30. „Życie, to popaprany labirynt, w którym tylko nieliczni znajdują wyjście.”
~ Cofnę się do momentu, gdzie zostawiłam Rose.
W tym samym czasie, Carmen
i Fred zaczynają swój piknik. ~
Spojrzałam na zegarek, wiszący w bibliotece. Mimo że dobrze gadało mi się z Luną,
zdałam sobie sprawę, że umówiłam się z Georgem. A na dodatek
byłam już spóźniona.
- Wybacz mi, ale muszę już iść.
- Pewnie, idź. George czeka – uśmiechnęła się.
- Skąd wiesz, że mam zamiar spotkać się z nim ? - zapytałam.
- Przeczucie.
- Wybacz mi, ale muszę już iść.
- Pewnie, idź. George czeka – uśmiechnęła się.
- Skąd wiesz, że mam zamiar spotkać się z nim ? - zapytałam.
- Przeczucie.
Przewróciłam oczami i
pobiegałam w stronę dziedzińca głównego. Po drodze potrąciłam
kilku uczniów, a obrazy krzyczały, jaka ja jestem niewychowana.
Ale nie obchodziło mnie to, zbytnio. Kiedy już byłam na miejscu,
nie zauważyłam chłopaka, więc rozejrzałam się po okolicy. Piękne, rozłożyste drzewa, lśniąca zielona trawa, różnego
rodzaju kwiaty, które ozdabiały teren. A gdy się odwróciłam zobaczyłam masywny zamek
Hogwart. Czego chcieć więcej ? No, może pewnego rudowłosego
chłopaka. Wciąż go nie widząc, usiadłam na schodach i zamknęłam
oczy. Pogrążona we własnych myślach, nie zauważyłam, że ktoś
zasłania mi słońce. Już chciałam mówić, coś w stylu, aby się
odsunął. Ale na szczęście, otworzyłam leniwe powieki i ujrzałam
Weasleya.
- A myślałam, że to ja się spóźnię.
- Wybacz, ale musiałem wysłać garnitur, do mamy. Chciała go wyprać i wyprasować – zaczął się tłumaczyć.
- Nie wnikam. Idziemy ?
- A myślałam, że to ja się spóźnię.
- Wybacz, ale musiałem wysłać garnitur, do mamy. Chciała go wyprać i wyprasować – zaczął się tłumaczyć.
- Nie wnikam. Idziemy ?
Skinął tylko głową na
znak, że tak. A kiedy wstałam, rudzielec tylko się uśmiechnął i
przemówił.
- Na początek, zaczniemy od samej góry Hogwartu.
- To tam, znajduję się pokój wspólny Gryfonów ? - zapytałam.
- Tak - odpowiedział, a w jego oczach ujrzałam ogniki szczęścia.
- Na początek, zaczniemy od samej góry Hogwartu.
- To tam, znajduję się pokój wspólny Gryfonów ? - zapytałam.
- Tak - odpowiedział, a w jego oczach ujrzałam ogniki szczęścia.
Dlaczego on zawsze się
uśmiecha. Gdy to robi, ja automatycznie, też goszczę uśmiech na
mojej twarzy.
Moje myśli były tak głupie, że musiałam jak najszybciej je od siebie oddalić i wykrztusiłam z siebie jedynie idiotyczne.
- Prowadź, przewodniku.
Moje myśli były tak głupie, że musiałam jak najszybciej je od siebie oddalić i wykrztusiłam z siebie jedynie idiotyczne.
- Prowadź, przewodniku.
Jego uśmiech poszerzył się
jeszcze bardziej, jakby czekał na te dwa słowa. Chwycił mnie za
rękę i zaczął biec. Nie powiem... Hogwart jest bardzo, ale to
bardzo dużym zamkiem. I jakby nie fakt, że często biegam z Carmen
i przez to mamy kondycję, w połowie tego maratonu z rudzielcem bym
padła.
Jeszcze kilka kroków.
Cały czas to sobie powtarzałam. W końcu dotarliśmy do celu. Zauważyłam, że wciąż trzyma mnie za rękę. Tak, dziwnie to wyglądało, ale cieszyłam się z tego. I jakby nie fakt, że zaczęłam się w to miejsce wpatrywać, może nie zabrałby ręki. Ale cóż... zrobił to.
- A więc... tutaj jest wieża Gryfonów. Nie ma co tu o niej opowiadać, ale z chęcią Cię tam ugościmy. - Pociągnął mnie dalej i kontynuował. - Tutaj możesz zobaczyć gabinet profesorka Flitwicka. - Kolejne kroki i znaleźliśmy się pod jakąś salą, chyba tam uczy pani Sybilla. - A to pomieszczenie służy do wróżbiarstwa.
