiczną Kolonię Przetrwania”. Kategorycznie nie chciała się zgodzić i co chwila wymyślała nowe powody, dlaczego nie chce go puścić. Tato z Xavierem grali w magiczne szachy, a Lucas się im tylko przyglądał. Siedziałam tak i przyglądałam się, w końcu trochę znudzona, wzięłam książkę i zaczęłam czytać. Nie zauważyłam nawet kiedy zrobiło się późno i trzeba było iść spać. Skierowałam się w stronę swojego pokoju, zmieniłam piżamę, zmyłam makijaż i już w łóżku zastanawiałam się, co będę robić z tymi bachorami. Po chwili zasnęłam.

                          Był piękny sobotni poranek. Kiedy otworzyłam oczy ujrzałam, że zostałam przywalona stertą ciuchów.
- Masz coś z tego wybrać i szybko zbieraj się. Za 3 godziny wychodzimy – powiedziała mama i wyszła z pokoju.
Poszłam wziąć prysznic, a gdy wróciłam zaczęłam wybierać ciuchy.
- Nie, nie, nie. – Przeglądałam i odkładałam kolejno przygotowane komplety. – Same sukienki – dokończyłam.
Ostatecznie chwyciłam różową do kolan i bez rękawów. Ubrałam się, lekko zakręciłam i uczesałam włosy, a do tego wszystkiego pomalowałam rzęsy tuszem, dodałam na usta błyszczyk, nie zapominając o naszyjniku. Później poszłam do jadalni i zjadłam śniadanie. Uważając przy tym, aby się nie poplamić. Nadszedł czas, żeby wyjść. Xavier, Lucas, Bill i mój tata ubrani byli bardzo elegancko, dodatkowo moja mama w ślicznej czarnej sukni. Chcieliśmy się teleportować, ale mama ostro zaprzeczyła. Nie widząc innego wyjścia użyliśmy proszku Fiuu. Mój 19-letni braciszek wrzucił do kominka magiczny proszek. Przez co płomienie stały się zielone. Wyraźnie tato wypowiedział adres dziadków, czyli Secret Place 14 w Londynie. Poszłam jako pierwsza i ujrzałam pięknie przyozdobiony, kolorowy dom. Poczekałam na resztę, a szczególnie na Billa. Z prostego powodu, trzymał prezent. Zabrałam mu podarek i dałam babci. Za co mocno mnie przytuliła, zresztą jak wszystkich. Po chwili do drzwi zapukali sąsiedzi i reszta gości. Zauważyłam, że mam pod swoją opieką 4 dzieci. Dwóch chłopaków i dwie dziewczynki. Mama ruchem ręki kazała mi do nich podejść.
- Cześć! Jestem Rose, a wy?
- Witam, jestem Olivia.
- Ja jestem Anna.
- Nazywam się Jack.
- A ja Philip.
- Miło mi was poznać. Będę się dzisiaj wami opiekować. Przywitajcie się z Jules, czyli moją babcią, a ja za chwilę do was podejdę.
Po tych słowach ruszyli w stronę babci, a ja do rodziców.
- Mogę się na chwilę teleportować po Carmen? Razem nam będzie raźniej pilnować dzieci.  - Po tych słowach, uśmiechnęłam się najładniej jak potrafiłam.
- Jeśli uda Ci się ją w to wrobić,  to proszę bardzo. Ale nie myślę, że tak łatwo ją przekonasz – oznajmił tato.
- Dam radę, za chwilę przyjdę – powiedziałam i odeszłam.
Ponieważ prawie nikt, a w sumie nikt, oprócz dziadków, rodziców i mojego rodzeństwa nie miał zielonego pojęcia, kim naprawdę jesteśmy, musiałam się gdzieś schować. Wszystko po to, aby w spokoju się teleportować. Weszłam do pokoju gościnnego. Mocno się skupiłam na miejscu w którym chce być i już po chwili byłam na Grimmauld Place 12. Pojawiłam się od razu w pokoju Carmen, która aktualnie czytała jakąś gazetę.

