32. „Oczy są zwierciadłem duszy, w twoich nie wiedzę nic.”


                         Nagle Carmen zaczęła się śmiać. Ale jej śmiech nasączony był zdziwieniem, a może nawet strachem. Gdy nasze spojrzenia się zetknęły, zwolniła kroku, jakby bała się podejść bliżej.
- Carmen do cholery! Zabrałaś listę! - krzyknęła Tatia.
Jakby udawała, że niczego nie zauważyła. A może tak było.
- To jest najmniej ważne! - oburzyła się, kiedy stała już przed nami. - Nie rozumiecie, nic nie rozumiecie!
- No to może nam to wyjaśnisz?! - powiedział Farro.
Ona tylko przewróciła oczami, jakby tłumaczyła nam, że przed chwilą widziała ufoludki.
- W zamku ma być Wielki Inkwizytor Hogwartu. Ten cały cyrk na kółkach jest tylko po to, aby zająć uwagę uczniów. A co jest najgorsze? Będzie to Umbridge. Coś mi kiedyś Rudolf o niej opowiadał. Dla jasności pracuję w Ministerstwie Magii. Ma się zjawić, za 2 tygodnie. Jest źle, bardzo źle – wytłumaczyła.
- Jak to?! Co ty wygadujesz?! Za dużo Ognistej na dziś?! Nieprawda! - wrzasnął Draco.
Nikt z tego faktu, nie był zadowolony. Każdy teraz pogrążony był w własnych myślach. Przynajmniej ja. Zastanawiałam się co będzie gdyby... Ale z momentem, kiedy odezwała się Luna, skupiła się na jej wypowiedzi.
- Nie martwcie się. Pożyjemy, zobaczymy. Zamiast przejmować się, co stanie się za 14 dni, zajmijmy się tym co jest teraz.
Było to tak oczywiste, a tak potrzebne. Nerwy nas opuściły, a trzeźwe myślenie wróciło na swoje miejsce.
- Racja, to pokaż nam wreszcie tę listę – oznajmiłam.
Dopiero teraz Blackówna zorientowała się, że trzyma w ręce pergamin. Albo tak to wyglądało, bo po chwili zrobiła oczy jak dwa galeony.
- Tak... ten... no... nie wiedziałam – jąkała się.
- Dobra, dobra. Ty się lepiej nie tłumacz – zachichotałam.
Przytaknęła i rozwinęła papier. Wypisane tam były imiona uczniów i zajęcia. Co cztery dni były zmiany partnerów, a co dwa zajęć.

Rose Martin i Carmen Black - kuchnia
Nina Main i Tatia Salvador – nauczyciele od zielarstwa (pod okiem Pompony Sprout)
Dracon Malfoy i Hanna Abbott - woźni
Luna Lovegood i Scott Farro – biblioteka

Do tego wszystkiego mała karteczka z planem lekcji:

Krukoni – eliksiry, opieka nad magicznymi stworzeniami, historia magii.
Gryfoni – zaklęcia, transmutacja, historia magii.
Puchoni - zaklęcia, opieka nad magicznymi stworzeniami, zielarstwo.
Ślizgoni – eliksiry, transmutacja, zielarstwo.

- Chyba se w kulki lecicie! - wrzasnęła Mainówna. - Ja mam uczyć?! Żarty?!
- Wierzymy w ciebie – powiedzieliśmy równocześnie, chichocząc.
A Carmen lekko poklepała ją po ramieniu. Nigdy nie lubiłam jak tak robiła, kiedy byłam zła...
Ale cóż... za dużo jednak wrażeń. Nikt nie był zadowolony, ale żaden z nas, nie chciał stracić punktów. Cóż innego mogliśmy zrobić. Pożegnaliśmy się i każdy poszedł w swoją stronę. Nie dało się, nie zauważyć, że George mnie unikał... co mi się nie podobało, więc postanowiłam z nim pogadać. Skierowałam się do Pokoju Wspólnego Gryfonów, podobno z niego nie wychodzi.
Co mu takiego zrobiłam, że ma takiego doła?”
Byłam już nawet niedaleko, ale pech chciał, że wpadłam na Oscara.
- Nie dotykaj mnie nawet! - syknęłam.
- Spokojnie, wszystko przemyślałem i chciałem przeprosić. Wiem, że było to głupie i nie powinienem, ale co się stało... to się nie odstanie. Mam jeszcze u ciebie jakąkolwiek szansę? A może powiedz mi, czy kiedykolwiek miałem?
- Na kolegę masz szansę, marną ale jednak. Ale nie miałeś i nie będziesz miał na mojego chłopaka. Nie kocham Cię. Znajdziesz kiedyś odpowiednią dziewczynę, ale to nie będę ja. Mam nadzieję, że rozumiesz. Gdy tylko spojrzałam Ci w oczy, wiesz o czym zdałam sobie sprawę?
- Nie.
- Oczy są zwierciadłem duszy, w twoich nie wiedzę nic. A teraz zostaw mnie w spokoju, potrzebuję czasu.
- Dam Ci czas, a ty mi szansę.
- Jeśli na nią zasłużysz...
Odwróciłam się i poszłam dalej w stronę mojego pierwotnego celu. Ale odchodząc mogłabym przysiąc, że słyszałam z jego ust, ciche „zasłużę”. Gdy już byłam przed portretem Grubej Damy, powiedziałam hasło i przeszłam przez dziurę w portrecie. Kiedy już byłam na środku pokoju, zobaczyłam, że na kanapie siedzi George i uśmiecha się nonszalancko do Angeliny.
- Widzę, że już znalazłeś pocieszenie – oznajmiłam.
A kiedy łzy zaczęły nachodzić mi do oczu pobiegłam do dormitorium dziewczyn, znaleźć Carmen.