Wzdrygnęłam się i wykrzywiłam. Nigdy nie lubiłam tego przedmiotu. Tak jak Carmen, eliksirów. Czy Hermiona, latania na miotle. Niby łatwy przedmiot, a ja o nim nawet nie chciałam słyszeć.
- Coś się stało ? - zapytał, jakby wyczuł moją dezaprobatę.
- Nic, tylko nie lubię tego przedmiotu.
- Dlaczego ? Nigdy, nie chciałaś znać swojej przyszłości ?
- Nigdy – powtórzyłam. - Człowiek uczy się na błędach, nie popełniając ich, niczego by się nie nauczył. A skoro, wiedziałby co go czeka, uniknął by błędów i zmienił bieg historii.
- Już dobrze. Czasem, nie potrzebuję się wyjaśnień, wystarczy spojrzeć komuś głęboko w oczy. Nawiasem mówiąc, twoje są piękne.
Chyba zaczęłam się rumienić.
- Dziękuję - odpowiedziałam, bardzo szybko i odwróciłam twarz, zwiększając odległość między nami.
Jeszcze kilka kroków.
Cały czas to sobie powtarzałam. W końcu dotarliśmy do celu. Zauważyłam, że wciąż trzyma mnie za rękę. Tak, dziwnie to wyglądało, ale cieszyłam się z tego. I jakby nie fakt, że zaczęłam się w to miejsce wpatrywać, może nie zabrałby ręki. Ale cóż... zrobił to.
- A więc... tutaj jest wieża Gryfonów. Nie ma co tu o niej opowiadać, ale z chęcią Cię tam ugościmy. - Pociągnął mnie dalej i kontynuował. - Tutaj możesz zobaczyć gabinet profesorka Flitwicka. - Kolejne kroki i znaleźliśmy się pod jakąś salą, chyba tam uczy pani Sybilla. - A to pomieszczenie służy do wróżbiarstwa.
Wzdrygnęłam się i wykrzywiłam. Nigdy nie lubiłam tego przedmiotu. Tak jak Carmen, eliksirów. Czy Hermiona, latania na miotle. Niby łatwy przedmiot, a ja o nim nawet nie chciałam słyszeć.
- Coś się stało ? - zapytał, jakby wyczuł moją dezaprobatę.
- Nic, tylko nie lubię tego przedmiotu.
- Dlaczego ? Nigdy, nie chciałaś znać swojej przyszłości ?
- Nigdy – powtórzyłam. - Człowiek uczy się na błędach, nie popełniając ich, niczego by się nie nauczył. A skoro, wiedziałby co go czeka, uniknął by błędów i zmienił bieg historii.
- Już dobrze. Czasem, nie potrzebuję się wyjaśnień, wystarczy spojrzeć komuś głęboko w oczy. Nawiasem mówiąc, twoje są piękne.
Chyba zaczęłam się rumienić.
- Dziękuję - odpowiedziałam, bardzo szybko i odwróciłam twarz, zwiększając odległość między nami.
Po chwili, otrząsnął się jakby z transu i poszliśmy
dalej. Zatrzymaliśmy się, pod wielką, pustą, ścianą.
- I ? Zaprowadziłeś mnie tutaj, abym podziwiała to ? - przeciągnęłam palcem po marmurze.
- Nie. Zaufaj mi. Zamknij oczy i pomyśl o miejscu, gdzie chciałabyś być.
- I ? Zaprowadziłeś mnie tutaj, abym podziwiała to ? - przeciągnęłam palcem po marmurze.
- Nie. Zaufaj mi. Zamknij oczy i pomyśl o miejscu, gdzie chciałabyś być.
Zrobiłam
jak kazał, zamknęłam oczy i wyobraziłam sobie, że jestem w domu
strachów. Zawsze bałam się tam chodzić, ale nigdy tego nie
żałowałam. Dawno tam nie byłam, więc pomyślałam o tamtym
miejscu.
- Co mam teraz zrobić ?
- Otwórz oczy.
- Co mam teraz zrobić ?
- Otwórz oczy.
Gdy
moja widoczność wróciła, zauważyłam coś dziwnego. Nie ruszyłam
się ani na krok, a moim oczom ukazały się drzwi. Otworzyłam je i
znalazłam się w wesołym miasteczku. Tak, jak za dawnych, dobrych
czasów.
- Gdzie jesteśmy ? - zapytał George, który przyszedł prosto za mną.
- Nigdy nie byłeś w taki miejscu ? Żałuj co straciłeś. A teraz biegniemy.
- Gdzie jesteśmy ? - zapytał George, który przyszedł prosto za mną.
- Nigdy nie byłeś w taki miejscu ? Żałuj co straciłeś. A teraz biegniemy.