~~♥~~

- Hej co czytasz? - zapytałam.
- Magazyn o... Rose co ty tu robisz i dlaczego się tak wystroiłaś? Nie mogło zabraknąć wisioru? - Wstała i mocno mnie uściskała.
- No przecież. - Uśmiechnęłam się łobuzersko. - Mam do ciebie prośbę - kontynuowałam.
- Nie wrobisz mnie w nic i tak jesteś moją dłużniczką.
- Też Cię kocham. Za to, że "trochę" narozrabialiśmy na balu, mam pilnować dzieci. Samej mi się nie chce, więc idziesz ze mną.
- Zapomnij.
- Ha, ha, ha. A teraz się przebież i chodź.
- Nigdzie nie idę, szukaj innej ofiary.
- Świnia –powiedziałam.
Nie sprzeczałam się dłużej, tylko dla tego, że w głowie zrodził mi się nowy plan.
- Znikaj już. Ja jadę teraz do ciotki.
- Niech Ci będzie  – rzekłam i już mnie nie było.

~~♥~~

Tym razem teleportowałam się do Nory.
- Dzień dobry państwu – przywitałam się z Arthurem i Molly.
- Witaj Rosalie – odpowiedziała mi pulchna kobieta.
„Po prostu Rose.”
- Cześć! – Podbiegli do mnie Harry, Ron, Hermiona, Ginn i bliźniacy.
Oczywiście mocno mnie przytulili.
- Koniec tych czułości. – A widząc George'a, nawet nie wiem czemu, szczerze się uśmiechnęłam.
- Ślicznie wyglądasz – powiedziała Miona, przy czym przypomniała mi cel wizyty.
- Właśnie... Przepraszam mogę porwać na parę godzin Ginevrę? - zapytałam się, państwa Weasley.
- Myślę, że tak – odpowiedział mi Arthur.
- Dziękuję, a teraz Ginn chodź. – Chwyciłam ją za rękę i teleportowałam do jej pokoju. – Ubieraj się. Byle ładnie.
- O co chodzi? Dlaczego akurat ja? I nie nazywaj mnie Ginevra!
- Za dużo pytań na raz. Pamiętasz jak przewróciłaś ten posąg na balu? - spytałam.
- Przeprosiłam..
- Wiem i się nie gniewam, ale kazali mi pilnować dzieci więc będziesz mi pomagać.
- A to nie ma sprawy. Tylko dlaczego się tak wystroiłaś?
- Zapomniałam wspomnieć... bo to wszystko jest na imieninach mojej babci. Zakładaj jakąś sukienkę i idziemy.
- No dobra daj mi 15 minut.
Wzięła żółtą sukienkę, również do kolan i weszła do łazienki. Po wyznaczonym czasie była już gotowa.
- Wyglądasz ślicznie, a teraz chodź. Nie było mnie już dobre 30 minut.