~ Perspektywa George'a ~

                          Mimo że byłem zły na Rose, nie mogłem znieść myśli, że przeze mnie płaczę. Pocałowała się z kimś, a nawet nie byliśmy razem. Zraniła mnie nieświadomie, a ja teraz robię jej to samo. Nie była to żadna zemsta, ale próba zapomnienia. Można to tak nazwać? Po prostu pogadaliśmy, pośmialiśmy się, a ona chce się całować. No w końcu dlaczego nie? Co mam do stracenia? Rose przecież nie zależy. Jakby tak było inaczej to nie obściskiwałaby się zWitersem, prawda? Patrząc teraz na Angelinę, widziałem Rose. Ale to przecież złudzenie. Rose pewnie nawet nie podejrzewa, dlaczego jestem, a raczej byłem na nią wkurzony. Nie ma świadomości, że ja to widziałem. Mimo wszystko, nie mogę jej tego zrobić. Jak rozmawiam z Martinówną, czuje motylki w brzuchu. Za każdym razem mam ochotę zatopić się w jej ustach albo nie wypuszczać z objęć. Ale z Johnson, pomimo dwugodzinnej rozmowy, mimo śmiechu, mimo drobnych pocałunków w policzek, nic nie zaiskrzyło. Kompletnie nic. Przecież jakbym ją kochał, to nie myślałbym o Rose. O tym, że mnie skrzywdziła... o tym jaka jest piękna...
- To co? Pocałujesz mnie wreszcie? - zapytała sarkastycznie, przybliżając swoje usta do moich.
- Przepraszam... nie mogę.
- Rozumiem, chodzi o Rose? - zapytała.
- Aż tak widać?
- Nie, ale trochę Cię już znam. W takim razie, chodź polatać na miotłach.
Przytaknąłem i wszedłem.