O
nic nie pytał. Po chwili, znaleźliśmy się, przed wejściem do
miejsca, gdzie wszystkie potwory, wychodzą na światło dzienne i
pokazują się ludziom, aby straszyć i nawiedzać ich po nocach.
- Wchodzisz, czy się boisz ? - zapytałam rozbawiona.
- Weasleyowie, nigdy się nie boją, zapamiętaj to.
- Wchodzisz, czy się boisz ? - zapytałam rozbawiona.
- Weasleyowie, nigdy się nie boją, zapamiętaj to.
Uśmiechnęłam
się, a kiedy podszedł do nas kontroler, zapomniałam, że nie mam
przy sobie ani grosza. On jedynie się uśmiechnął i wskazał nam
miejsce gdzie mamy usiąść. Kiedy już znajdowaliśmy się w
samochodziku, zapieliśmy pasy i ruszyliśmy.
- Muzyka, to po jakiego… ? - zapytałam, gdy już wjechaliśmy do środka.
- A bo ja wiem.
- Muzyka, to po jakiego… ? - zapytałam, gdy już wjechaliśmy do środka.
- A bo ja wiem.
To
było jedyna rozmowa, którą zamieniliśmy. Przez większość
trasy, wyskakiwały przed nami duchy, nietoperze, mumie,… Pełno
dziwnych i przerażających stworów. Najgorszy był jednak bliski
kontakt z mózgiem, albo czymś do niego podobnym. Pajęczyna, też
nie była idealnym przeżyciem. Uwielbiałam te miejsca, bo czasami
trzeba się było dobrze po bać i wykrzyczeć, ale to nie znaczy, że się
nie bałam. A bałam, nawet śmiem twierdzić, że bardzo. To co było
tam wymyślone, na samym końcu, to był szczyt szczytów. Na
początku tykanie zegara, a później nasz wózek stanął. Po prostu
i tak nagle. Niepewnym krokiem szłam dalej, ale przed drzwiami,
zaczęłam mieć ciarki na plecach. Zamiast się wycofać, po prostu
przeszłam przez szare drzwi, otoczone kłódkami. A gdy to zrobiłam, stalowe
wrota, po prostu się zamknęły. A wcześniej zgaszone światła,
zaświeciły się. Nie wiem jakim cudem, ale tak było. Lustra,
wszędzie lustra. Przejścia, zakręty, za każdym krokiem więcej
luster. Nikogo koło mnie nie było. George został za drzwiami. Byłam całkiem sama, jak palec. W końcu stanęłam. A za
luster zaczęły wychodzić zabawki. Zawsze w horrorach to przerażało mnie najbardziej. Ruszające się zabawki. Teraz przed oczami miałam
porcelanowe zniszczone lalki, jakieś małpki z talerzami, słoniki i wiele
innych, zniszczonych przedmiotów. Otoczona, słyszałam jedynie kroki i słowa:
„Pobaw się z nami, chcesz ? Może pozwolimy Ci wyjść cało, ale musisz się z nami pobawić”. Porcelanowa brunetka, o długich włosach, bez twarzy, dodała:
„Pan Imbryk, już czeka. Nie możemy się spóźnić. Chodź z nami.”
Na te słowa, jedynie upadłam na podłogę i zasłoniłam uszy. Nie mogłam słuchać już ich mruczenia. Jedno zaklęcie wypowiedziane przez rudowłosego i drzwi wypadły z zawisów. Gdy tylko zauważył mnie, skuloną na ziemi, podbiegł do mnie. Wszystkie zabawki, okazały się złudzeniem. Kiedy otrzęsłam się z szoku, ujrzałam drzwi powrotne. Przeszliśmy do nich i wyszliśmy z tego miejsca. Szybkim krokiem, wróciliśmy do Hogwartu. Chodź, chyba nawet go nie opuściliśmy. Gdy już byliśmy w spokojnym miejscu, oparłam się o ścianę i ześlizgnęłam na dół.
- Nigdy więcej ? - zapytał.
- No coś ty ?! Było super. Czasem, trzeba się mocno przestraszyć. W końcu strach to zdrowie – zaczęłam się śmiać, kompletnie zbijając go z tropu.
- A nie śmiech ?
- To też. A teraz, kontynuujmy wycieczkę.
- Nie będziemy zwiedzać łazienek, więc odpuścimy sobie szóste i piąte piętro. Na czwartym jest biblioteka, ale to wiesz. Zapraszam na trzecie.
„Pobaw się z nami, chcesz ? Może pozwolimy Ci wyjść cało, ale musisz się z nami pobawić”. Porcelanowa brunetka, o długich włosach, bez twarzy, dodała:
„Pan Imbryk, już czeka. Nie możemy się spóźnić. Chodź z nami.”