~~♥~~

Teleportowałyśmy na przyjęcie. Przez czas mojej nieobecności, dziećmi zajmował się Xavier. Widząć to podeszłam do mamy.
- Jestem.
- Dobrze, teraz wymień brata. A gdzie jest Carmen?
- Jędza nie chciała przyjść. Ale jest Ginny. - Uśmiechnęłam się i razem z przyjaciółką,  poszłam w stronę brata.
- No dobra to jest Olivia. – Pokazałam na blondynkę. – To Anna. – Skierowałam palec w stronę kruczowłosej dziewczynki. – A to Philip i Jack. – Pokazałam na brunetów.
- Olivia, Anna, Philip i Jack. Zapamiętałam – odpowiedziała mi.
Później szczerzę się uśmiechnęła. Widocznie lubi dzieci. To akurat plus. 
- Jakoby mama pozwoliła mi gdzieś z nimi wyjść. Dlatego idziemy do cyrku. Akurat jest niedaleko – oznajmiłam. Na co dzieci zaczęły się głośno cieszyć. – Weźcie jedynie pieniądze od rodziców i zbieramy się.
Na moje słowa szybko do nich podbiegli i wzięli trochę gotówki.
- Ale ja nic nie mam – powiedziała ze smutkiem Ginn.
- Nic się nie martw. Zapłacę. Suma summarum to ja Cię tu ściągnęłam. Zajmij się chwilę nimi, idę po pieniądze.
Po czym skierowałam się w stronę rodziców. Siedzieli przy stole i żywo rozmawiali z nowo poznanymi ludźmi. Przynajmniej trak mi się wydawało. Nie rozpoznawałam nikogo, oprócz rodziny. Starsza pani o siwych włosach, dość pulchna, której twarz pokryta była zmarszczkami, serdecznie się do mnie uśmiechnęła. Przypomniało mi się, jak kiedyś siadałam na kolanach dziadka i dostawałam lizaki. W tajemnicy przed babcią, ale przed nią nic się nie ukryje...
Tak dużo wspomnień, a stałam w miejscu już dłuższą chwilę. Podeszłam, więc do rodziców i zagadałam. Przerywając rozmowę z jakimś mężczyzną, który okazał się być moim wujkiem. Warto wiedzieć.
- Idziemy do cyrku. Daj mi trochę funtów. – Mama nic nie odpowiedziała, tylko zaczęła szukać w torebce monet.
- Masz. Pewnie twoja koleżanka też nie ma, więc zapłać i za nią.
- Dziękuję. Kocham Cię, znaczy Was. – Przytuliłam ją i podbiegłam do "wiewiórki".
- Ubierać się – zakomenderowałam.
Posłusznie wykonały mojej polecenie. Kiedy wyszliśmy, buzie im się nie zatykały. Co chwila mówiły o czymś innym. Takie małe wersje wuja Klementa. Tyle, że on nie rozmawia o jakiś kreskówkach. Ale równie szybko się rozprasza. Zdążyłyśmy tylko powiedzieć, żeby chodziły ostrożnie. Bo tuż za pierwszym zakrętem rozłożony był namiot cyrkowy. Z którego wiło się pełno lamp. Różnego rodzaju oświetlenia, kolorowe światła. Faceci na zewnątrz chodzący na długich patykach, przykrytych długimi spodniami. Sklepiki ze słodyczami, które znajdowały się koło kas, przyciągnęły uwagę nie tylko moją, ale i dzieci. Nie mogło zabraknąć także klaunów, którzy już na przywitanie rozdawali zwierzątka z balonów. Tak, to smak dzieciństwa. Dawno nie byłam w cyrku, trzeba w końcu nadrobić stracone lata. Kiedy zrobiliśmy kilka kroków, odezwała się ruda.
- Zapomniałam w ogóle zapytać. Ale co to jest cyrk?

-------------------------------------------------------------------------------------------------------
No i macie rozdział 13, ach ta Black ty po prostu rozwalasz system :D
Mam nadzieje, że się podoba :D
Czytasz ? zostaw komentarz :)
Następny będzie dzięki mojej kochanej i niecierpliwej Black może nawet jutro :D
Pozdrawiam :) 


Komentarze

  1. Aww. I masz szczęście, że mnie nie wcisnęłaś do cyrku, bo byś dostała solidny wpiernicz. Głupi clown. =,=' I dzięki za dedyk. :) TAA DAAM. Teraz dziękować, bo to dzięki mnie jest. :*

    OdpowiedzUsuń
  2. "ale co to jest cyrk?" tekst roku normalnie ;d bardzo fajnie, ze tak szybko dodajesz nowości :)rozdział świetny a ja już nie mogę doczekać się następnego ;p pozdrawiam! ;*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Heh :D dzięki :> następny dodam jak tylko go trochę ulepszę :D czyli za niedługo :)

      Usuń
  3. Hahaha :D Ginny wymiata :P Ale czemu nie wzięła bliźniaków? :( Może z Georgem coś by zaiskrzyło ^.^ No cóz.... Czekam na kolejny rozdział :)
    Weny :>

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki :D ach nie wzięła bo to ona stłukła ten posąg lodowy nie bliźniaki xD z kimś a pewno zaiskrzy dokładnie w 15 ^^. Którego jeszcze nie skończyłam i ma jak na razie 7 stron A4 ale to wam chyba nie przeszkadza xD

      Usuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Epilog.

47. „W tym świecie nawet ściany mają uszy.”

50. „Uratowana przed demonem, który wysysał resztki sił życiowych z otoczenia.”