33. „Zawsze, wszędzie i o każdej porze.”
Wszystko co dobre musi się kiedyś skończyć. Taki i było tym razem. Kiedy oderwaliśmy się od siebie, nawzajem spojrzeliśmy głęboko w swoje oczy. W sumie i w moich, i w jego źrenicach można było dostrzec iskierki szczęścia. Nie wiem ile to wszystko trwało godzinę, minutę, a może tylko sekundę. Szczerze? Nie interesowało mnie to. Gdy otrząsnęliśmy się jakby z transu, dotarło do mnie, co się właściwie stało. - Prze... przepraszam – wyszeptałam. Wyraz jego twarzy diametralnie się zmienił, z momentem kiedy powiedziałam to zdanie. Teraz patrzył na mnie jakby moje włosy się paliły, a mi by to nie przeszkadzało. - A masz za co? - zapytał w końcu. - Nie powinnam... - Wręcz przeciwnie. Sam chciałem to zrobić, ale... Widzisz zawsze jest ale. Ja się bałem, a ty nie. Nie masz zielonego pojęcia, ile razy miałem ochotę podejść do ciebie, złapać Cię w tali i pocałować. Tak wiele, że sam nie wiem... - Nie lituj się... proszę. Powiedz w prost, nie chce żałować, ani oś