Na te słowa, jedynie upadłam na podłogę i zasłoniłam uszy. Nie mogłam słuchać już ich mruczenia. Jedno zaklęcie wypowiedziane przez rudowłosego i drzwi wypadły z zawisów. Gdy tylko zauważył mnie, skuloną na ziemi, podbiegł do mnie. Wszystkie zabawki, okazały się złudzeniem. Kiedy otrzęsłam się z szoku, ujrzałam drzwi powrotne. Przeszliśmy do nich i wyszliśmy z tego miejsca. Szybkim krokiem, wróciliśmy do Hogwartu. Chodź, chyba nawet go nie opuściliśmy. Gdy już byliśmy w spokojnym miejscu, oparłam się o ścianę i ześlizgnęłam na dół.
- Nigdy więcej ? - zapytał.
- No coś ty ?! Było super. Czasem, trzeba się mocno przestraszyć. W końcu strach to zdrowie – zaczęłam się śmiać, kompletnie zbijając go z tropu.
- A nie śmiech ?
- To też. A teraz, kontynuujmy wycieczkę.
- Nie będziemy zwiedzać łazienek, więc odpuścimy sobie szóste i piąte piętro. Na czwartym jest biblioteka, ale to wiesz. Zapraszam na trzecie.
Zaczęliśmy
schodzić, ale schody, cały czas robiły nam psikusy. Tak, to było
z jednej strony wkurzające, a z drugiej zabawne. George pokazał mi
salę od zaklęć. Później na drugim piętrze, ujrzałam wejście
do gabinetu dyrektora i kogoś od obrony przed czarną magią. A
swoją drogą, nikt nie mówił, kto w tym roku, będzie uczyć tego
przedmiotu. Dziwne. Później pierwsze piętro... Od tamtej pory wiedziałam, gdzie znajduję się skrzydło
szpitalne, gabinet McGonagall, klasa mugoloznastwa, transmutacji,
historii magii i oczywiście łazienka Jęczącej Marty. W
niektórych wyżej wymienionych klasach już miałam zajęcia, więc mniej więcej
wiedziałam, co tam się znajduję. Kończąc oprowadzanie, pokazał
mi gabinet Filicha, pokój nauczycielski, kolejną sale od
wróżbiarstwa i resztę, która się tam znajduję. Lochy miałam już obeznane, więc tą część sobie odpuściliśmy. Po
drodze George zabierał mnie do tajnych przejść, o których
większość uczniów, nie miała zielonego pojęcia.
- Już znasz, zakamarki Hogwartu. To teraz na błonia – przemówił.
- Nie, tam są Carmen i Fred, zapomniałeś ?
- Może – uśmiechnął się łobuzersko.
- Już znasz, zakamarki Hogwartu. To teraz na błonia – przemówił.
- Nie, tam są Carmen i Fred, zapomniałeś ?
- Może – uśmiechnął się łobuzersko.
Usiedliśmy
na trawie i zaczęliśmy zgadywać, co przypominają dane chmury.
~ Wracam do momentu, gdzie zostawiłam Carmen i Freda w poprzednim rozdziale.
Perspektywa
Freda ~
Stałem
tak w milczeniu, czekając na odpowiedź. Nie wiem, czy się
zastanawiała, czy mi po po prostu każda sekunda zamieniała się w
godzinę.
- Nie – oznajmiła. Wiedziałem, po prostu wiedziałem. Już chciałem, rzucić jakiś tekst typu: rozumiem, zostańmy przyjaciółmi. Ale ona się uśmiechnęła. - Żartuję przecież, oczywiście, że będę twoją dziewczyną.
- Nie – oznajmiła. Wiedziałem, po prostu wiedziałem. Już chciałem, rzucić jakiś tekst typu: rozumiem, zostańmy przyjaciółmi. Ale ona się uśmiechnęła. - Żartuję przecież, oczywiście, że będę twoją dziewczyną.
Kamień z serca. Pierwsza moja myśl, kiedy to powiedziała.
Teraz
to ja szczerzyłem się jak idiota. Ona tylko zachichotała i
namiętnie mnie pocałowała. Ruszyliśmy w stronę wieży gryfonów,
trzymając się za rękę. Pożegnaliśmy się w pokoju wspólnych,
całując na dobranoc. To był najlepszy dzień mojego życia,
zadowolony poszedłem spać i cały czas myślami byłem z panną
Black. Momentalnie pomyślałem, jeszcze o tym jak mamy się
zachowywać, aby nie dawać takiej satysfakcji Rose i George'owi. Ale długo nad tym nie myślałem, bo pełnym ekscytacji dniu, zasnąłem.
~
Perspektywa Rose ~
Obudziłam
się czując, że ktoś lub coś siada mi na nogach. Otworzyłam
jedno oko i zauważyłam Lunę, która rzuca jakieś rzeczy na moje
łóżko.