~ Perspektywa Rose ~

                      Wbiegłam do dormitorium Carmen w nadziei, że ją tam spotkam. Nic bardziej mylnego. Jej dormitorium świeciło pustkami. Nie chciałam się ruszać albo wychodzić. Bałam się, że gdy wyjdę zobaczę Weasleya obściskującego się z Angie. Nie, tego bym nie zniosła. Usiadłam na łóżku szatynki i wyciągnęłam z jej torby jakąś książkę. Kobieta ma dziwny gust, ale cóż zrobić. Zagłębiłam się w lekturze, a po jakiejś godzinie, odważyłam się wyjść. Dziwne... Na wakacjach, bez najmniejszych wątpliwości stanęłam oko w oko ze śmierciożercami, a bałam się zejść do Pokoju Wspólnego... no cóż, żyje się raz. Zbliżała się pora obiadowa, więc każdy wychodził. Najzabawniejsze było, że stałam w swoim krukońskim i nikt nie zwrócił na mnie, najmniejszej uwagi.
"Już mnie uważają za stałego gościa? To później będę natrętem? Albo odkryłam w sobie nową moc... jestem niewidzialna?"
Zaśmiałam się w duchu, ale moja hipoteza okazała się mylna, bo podbiegł do mnie Ron.
- Nie pomyliłaś przypadkiem domów? - zapytał z łobuzerskim uśmiechem.
- Może – odwzajemniłam uśmiech. - Mogę zostawić u ciebie swoją szatę? Bo się będą gapić na mnie, tak jak ty teraz.
- Pewnie, idź prosto i otwórz drzwi z numerem 3. Rzuć je na moje łóżko.
Jak powiedział tak zrobiłam. No, ale kiedy otworzyłam drzwi, ujrzałam Deana Thomasa w samym ręczniku, a w sumie dwóch. Jeden miał też na głowie. Jak tylko go ujrzałam zaczęłam się śmiać. On kiedy tylko mnie spostrzegł, chwycił rzeczy ze swojego łóżka i wbiegł do łazienki. Mojej uwadze, nie uszedł fakt, że w dormitorium był jeszcze Seamus.
- Cześć – przywitałam się.
- Hej, wyprzedzam pytanie... On to robi dla urody, no wiesz ten ręcznik na głowie... bo mu się włosy nie układają – zaśmiał się.
- Dobrze – przeciągnęłam samogłoskę, aby dać znać, że to głupie.
- Przyszłaś na niego popatrzeć? Czy masz inną sprawę?
- Inną... - położyłam szatę na łóżku rudzielca i wyszłam, wciąż chichocząc.
Gdy znowu znalazłam się koło Weasleya, nie mogłam powstrzymać się o śmiechu. On tylko popatrzył na mnie zdezorientowany, a ja mu sprzedałam kuksańca w żebra.
- Co Ci? - zapytał.
- No wiesz... widziałam Deana w nietypowej sytuacji. Nie powiem, że przyjemnej.
On klepnął się w twarz, jakby dopiero teraz zorientowała się, o co mi chodzi.
- Tak, mogłem Ci powiedzieć...
- Mogłeś – uśmiechnęłam się. - A teraz rusz się, bo głodna jestem.
Wystawił do przodu łokieć i zrobiliśmy taką przeplatankę. Po czym w dobrych nastrojach, poszliśmy do Wielkiej Sali. Kiedy już tam byliśmy, pocałowałam go w policzek i zajęłam miejsce koło Lisy. Nie mogło zabraknąć krótkiej przemowy dyrektora, a później jedzenie pojawiło się na stołach. Zjedliśmy, a przez resztę dnia, nic ciekawego się nie wydarzyło. Odzyskałam szatę od Rona, a poza tym nic specjalnego. W końcu grubo po 22 poszłam spać.

