Posty

Wyświetlanie postów z sierpień, 2013

40. „Zbliża się dzień, w którym nasi wrogowie, stają się naszymi najlepszymi przyjaciółmi.”

                        Po krótkiej chwili, Carmen dostała olśnienia. - Mówiłaś, że dostałaś jakieś dziwne pudełko od Jessici. Możesz je wykorzystać. Powiedzieć, kto jest Wybrany i mieć to z głowy. Zostawią cię w spokoju. - Pudełko zniknęło z momentem śmierci Tratona, tak samo jak pakt. Ale zawiadomienie ich, to nie głupi pomysł. Łatwo wyczarować pergamin z paktem. - Co? - zapytała. - Nie słyszałaś? - Uśmiechnęłam się i położyłam centralnie koło niej. - Przecież jest koło ciebie. Słuch ci pada? Zaczęłam się śmiać, a Carmen zrzuciła mnie z łóżka. - Wróciłaś – oznajmiła z błyskiem szczęścia w oku. - Nigdzie nie odeszłam. A pergamin z paktem, to wymysł Tratonów. Nauczył mnie go Rafael. Polega na zapisywaniu, połowy listu widocznego dla wszystkich. Kolejną część, widzi się, gdy wyrazi się zgodę... na tak jakby żądania. - To na co czekasz? Pokręciłam głową w geście politowania i chwyciłam za różdżkę. A kiedy w moich rękach znalazł się przedmiot, wzięłam jeszcze piór

39. „A co jeśli osoba, którą kocham, jest tym samym człowiekiem, którego powinnam nienawidzić?”

~ Wracając do czasów, gdzie historia ma swój początek.~ -  Puszczajcie mnie! Natychmiast! Nic wam nie zrobiłam! - krzyczałam, ale to nie skutkowało. W sumie... co się dziwić. Jessica i Mikael totalnie mnie zignorowali. Nie odpowiadali na żadne pytanie. W końcu dałam sobie spokój i pozwoliłam, żeby ciągnęli mnie przez ulice miasta. Przecież nic innego nie mogłam zrobić. Szarpanie się, krzyczenie, czy próby ucieczki, nie dość, że żałośnie wyglądały, to i nigdy nie przynosiły zamierzonego celu. Większy pożytek dla wszystkich zrobiłam, kiedy zaczęłam obserwować.                    Szliśmy, dość wolnym krokiem. Dla przypadkowego, ciekawskiego oka, mogłoby to się wydawać normalną wieczorną przechadzką z rodzicami. Oboje byli po 30, więc idealnie nadawali się do tej roli. No może jakby mieli serce... Co prawda mężczyzna wyglądał jak mutant, ale w Londynie nie sprawiał tym, żadnej nowości. Jednak nikt, z taką twarzą nie wychodził na światło dzienne. Co czyniło noc, jeszcze bardziej

38. „Uśmiechnij się wątrobą.”

~Perspektywa Rose~                             Obudziłam się dość wcześnie, od razu przetarłam oczy. Nawet nie wiedziałam kiedy zasnęłam. Półżywa zrzuciłam z siebie kołdrę. Luna już nie spała, a w ręku trzymała gazetę. Nic niezwykłego jak na pannę Lovegood, że była "do góry nogami". - Już nie śpisz? - zapytałam. - Od jakieś godziny – opowiedziała radosna. - Teraz pomyśleć, ja i pobudka o 6 rano... niewykonalne. Ledwo co na 7 wstałam. - Wstawanie wcześnie ma swoje zalety – oznajmiła zamyślonym głosem. - Jakie? - Widzisz to, co się dzieje za oknem. Kiedy słońce wstaję i spoczywa na swoim miejscu. Śnieg, tak bardzo puchaty okrywający całą powierzchnie. Pięknie lśniący na biało. Czasem przypomina mi to lody śmietankowe. Czasem nawet chce zejść i po prostu zacząć się bawić. Bez czapki, rękawiczek, kurtki... Wyjść i znowu poczuć się jak dziecko. Spojrzeć na zaśnieżony zamek oczami, które jeszcze nie straciły młodzieńczego blasku i podziwiać. - Rozumie