- Dzisiaj ubierasz się w to – oznajmiła z gigantycznym uśmiechem.
- Dzisiaj ubierasz się w to – oznajmiła z gigantycznym uśmiechem.
Spojrzałam
na ciuchy. Była to niebieska koszulą w kratkę, zielona spódnica,
żółte trampki i czerwone skarpetki. Do tego wisior z pająkiem i
niebieska opaska z orłem.
- Zapomnij ! - powiedziałam, opadając na poduszki.
- Proszę, dla mnie ! Mam podobne ubrania.
- Ale po jakiego grzyba, mam się tak ubierać.
- Dzisiaj "dzień domów", więc ubierasz się w kolor krukonów, gryfonów, ślizgonów i puchonów – oznajmiła, jakby to była oczywista oczywistość.
- Jakoś nikt się nie stroi – zauważyłam Cho, wychodzącą w normalnym ubraniu.
- Nie wiedzą co tracą.
- W porządku, ale po co mi ten wisiorek ?
- Aby Cię nie nawiedzały duchy pająków. Logiczne prawda ?
- Oczywiście – powiedziałam z sarkazmem.
- Załóż to i zrobię Ci fryzurę.
- Dobra, ale od nożyczek wara – oznajmiłam niechętnie.
- Zapomnij ! - powiedziałam, opadając na poduszki.
- Proszę, dla mnie ! Mam podobne ubrania.
- Ale po jakiego grzyba, mam się tak ubierać.
- Dzisiaj "dzień domów", więc ubierasz się w kolor krukonów, gryfonów, ślizgonów i puchonów – oznajmiła, jakby to była oczywista oczywistość.
- Jakoś nikt się nie stroi – zauważyłam Cho, wychodzącą w normalnym ubraniu.
- Nie wiedzą co tracą.
- W porządku, ale po co mi ten wisiorek ?
- Aby Cię nie nawiedzały duchy pająków. Logiczne prawda ?
- Oczywiście – powiedziałam z sarkazmem.
- Załóż to i zrobię Ci fryzurę.
- Dobra, ale od nożyczek wara – oznajmiłam niechętnie.
Chwyciłam
przygotowane rzeczy i ruszyłam do łazienki. Wzięłam szybki
prysznic i założyłam ubrana. Nie wyglądałam najgorzej, ale
dziwnie, z tą opaską i pająkiem na szyi. Kiedy już się ogarnęłam
i nałożyłam delikatny makijaż, wyszłam. Luna stała na środku
pokoju z szczotką, wsuwkami i gumkami.
Lepiej nie.
Pomyślałam,
ale było już za późno. W mgnieniu oka znalazłam się na jej
łóżku. Zaczęła mnie ciągnąć na wszystkie strony, a kiedy
skończyła, uśmiechnęła się dziwacznie. Zrobiła cztery warkocze, które
na końcu tworzyły kucyka. Ku mojemu zaskoczeniu nie wyglądało to
najgorzej. Panna Lovegood, wyglądała nieco inaczej. Miała długie
niebieskie skarpetki, żółtą bluzkę, czerwone spodnie i
zielone buty. Włosy spięła w kucyka i dodała to tego cztery
gumki. Na początku myślałam, że założę szatę i nie będzie
nic widać. Ale później doszło do mnie, że jest niedziela.
Zeszłyśmy do pokoju wspólnego, a Oliver zaczął się po prostu śmiać !
- A ty co? Z choinki się urwałaś?
- Spadaj - rzuciłam.
- A ty co? Z choinki się urwałaś?
- Spadaj - rzuciłam.
Wyszłyśmy,
a nasze kroki skierowaliśmy do Wielkiej Sali. Gdy już tam byliśmy,
zauważyliśmy tylko nielicznych. Kiedy tylko Carmen mnie zauważyła,
zareagowała podobnie jak Olie. Tak, Luna mogła sobie na końcu,
oszczędzić tych kolczyków, które dodała mi na samym końcu. Co to było... małe znicze, czy jak. Ale nie zwracając uwagi na Carmelitę usiadłyśmy, a zaraz do nas podbiegła
Black'ówna.
- Jeśli Ci życie miłe, nie mów nic. Przynajmniej nie na temat, mojego jakże uroczego stroju – zaczęłam.
- Niech będzie – powiedziała z grymasem. - Ale ja, nie po to.
- Oświeć mnie w takim razie.
- Wiesz jaki numer, mi wczoraj wywinął Fred? Przyszykował piknik i później mi wmawiał, że to ja. No to się trochę posprzeczaliśmy.
- Co?! - omal nie zadławiłam się kanapką.
- To co słyszysz. Jak miałabym to niby zrobić? Kurde, sklonować się?!
- No, bez nerwów. Złość piękności szkodzi.