~~♥~~

                    Obudziłam się... dzień jak co dzień. A nie... dzisiaj pracuję w kuchni... zapowiada się ciężkie 2 tygodnie. Leżałam na łóżku, pozbawiona najmniejszej chęci do życia. Ale zajęło mi to tylko chwilę, bo zaraz na moim posłaniu, ale też na nogach usiadła Cho.
- Nie za wygodnie Ci? - zapytałam sarkastycznie.
- Wygodnie. Dziękuję, że pytasz. Ale chciałam Ci... Wam życzyć powodzenia. Zdobądźcie punkty, nie straćcie.
- Bo wiara w człowieka jest najważniejsza. – Przekręciłam oczami.
- Przecież wierzymy, na swój sposób – zaśmiała się Lisa.
Pokręciłam tylko głową. Postawiłam dzisiaj na mundurek. Spódnica w kratkę, koszula i krawat. Ten jakże „przyciągający” sweter, po prostu sobie odpuściłam. Weszłam do łazienki i rozkoszowałam się momentem samotności. Tylko ja i ta zimna woda... mogłabym tu zostać cały poranek. Ale trzeba się otrząsnąć. Kiedy skończyłam brać prysznic, włożyłam ubranie, rozczesałam włosy i dodałam lekki makijaż. Gdy skończyłam się szykować, wyszłam i chwyciłam torbę z podręcznikami. Ostatni raz ległam na łóżko i szybko pobiegłam na śniadanie. Nic niezwykłego. Jadłam owsiankę... no nie, tylko nie to... ale cóż zrobić... jak spóźniłam się i zostało tylko to. Później zaczęłam eliksiry ze ślizgonami. Zupełnie nie mogłam się skupić. Cały czas krążył mi w głowie, pomysł dyrektora.
Co ja takiego zrobiłam, że to spotkało, akurat mnie?! Byłam grzeczna... w miarę możliwości.
Snape był tak zafascynowany omawianiem eliksiru wielosokowego, że nawet nie spostrzegł, iż nie uważam i marzę piórem po podręczniku. Z tego co mi wyszło, uznałam, że wielkim mistrzem rysunku to ja nie będę.
Kiedy zabrzmiał dzwon, byłam pierwszą osobą, która wybiegła z sali. Opieka nad Magicznymi Stworzeniami, tak to coś dla mnie. Pierwsza lekcja, a ja już wiem, że polubię ten przedmiot. Uwielbiam zwierzęta, wszelkiej maści, chodź jak każdy paru się boję. Na początku oczywiście nauczyciel przedstawiał się, jak to na pierwszą lekcje przystało, a później przeszedł do tematu.
- Dzisiaj zapoznacie się z testralami – opowiadał Hagrid.
- Ale skoro ich nie widzimy, to jak mamy ich głaskać, bawić się i to wszystko co robiliśmy kiedyś z hipogryfem – odezwał się jakiś puchon.
- I tu tkwi zabawa... nie widzicie, ale one was tak. To są stworzenia, jak wiecie magiczne. Można je zobaczyć jedynie, kiedy widziało się czyjąś śmierć. Jest tu kilka takich osób?
- Ja – odezwała się Luna.
- Ja też – powiedział Trevor.
- I ja – odpowiedziała jakaś niska puchonka.
- W takim razie, lekcje prowadzić będzie łatwiej. Waszym zadanie jest podzielenie się na grupy i danie jabłek trestalom. Każdy po kolei, ustawi się koło panny Lovegood, Farinkton i pana Hostara. Będą oni was prowadzić, im więcej zwierząt nakarmicie tym większe szanse na zwycięstwo. A kto wygra zdobędzie 10 puntów dla domu. Pamiętajcie to tylko zabawa.
Wszyscy się podzielili. Mi padło być z Hostarem. Nie najgorzej. Instruował nas, ale zgodnie z zaleceniami Hagrida nie wskazywał, ani nie pokazywał konkretnie. Gdy zbliżałam się do... w sumie do pustej przestrzeni, jabłko które miałam w ręce zniknęło.
- Patrzcie! Udało się! - krzyknęłam. - Au! Ugryzł mnie – zaśmiałam się.
Usiadłam na podłodze i zaczęłam głaskać stworzenie. Mimo że widziałam powietrze, czułam, że ktoś lub coś tam jest. I tak minęła cała lekcja. Bo tylko Hagrid wie jak poprawić humor i odciągnąć od zmartwień. Suma summarum, drużyna Trevora wygrała. Ponieważ była mieszana po 10 punktów zdobyli i puchoni, i krukoni.
Po zajęciach, nadszedł czas na Historie Magii. Podobno to najnudniejsza z wszystkich lekcji w Hogwarcie. Już po 5 minutach, mogłam śmiało to potwierdzić. I tak minęła ta nieszczęsna godzina, na której jedynym moim marzeniem, było nie zaśnięcie. Przyszedł koniec 3 lekcji, czyli czas na ten durnowaty konkurs. Historie Magii miałam z Carmen, więc nie czekając na wyjaśnienia, poszłyśmy do kuchni. Tajne przejścia zawsze są pomocne.
Szybko dowiedziałyśmy się od skrzatów, że mamy przyszykować obiad. OBIAD DLA WSZYSTKICH UCZNIÓW! Porąbało ich!
- Mamy się nie wtrącać. Taki jest rozkaz dyrektora – wtrącił jeden.
- Nie no... Rose... jak myślisz... tym razem będzie spalone czy surowe? - zapytała Carmen.
- Spalone... wiesz... ty nawet murzynka potrafiłaś zepsuć. A dla wyjaśnienia, drogie skrzaty, to takie mugolskie ciasto. Bardzo łatwe w przyrządzeniu... dla niektórych.
- Nie czepiaj się, mamy 3 godziny na przygotowanie całej góry jedzenia.
- Myślę, że będzie skromniej, niż zwykle... zrobimy jeden posiłek... nie dziesiątki jak są zwykle.
- Proponuję tosty z Nutellą – zaśmiała się.
- To ma być obiad. Umiesz robić kurczaka?
- Nie – przeciągnęła samogłoskę.
- Ja też nie... zobaczymy co z tego wyjdzie.

~ Ciekawe jak sobie radzą inni, prawda?
Perspektywa Niny ~


Dziewczynki, znacie się coś na tym? - zagadała nauczycielka, 3 minuty przed rozpoczęciem zajęć.
- Nie za bardzo – odpowiedziała Tatia.
- Wierzę, że sobie poradzicie – uśmiechnęła się panna Sprout.
- Ale proszę pani...
Nie dokończyłyśmy, bo usłyszałyśmy ten głupi dzwonek. I tłum pierwszoroczniaków, czekających na lekcje.
Za co mnie tak nienawidzicie?! Wy, tam na górze.
Normalnie myślałam, że tam padnę na zawał, ale się powstrzymałam.
- Dzi.. dzisiejszym tematem są Mandragory – oznajmiłam.
Zaczęli krzyczeć, jakbym chciała ich otruć... szkoda, że nauczycielka zabrała nam różdżki...
- No to dzieci, wyciągamy roślinki – klasnęłam w dłonie.
Może nie powinnam tego mówić, zanim założą nauszniki.
- Tylko pamiętajcie... - zaczęła Salvador, ale zamilkła... gdy zobaczyła jakiegoś chłopca wyciągającego już roślinę.
Przecież nikt nie założył ochraniaczy... to nas ogłuszy. Blondynka zaczęła biec, ale było za późno. Nikt nie miał na sobie nauszników, a te sadzonki, zaczęły tak się drzeć... po chwili nie słyszałam już nic. O nie... ogłuchłam!!! Wiedziałam, że nie jestem stworzona do tej roboty.