- Masz czas? Muszę pogadać. Wiesz co... jak robi się coś romantycznego, to przydałoby się to wziąć na "klatę", a nie takie coś – westchnęła.
- Jeśli Ci życie miłe, nie mów nic. Przynajmniej nie na temat, mojego jakże uroczego stroju – zaczęłam.
- Niech będzie – powiedziała z grymasem. - Ale ja, nie po to.
- Oświeć mnie w takim razie.
- Wiesz jaki numer, mi wczoraj wywinął Fred? Przyszykował piknik i później mi wmawiał, że to ja. No to się trochę posprzeczaliśmy.
- Co?! - omal nie zadławiłam się kanapką.
- To co słyszysz. Jak miałabym to niby zrobić? Kurde, sklonować się?!
- No, bez nerwów. Złość piękności szkodzi.
- Masz czas? Muszę pogadać. Wiesz co... jak robi się coś romantycznego, to przydałoby się to wziąć na "klatę", a nie takie coś – westchnęła.
Jak to?! Myślałam, że
spędzą mile chwilę, a nie będą się kłócić. Jest fatalnie.
- Mam czas.
- Mam czas.
I tak
zaczęły się najdłuższa godzina, którą w tym tygodniu
przeżyłam. Uświadomiła sobie, jaki ten plan był głupi. Nawet
już nie chciałam się przyznawać, że to ja i George, bo i tak to
nic by nie zmieniło. No, może znienawidziłaby nas, a Freda
wmieszałaby w współudział. Na koniec, kiedy się żegnałyśmy,
bo miała karę u McGonagall, oprócz słów: „To karę, tu dają,
nawet w niedzielę?!”. Dopowiedziała jeszcze.
- Kiedy już myślisz, że wszystko jest w należytym porządku, zaczyna się sypać. A wyjaśnienie jest proste. Życie, to popaprany labirynt, w którym tylko nieliczni znajdują wyjście. Czyli szczęśliwe zakończenie. Taka prawda, a teraz idę, bo się spóźnię.
- Kiedy już myślisz, że wszystko jest w należytym porządku, zaczyna się sypać. A wyjaśnienie jest proste. Życie, to popaprany labirynt, w którym tylko nieliczni znajdują wyjście. Czyli szczęśliwe zakończenie. Taka prawda, a teraz idę, bo się spóźnię.
Pomachała
mi na pożegnanie i poszłam przed siebie. Gdy znajdowałam się już
przed wyjściem do Hogwartu zaczepił mnie Oscar.
~
Perspektywa George'a ~
- Fred,
nie marudź, tylko to wyjaśnij. Na pewno to tylko nieporozumienie.
- Może,
a teraz wybacz brat, ale mam szlaban u Flitwicka. Wyobraź sobie, że
dał mi go w niedzielę.
- Powodzenia
– powiedziałem, machając na pożegnanie.
Czyli
plan nie wypalił. Zamiast być razem i gniewać się na nas, za tą
intrygę. Pokłóceni są ze sobą. Świetnie, po prostu świetnie.
Muszę znaleźć Rose i z nią wszystko omówić. A swoją drogą, kiedy niby zyskał tą karę ? Ale to nie ważne.
Przeszedłem raptem, kilkanaście kroków i zobaczyłem Lunę.
Przeszedłem raptem, kilkanaście kroków i zobaczyłem Lunę.
- Nie
widziałaś Rose ? - zapytałem. Panna Lovegood, chyba wracała z Wielkiej Sali.
- Rozmawiała
z Carmen, teraz nie wiem, gdzie jest – oznajmiła, jak zawsze
rozmarzonym głosem.
Nie
pytałem nawet, dlaczego jest tak ubrana. Bo Luna to Luna, więc nie
ma się co dziwić. Podziękowałem tylko i zacząłem, szukać
Martinówny. Po krótkim czasie znalazłem ją. Ale to co
zobaczyłem, sprawiło, że nie mogłem się ruszać. Ogarnęła
mnie złość i jakby nie to, że byłem w szoku, pewnie pobiłbym się z
tym całym Witersem. Bezczelnie, całował się z Rose. Jak ona mogła
?! Odwróciłem się na pięcie i poszedłem z pięściami zaciśniętymi w dłoni.
-------------------------------------------------------------------------------------------------
Cześć :D. Jestem, jestem, żyję ^^. Jak się podobał rozdział ? Liczę na szczere opinię w komentarzu. A wyjaśniając dlaczego dodaję dopiero teraz.
No to tak, dostałam książkę "Upadli" Lauren Kate i tak mnie wciągnęła, że po prostu musiałam ją przeczytać, więc nie miałam jak pisać. Dalej... no to, jest piękna pogoda i trzeba korzystać. Prawie codziennie z Black jak nie rolki, to spacerek, bieganie etc. No i fakt, że mam bardzo mało czytelników, nie zachęcił mnie do pisania. Mam 19 obserwatorów, a komentarzy strasznie mało ! Czytasz = komentujesz. Dziękuje Zuzannie, Hermionji i Black, że są moimi stałymi czytelniczkami. Pozdrawiam serdecznie, a rozdział dedykuję Tristezzie. Która jest moją nową czytelniczką i z którą pisze na gg. A tak P.S. Jeśli chcecie popisać ze mną to zapraszam na moje gg. Oto numer: 47239645.
Haahahahaha. Już sobie kurde wyobrażam twoją minę skarbie. A co do ubranka to zajedwabiste. Fragment ze mmą i z Fredem po prostu nutella na serduszko. Hehehe. Bieganie, rolki, kosz z Anką. *u* Ten tydzień należał dp nas. Co do sceny finałowej to o żesz...
OdpowiedzUsuńKocham, pozdrawiam i ponaglam.
No a jak :** Heh, Luna wybierała to takie musi być *.* hah. Okej... przecie to był 'najdłuższy' fragment... haha :D. No a jak, sporty zawsze spoko :D. Dzięki <3. Tak, tak ja cb też i również pozdrawiam xD.
UsuńSuper :3
OdpowiedzUsuńBardzo mi się podoba :3
Mam nadzieje jak najszybciej zobaczyć tu u ciebie nową notkę :'3
Pozdrawiam,
xxx
Dzięki i również pozdrawiam.
UsuńOjejku, świetny rozdział. Wesołe miasteczko - me gusta! ;3 A ten strój to mnie rozwalił po całości XD Pocałunek Freda i Cremen me gusta ^^. No i końcówka. Biedny George. Jak mogłaś coś takiego zrobić? :c Pisz szybciej Kłoda, nie mogę się już doczekać.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam ;*
Hey Emulsja ;*
UsuńJak się pisze w nocy to szajba wyskakuje xD. Stąd to wesołe miasteczko :D. No ba, strój ważna rzecz :D. Luna nic normalnego nie wymyśli ^^.
Tak, tak Fredzio i Carmen xD.
Heh no bo robiło się za słodko :D. No mogłam, wiesz... ja to o północy zaczęłam pisać, więc o tej godzinie miałam dziwneee pomysły :D. Dzięki <3 i również pozdrawiam.
Jak moglas zrobic cos takiego Geogre'owi!!!
OdpowiedzUsuńNie no zwariuje;)
najlepsze to z Luna:)
Nawet nie wiedziałam, że czytasz mojego bloga :). George silny jest, przeżyję :D. Heh dzięki.
UsuńPozdrawiam.
Świetny rozdział!♥ Ale dowaliłaś na koniec,ugh.Biedny George :(((( Czekam na rozdziały i życzę weny! :D
OdpowiedzUsuńPozdrawiam Zuza.
Hah jak to mawia Black :D Dowaliłam jak łysy, warkoczem o kant kuli :3. Tylko mi tu nie znienawidźcie Rose :D. No przecie robiło się za słodko xD.
UsuńDziękuję i również pozdrawiam :D.
Dobra,dobra ty mi tu nei gadaj,że za słodko.Pisz następny rozdział.Bo już się nie mogę doczekać|
Usuń.
Wiem,że dziwny wykrzyknik ale mam rozwalona klawiature -.-
Pozdrawiam :D
No przecież, jak się czytało 29 to sama tęcza xD. Mi Caps Lock się rozwalił, więc przestawiłam się na Shift :D. Chyba tylko to czekasz :c
UsuńRównież pozdrawiam :).
HAHAHA. Tylko ja?No błagam,te rozdziały są rewelacyjne i pewnie niektórzy już sobie włosy wyrywają z głowy ponieważ nie ma rozdziału.
UsuńSkromnisia się znalazła :DDDD
Dz...dziękuję :). I nie są rewelacyjne... ale spoko :D. Specjalnie dla ciebie, biorę się za pisanie nowego rozdziału :D. Ja skromna? Chyba pomyliłaś osoby xD hah.
Usuń"I nie są rewelacyjne" ty dobrze wiesz,że są :D
UsuńOh czuję się zaszczycona,że to dzięki mnie przezwyciężyłaś lenistwo :DD
Leniuch ze mnie, nie ma co xD. Ale i tak mało napisałam, bo uczyłam się chemii :/.