~ Perspektywa Draco ~

                      Chciało mi się śmiać... ja Dracon Lucjusz Malfoy mam pomagać woźnemu?! A nawet nie... mam zastąpić woźnego... niedoczekanie. Z drugiej jednak strony ryzykuję utratą punktów...
- Macie wymyć podłogę na wszystkich piętrach, później okna. A co ja będę wam tłumaczył, cały Hogwart ma lśnić czystością! - zakończył swoją, trwającą już chyba dobre 15 minut przemowę.
Abbott tak samo jak ja, nie była zadowolona z tego obrotu sprawy. Nie dość, że muszę pracować akurat z nią, to jeszcze na takim stanowisku...
Weź się w garść Draco. Malfoyowie nigdy się nie poddają!
Na początek pozmywajmy podłogi – powiedziała.
Nie miałem argumentów, które sprawiłyby, że nie muszę tego robić, więc zacząłem dodawać płynu do wody. Przechyliłem się, żeby dodać wody do mojej mieszanki, bo przesadziłem z mydłem i strąciłem jakiś proszek, który automatycznie wsypał się do mojego wiadra. To zaczęło podejrzanie rosnąć... Zamknąłem szybko drzwi od schowka Filicha, a puchonka spojrzała na mnie jak na wariata. Otworzyła drzwi i cała sterta piany, zmieszana ze środkami czystości wylądowała na niej... ja za to oberwałem kubłem wody i mydła, które ona przygotowała... Zamiast sprzątać, zrobiliśmy niezłą rozróbę.

~ Perspektywa Luny ~

                   Tyle książek, można się zaszyć w kącie i nic nie robić. Już chciałam iść, po skończonej przemowie bibliotekarki i skierować się do działu kronik. Ale zatrzymała mnie bibliotekarka.
- Macie poukładać według autorów i tytułów te książki. - Wskazała na ogromną wierzę z książek. - A jak skończycie, to usiądźcie przy moim stoliku i zapisujcie wszystko.
I wyszła, zaczęłam układać według tytułów, a Scott wrzucał co popadnie na półkę.
- Ale mamy to układać!
- Czego oko nie widzi, tego serca nie boli – uśmiechnął się.
W sumie jego sposób był szybszy, więc i ja tak zaczęłam robić. Później przeszliśmy do stoliku i zapisywaliśmy, kto i co wypożyczał. Jakby Scott nie wylał kawy panny Pince, na listę bibliotekarki i siebie, byłoby w porządku. gdy tylko zauważyłam całą sytuację złapałam się za głowę i słuchałam jego jęku.