UsuńBiedactwo :CC ;D
UsuńNo to ja tu ten... No ;D Przepraszam, że tak późno, ale dopiero teraz zaczynam PONOWNIE nadrabiać zaległości z blogami. A tu najpierw egzaminy, potem piękna pogoda, że aż żal w domu siedzieć, a na koniec jeszcze brak internetu -.- Koszmar xd
OdpowiedzUsuńAle ja tu ci nie będę nawijać o sobie, bo pewnie wolisz usłyszeć o rozdziale ;d
Rozdział świetny zresztą, tak jak zawsze *.*
Uwielbiam czytać twój styl pisania, jest taki lekki ;d
Coś mnie dzisiaj szarpie, więc to może być trochę pokręcony komentarz ;3
Przeczucie Luny <333 Lubię tą wariatkę, a tego rudzielca to chyba najbardziej <3
Nie ma to jak maraton po Hogwarcie ;d Musi być! ;D
Pokój Życzeń *___* Straszny Dom <3 Też go uwielbiam ;> A ja lubię gadające lalki, są takie słitaśneee ;D Nie no żartuję, zawsze trzęsę się jak głupia gdy widzę je w horrorach -.- George bohater, wywala drzwi ;d
I teraz o ile mnie pamięć nie myli to była Jęcząca Marta, a nie Płacząca ;) Wiem, tak tam moja uwaga.
Fred od kiedy to ty nie jesteś, aż tak pewny siebie?! ;o I żeby jeszcze zmyślać ?! Oj nieładnie -.- Nie tak cię matka wychowywała xd
Mówiłam że mam głupawkę ?
Dzień domów ;D Luna obchodzisz takie święta ? ;o
Ymmmm Rose poczucie modowe na pięć gwiazdek ;d Carmen oczywiście, zawsze musi dorzucić swoje trzy grosze ;D
No jestem strasznie ciekawa, kiedy ten rudzielec zarobił szlaban u Flitwicka ? Coś mi się zdaję, że tu nie tylko chodzi o szlaban ;D
Że co? Że jak? O co kurde chodzi! Jak Oscar i Rose! Nie za dużo się najadłeś omdlejków grylażowych i masz omamy chłopie! Nie to nie mogła być ona! Albo czekajcie! Dajcie mi tutaj tego chłoptasia, to zaraz mu wybiję kilka ząbków! Nie cierpię tego Oscara !
Czekam na ciąg dalszy. Weny życzę :*
Pozdrawiam
~Hermionija<3
Ps. Zapraszam do siebie na nowy rozdział
time-a-play.blogspot.com
Mam nadzieję, żde zajrzysz ;>
Hej :).
UsuńWażne, że w ogóle przeczytałaś :).
Naprawdę, mam lekki styl pisania ? xD
No bo kto nie lubi rudzielców ? xD
Heh :3 Tak, maraton ważna rzecz. Bo o kondycję trzeba dbać :D.
Straszny Dom *.* Ty, też ? hahah Bo ruszające się zabawki są najstraszniejsze :3.
George bohater zawsze spoko :D.
Literówka :D. Tak, chodziło o Jęczącą Martę.
Jak mają udawać, to na całego xD. Przecież Rose i George nie wiedzą, że byli razem. Wcześniej tak myśleli, a później się dowiedzieli, że nie poszło po ich planie. Wiem... masło maślane, ale to tam xD.
Coś wspominałaś, że masz głupawkę hahah :D.
Luna wymyśla, takie święta :D.
Ale to nie Rose dobierała strój haha ^^. No bo to Carmen :3.
Carmen u McGonagall, a Fred u Flitwicka :D. Heh dooowiesz, się wszystkiego, jak mi się zachce to napisać, sprawdzić i opublikować xD. Skończyłam "Upadli", więc mam czas :D.
Hahaha :3. Tylko czekałam na twoją reakcję, a pro po zakończenia ^^. Jak czytam twoje komentarze, to się po prostu uśmiecham. Mordka Oscara, bez kilku zębów, bezcenne :D. Omamów nie ma :/ :D. Po twoich komentarzach, wywnioskowałam tak hahah :D.
Dziękuję i również pozdrawiam.
Udało się i w końcu tu jestem ;D
OdpowiedzUsuńNie polecam remontów na taką skalę jak u mnie ;/
Ja teraz na szybciutko.
Bo baardzo dużo czasu zajęło mi czytanie rozdziałów.
No więc:
Rozdziały niezmiennie rewelacyjne.
Juz mi sie nudzi cały czas pisać to samo.
Dziewczyno, podwiń sobie w końcu nogę ;D
Czekam na nowy rozdział oczywiście.
Pozdrawiam i całuję ;**
PS U mnie nowa notka. Zapraszam serdecznie ;)
Ale... ale ja Evil przeczytałam xD. Nawet mój komentarz jest pierwszy :D.
UsuńUuu remont, współczuję :). Brak spokoju, znam to xD.
Nadrabianie, też tego nie lubię.
W cale nie są rewelacyjne :).
Ale dziękuje :).
Również pozdrawiam :D.