~ Perspektywa Rose ~

                    Gdy już skończyłyśmy padłyśmy na krzesła w kuchni.
- Myślisz, że nie zauważą, że mięso trochę nam się spaliło? - zapytałam.
- A, że ziemniaki, trochę wyszły przesolone? - zachichotała.
Czas obiadu... może nie będzie najgorzej. Obiad wyglądał w miarę dobrze, za to my jak po burzy. Kiedy weszłyśmy do Wielkiej Sali, na stole były różne dodatki, ale dania tylko jedne. Nasz kurczak z ziemniakami. Do tego poprosiłyśmy skrzaty o jakiejś soki i surówki na stołach. Dyrektor tylko przemówił, że wszystkie skargi na temat jedzenia, to do nas... milutko i zaczęliśmy jeść. Było znośne, ale jadłam lepsze. W końcu do sali weszli spóźnieni, inni uczestnicy „zabawy”. Draco i Hanna byli cali w jakimś dziwnym płynie i do tego śmierdzieli tak, jakby się wyprali. Luna i Scott mieli na sobie kurz, a Farro jeszcze chyba plamę na koszulce z kawy... No, a z tego co słyszałam Tatia i Nina nie wychodzą ze skrzydła szpitalnego przez 2 dni... bo nic nie słyszą. Tak się kończą zabawy z dzieciakami. Najlepsze, a może najgorsze jest to, że są w jednej sali z całą klasą włącznie z nauczycielką. Do tego wszystkiego my z Carmen wyglądaliśmy też jak po wojnie. Bo w sumie takowa była. Tyle, że na produkty pod ręką. Nie było czasu się nawet przebrać, jak byłam cała w mące, a Blackówna w jajkach.
Co nawyprawiali platynowy i Accott, można się domyślić, a jak coś to powie mi to pewnie później Carmen. Która teraz zmierzała do Darco. Ale ciekawiło mnie, co zrobiła Luna i Scott.
- Co Ci się stało? - zapytałam, kiedy usiadła koło mnie.
Zaczęła mi opowiadać, jak to układali książki albo kiedy Farro wylał kawę. Zamiast się wkurzyć uznała, że jest zabawny... jak kto woli. Koniec końców przyszła bibliotekarka. Kazała robić im jakiejś papiery, poprawić poukładane książki i wysprzątać bibliotekę z kurzu... I tak nie skończyli... z tego co wiem.
Później ja zaczęłam mówić, co nawyprawiałyśmy. Cały czas śmiałyśmy się, aż przerwał nam dyrektor, który stanął na mównicy.
- Drodzy uczniowie, doceniamy wasze starania. Jak na pierwszy dzień to wystarczająco. Kolacja będzie przyrządzona jak zawsze, bo panna Martin i Black, widać są wykończone. Ale jutro nie będzie takich wyjątków.
Chwila odetchnienia. Wyszłam z pomieszczenia i skierowałam się do dormitorium. Przyszykowałam sobie czyste ubrania i poszłam się wykąpać. Gdy byłam już gotowa w jeansach, szarej bluzce i fioletowych trampkach, wyszłam. Kiedy doprowadziłam włosy do ładu, związałam je w wysokiego kucyka. Postanowiłam pogadać z Georgem. Nie będzie teraz żadnych wymówek, jeśli trzeba będzie, zamknę go w jednym pokoju co ja i nie pozwolę wyjść, póki mnie nie posłucha. Nie wiem dlaczego jest zły, ale w końcu się dowiem. Nawet zrozumiem, że nie przyszedł na obiad. Jakbym mogła sama bym nie przyszła... ale w ogóle się z nim nie widuję. Szybkim krokiem poszłam do Pokoju Wspólnego Gryfonów. Nie było go tam, więc pobiegłam do dormitorium. Otworzyłam drzwi, a Weasley leżał na swoim łóżku. Dobrze, że w pomieszczeniu nie było nikogo oprócz nas.
- Musimy w końcu porozmawiać! - krzyknęłam.
- Nie mamy o czym. Już Ci to tłumaczyłem – powiedział.
- Odłóż tą durnowatą gazetę i spójrz na mnie! Nie wyjdę stąd, póki nie poznam powodu. Dlaczego gnijesz tutaj aniżeli, nie pójdziesz na dwór? Jest piękna pogoda.
- Nie mam nastroju...
- DLACZEGO?! Co ja takiego zrobiłam?!
- Chcesz widzieć?
- TAK!
- Całowałaś się z Oscarem.
- Nawet jeśli to co z tego? Poza tym widziałeś to? I nic nie zrobiłeś?! Na pomoc przyszedł mi Potter, a ty to widziałeś i nic nie zrobiłeś?!
- Nie mogłaś w żywe oczy powiedzieć, że masz chłopaka? Musiałaś zwodzić? Ale chwila... CO?! Przecież nie chciałem przerywać, waszej wspólnej sceny.
- Pocałował mnie znienacka. Nie chciałam tego... próbowałam się wyrywać, ale był silniejszy. A ty to nazywasz romantyczną sceną?! Wybacz, ale nie ma tu nic romantycznego! I nie mam chłopaka, podoba mi się ktoś inny, niż Oscar!
- Prz... przepraszam... nie wiedziałem. A teraz wybacz, muszę mu coś zrobić!
- Nie rób nic. Carmen, Harry i Oliver zrobili już dużo i dostali szlaban.
- Żartujesz? Do tej gromadki dołączę też ja i znając życie Fred – oznajmił pewny siebie.
- Rób co chcesz – uśmiechnęłam się, a kiedy chciałam wychodzić, podszedł do mnie i chwycił za rękę.
- Wspomniałaś, że podoba Ci się ktoś... kto?
- Miłość bez wzajemności... do bani.
- To zrób pierwszy krok, jeśli Ci zależy.
Uśmiechnęłam się i rozejrzałam po pokoju. Teraz mogłam to zrobić. Nieład i nieporządek wszędzie. Ściany zachowane w barwach Gryffindoru, zupełnie jak dywan. George dopiero teraz zorientował się, że trzyma mnie jeszcze za rękę. Gwałtownie ją puścił, a ja zrobiłam kilka kroków w stronę jego biurka, aby przyjrzeć się fotografią na nim. Cała rodzina i ich śmieszne sceny. Urocze. Wszędzie było pełno walających się wynalazków. Chciałam zobaczyć więcej i otworzyłam szufladę. Ona zaś zachowana była w ładzie i porządku. Było tam tylko kilka zdjęć... przedstawiających nas. Te z wakacji, kiedy wpadliśmy na siebie na Pokątnej. Wspaniały dzień, ale dlaczego zachował te zdjęcia? Odwróciłam się i zobaczyłam Weasleya siłującego się z drzwiami szafy, jakby właśnie upchał tam wszystkie ubrania. I rzeczywiście, zrobiło się czyściej. Następnie spojrzał na mnie, a konkretnie na to co trzymam. Podszedł do mnie i zabrał fotografię.
- To nic takiego – wytłumaczył.
A ja go zignorowałam.
- Mówiłeś coś o pierwszym kroku, tak?
- Zgadza się.
Nagle zdałam sobie sprawę, że to właśnie ta chwila i ten czas. W przepływie chwili pocałowałam go. Na początku delikatnie, później, kiedy oderwałam się od niego i szepnęłam: „Już wiesz, w kim się naprawdę zakochałam”. On uśmiechnął się szczerze, tego brakowało mi najbardziej. Teraz to on zaczął mnie całować. Z taką namiętnością i czułością, a ja z chęcią oddawałam pocałunki. Czułam, że tu jest moje miejsce, w ramionach tego chłopaka i niech tak pozostanie.

----------------------------------------------------------------------------------------------------
Macie rozdział. Szczerze? Podoba mi się. Wiem, ach ta skromność. No, ale cóż... dedykuję go Emulsji i Patelni. Chciałam wam jeszcze polecić blog, który strasznie mi się spodobał http://rose-stella-weasley.blogspot.com/ świetny, moim skromnym zdanie. Więc jeśli lubisz nowe pokolenie (Rose i Scorpiusa) to wpadnij :). Wgl zniknęło mi 2 obserwatorów i dałam ankietę w której zapytałam czy się blog  podoba... były głosy na nie i tak. Ale to była jakaś upośledzona ankieta normalnie... usuwała głosy... Ale mniejsza... Hym mam jeszcze jedną sprawę, ostatnio dużo myślałam, nad zawieszeniem bloga... co o tym sądzicie?
Dodam też, że liczę na komentarze. Wiele blogów czytam, ale komentuję niektóre, nie wszystkie. Oczywiście wszystkie osoby, które biernie komentują, staram się i ja skomentować, a reszta to okazyjnie xD.
Pozdrawiam cieplutko i przepraszam, że musieliście tyle czekać na rozdział.

Komentarze

  1. Hahahahahahahahh. Ja piździelę. *u* Jestę kucharzę. Kuźna, my potrafimy wszystko spieprzyć... No i w sumie to dobrze, bo ideały nei istnieją, a my to takie kochane paszczury. Poza tym Farro jest jak zawsze przesłodziutki. *u* Yhh. Carmi, Potter T^T i Oliver zrobili wszystko i dostali wpierdziel. Miło, miło... W chuj miło. No i to kochane posunięcie Dumbledore'a... Jakoś za nim nie przepadam, ale jak się przekonałam do Severusa to i jego zaakceptuję. Urocza scena na końcu. Niedźwiadki Olivera i Jamesa, wystające żeberka Ezry, risotto i Nutella w jednym. :3
    Kocham, pozdrawiam i ponaglam.
    P.S. Dzięki za dedyk... W sumie to ja ci trułam dupę. *u*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. * Jesteśmy xD. Przecie to z życia wzięte... nam z babeczek zrobiły się zakalce xD. Chodź murzynka to ja jeszcze nigdy nie zepsułam :D.
      Ideał? A czym jest ideał?
      Ooo dzięki :P paszczur jestem? ;'[ xD.
      A ta tylko o jednym xD. Człeku... to było rozdział temu, wszystko? 0,0 ołkej...
      No ba, grypa żołądkowa, czy coś to nie jego wina :D.
      Ja tam Dumbledore'a też nie lubię.
      No widzisz :3. Koniec mój faworyt xD.
      Oliver pierwszy napisałam :D. Mwahahah :3. Tak, tak tb też :D.
      Taaak ty. Dzięki.

      Usuń
  2. No nareszcie :DDD Świetny rozdział,w końcu George i Rose są razem <3333 Po prostu rzygam tęczą XDDD HMM.... ZAWIESZENIE BLOGA?NO CHYBA KUŹWA NIE X-O Nie pozwalam :DD SERIO.Bo jak tak to skończysz jak Nina po spotkaniu z Mandragorami ;_; przysięgam.
    Pozdrawiam Zuzka.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Heh doczekałaś się ;).
      Jeszcze razem nie są mwahahah XDDD.
      Nina, Tatia, panna Sprout i wszyscy zgromadzeni xD.
      Nie wiem gdzie mieszkam hahah :3.
      Dzięki i również pozdrawiam :).

      Usuń
    2. To kwestia czasu i będą razem....PRAWDA?Chyba nie zrobisz tak,że się jeszcze na siebie powkurzają i dopiero...Avadą za to byśdostała..W sumie będę łaskawa i tylko Cruciatusem ;// Ty mieszkasz w swoim dormitorium w Hogwarcie XDD Powiem ci,że ja też.Pszypadek?Nie sondze.
      Nie ma sprawy,pozdrawiamXDD

      Usuń
    3. Pożyjesz, zobaczysz ;D. Jak mnie szczelisz Avadą to nie napiszę dalej, jak Cruciatusem to się fochnę xDDD. O, a z jakiego domu jesteś i czemu cię jeszcze nie widziałam? xD.

      Usuń
    4. Gryffindor,no a jak że by inaczej? Czasem chodzę też do krukonów bo są spoko XDD Oh dobra to chociaż dostaniesz levicorpusem ;_; Ok?

      Usuń
    5. Spoko, bo mi tu spamujemy xD. No ja np. jestę krukonę :D. No ba, żem spoko xD. To się odwdzięczę Aquamenti :D.

      Usuń
  3. Omomomom *.* Nowy rozdział, he. WRESZCIE <3 No więc zabieram się za czytanie i powiem ci, że tytuł strasznie mi się podoba :D Sama nie wiem czemu XD Taki jest fajny, he. :3 Z tym Malfoyem w kuchni to mnie rozwaliłaś, XD Ja to bym temu Oscarowi nie dała szansy. Gumochłon z niego i tyle. :D " Rose i Carmen w kuchni. Nie no teraz to, żeś dała. Nie wyobrażałam sobie ich w tej branży ;p Draco zastępujący woźnego. Urocze <3 XD Och, końcówka... ROSE POCAŁOWAŁA GEORGA! Taniec radości, hahaha. :D Jednym słowem rozdziały genialny (jak sama autorka zresztą ^^) No i dobrze, że Ci się podoba :D No i popatrz... DEDYKACJA DLA MNIE. OOO <3 Dziękuję. Nie wiem czym sobie zasłużyłam, ale... ♥ Ale mi promocje robisz, XD A ja nadal nie mogę uwierzyć, że Ci się spodobał. :D Co do tego zawieszenia... Nie rób tego! :c Chociaż wiem, że czasami trzeba. Brak pomysłów, poprawianie ocen itd. Aż się odechciewa pisać :/ Ale wierzę w ciebie, że się z tym wszystkim uporasz i jednak nie zawiesisz blog ;) Kończę żebyś tu nie padła z nudów XD Czekam na dalsze rozdziały :D
    Ściskam ;*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A więc... :D. Emulsjo kochana :3. Tak, doczekałaś się xDD. Dziękuję, sama wymyślałam :D. Ale Malfoy, jako woźny, nie kucharz xDD. Gumochłon? hahah, spoko :D. Nooo wiesz :D. Ja też sobie Rose i Carmen nie wyobrażam, ale jest nieźle :D. Taki spoiler: "to coś powinno się pienić?!" xD. Draco i Hanna :D. Jest moc ;D. Dziękuję, ty też jesteś świetna ;* Tak, dla ciebie :D. No, bo bardzo mi się podoba :3. Oj wierzysz we mnie? To takie miłe <3. Nieeee im dłuższe tym lepiej :3. Dzięki ;* i pozdrawiam.
      A co do Zuzy ;D.
      To ja napiszę do niej, ale usunę koma, bo mi zaśmieca xD.

      Usuń
    2. A no fakt coś mi się pokićkało XD

      Usuń
    3. Spoko, bo trochę się zdziwiłam xD. Taki look: "co ja napisałam?!" xDD.

      Usuń
  4. Nie wolno zawieszać!
    Bardzo lubię twoją historię :)
    Przepraszam, że tak późno, ale jakoś tak ... sama nie wiem, zawieruszył mi się twój blog w tych wszystkich linkach ;-;
    Postaram się komentowac i czytać już bardziej na bierząco ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ooo to źle :/. Ale ok, lepiej późno niż wcale, prawda? xD. Dzięki i pozdrawiam.

      Usuń
  5. Nareszcie dziewczyno :3 Ile trza było czekać na tę scenę z Rose?! *_* Super XD

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak się kapnęłam, niech się wreszcie pocałują XD. No trochę trzeba było czekać, ale wieesz, najlepszy jest moment kiedy się już wreszcie doczekało XD.

      Usuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Epilog.

47. „W tym świecie nawet ściany mają uszy.”

50. „Uratowana przed demonem, który wysysał resztki sił życiowych z otoczenia.”