49. „Zaszklone oczy, a później bum.”

            Każdy w swoim życiu przeżywa chwilę, kiedy zamiast kogoś przytulić, chce się tą osobę udusić. Właśnie w tym tkwi problem. Przed momentem cieszyłam się z moich dobrych uczynków, a teraz mam ochotę kogoś zamordować. Teraz zdaję sobie sprawę z mojego charakteru i stanu psychicznego. Ludzie mnie podziwiają za moje wypowiedzi czy cokolwiek innego, za te błyski inteligencji, ale według mnie bredzą. Jednak złość mi przechodziła. Pierwsza myśl, pierwsza mordercza, też. Teraz chciałam go tylko przytulić, nie widziałam go od tak dawna. Od tylu miesięcy! Wiem, że to nie jego wina. Ale tak trudno jest mi zapomnieć. Cel uświęca środki. Jednak tak wiele złych myśli, kłamstw, rozczarowań i niepowodzeń. W tej sekundzie liczyło się właśnie to. Mimo to zapomniałam o tym, kiedy mnie przytulił.
- Przepraszam – wyszeptał.
Delikatnie ucałował mnie w czoło, zupełnie tak samo jak byliśmy dziećmi.
I zniknął.
            Od pamiętnej chwili w Pokoju Życzeń minął już tydzień. Nikomu nie wspomniałam o tym co się stało. Nikt nie pytał. Prawdą jest też, że zdziwiło mnie to. A kogo by nie zdziwiło? Na szczęście, a może nieszczęście nie miałam nic do roboty.
Mogłam planować jak zniszczyć Voldemorta, na tysiąc różnych sposobów. Nawet je wymyśliłam. Wspominać jak to prawie stałam się Tratonem.
Jak zauroczyłam się Rafaelem.
Jak złamał mi rękę.
Jak razem z Carmen jako małe brzdące zrobiłyśmy chatkę na drzewie.
Oczywiście chatkę, która zawaliła się na Syriusza.
Wszystkie kary.
Wybryki.
Moment kiedy zakochałam się w George'u.
Wakacje.
Śmierć babci Grindelii.
Łzy.
Śmiech.
Kiedy poznałam Korę.
Paczkę z Gwardii.
Moją pierwszą prawdziwą misję.
Ale to wszystko tylko wspomnienia. Znałam odpowiedzi na prawie wszystkie pytania. Chciałam wiedzieć więcej. Kiedy Potter powiedział, że rzeczy, które miały miejsce w moim życiu są planowane. Dlaczego? Może to ukrywała Kora? Co łączy ją z Oscarem? Chciałam wiedzieć, dlaczego do cholery tak bardzo się do niej przywiązałam. I nagle w bardzo łatwy sposób zdałam sobie sprawę, że sama nie jestem w stanie poznać odpowiedzi. Mogłam tylko czekać.
            Takim oto sposobem, poszłam się uczyć. Odrobiłam lekcje. Powtórzyłam sobie materiał na SUM-y. Pouczyłam się z Freddiem na eliksiry. Posprzątałam w Dormitorium. I po wielu próbach zwalczenia nudy złamałam sobie rękę. Oczywiście nie specjalnie. Przez co musiałam odwiedzić pielęgniarkę.
- Pros-Proszę Pani. Po-Pomocy. - Cała zgrzana, spocona, z zielono-fioletową ręką prosiłam o pomoc.
Nagle ból przeją kontrolę. Zaszklone oczy, a później bum.
- Na brodę Merlina! Dziecino, ocknij się! - krzyczała Poppy.
- Żyję.
Zdałam sobie sprawę, że leżę w łóżku szpitalnym. Kto by pomyślał, że pierwszą osobą jaką zobaczę jest Zgredek.
- Co tu robisz mój ulubiony Skrzacie?
- Ulubiony? - Zeskoczył z mojego tymczasowego łóżka. - Jesteś miła, ale oczy masz smutne.
- Wiem.
- Zaraz będzie czas na pogaduchy. Powiedz co Ci się stało? - nalegała Pomfrey.
- W sumie to do końca nie wiem. Biegłam zapytać się kogokolwiek czy mogę w czymś pomóc, ale nikt nie znalazł czasu, żeby pozwolić mi dokończyć pytanie. W końcu zrezygnowana wpadłam do jakiejś sali i nie uwierzy mi pani! Widziałam dwa razy większego ode mnie...
Właśnie... widziałam smoka. W opuszczonej sali. Co tam robił smok? A może miałam halucynację? Głośne krzyki. Chyba moje... Przestraszyłam go i ten zionął ogniem. Ale jak przeraźliwie. Zasłoniłam się ręką. Później stolikiem i w rogu przewróciłam jakiś regał. Później waliłam w drzwi, które wcale nie były zatrzaśnięte. Jednak za mocno i za często. Coś w mojej ręce strzeliło. Później zjawił się Hagrid. Uspokajał mnie. Dał chusteczkę na otarcie łez. Ale nie słyszałam słów. Byłam zbyt oszołomiona. Teraz wiem, że prosił mnie aby została na miejscu. A ja kierując się instynktem poszłam do szpitala.
- Co zobaczyłaś? - przemówiła po chwili położna.
- Ja? Zdawało mi się... - Trzymanie smoków jest zabronione, a nie chce mieć na sumieniu żadnego przepięknego złotego smoka. - Widziałam Iryka. Ale jakiegoś nienaturalnego. Pewnie ukradł jakiś eliksir powiększający.
- Ale masz jakby spaloną skórkę. Co prawda powierzchowne, ale jednak.
- A! To akurat nieudolne przygotowanie się do SUM.
- Uważaj na siebie.
- Dobrze.
Kiedy wypiłam ten ohydny napój pielęgniarka wyszła. Zgredek znowu usiadł koło mnie.
- Muszę Panience coś powiedzieć. Coś bardzo złego. Ale to chyba nieodpowiednia chwila.
- Nic z tych rzeczy. Mów, bo się niecierpliwię.
Jednak nie powiedział. Do sali wbiegł gajowy. Takiego przerażenia w oczach nie widziałam od dawna. Nawet kiedy widzę pająki, to tak się nie boję.
- Co ja narobiłem! Na Merlina! Zabiją mnie! - krzyczał.
- Uspokój się, nikt Cię nie zabije.
- Jak to nie! Twoi rodzice w szczególności. Zabiją jeszcze Zonka. On jest taką kruszynką, jak go wypuszczę, to nie przetrwa. Niczym Norbert.
- Powtarzam. Będziesz żyć, moi rodzice się nie dowiedzą.
- Nie możesz tego zrobić, nie dla mnie.
- Ale czemu?
- Bo jestem tylko gajowym.
- A ja jestem TYLKO Rose. Spokojnie, jesteś moim przyjacielem.
- Nie wiem jak ci się odwdzięczę. Już wiem! Podaruję Ci Zonka. Ale jak już będzie dorosły. Zawsze będziesz o mnie pamiętać i o Hogwarcie oczywiście. Wiem, że trafi w dobre ręce. To będzie mój prezent urodzinowy, kiedy uzyskasz pełnoletność.
Nie zdążyłam nic powiedzieć. Uradowany wybiegł. Cieszyłam się jego szczęściem, jednak smok to duża odpowiedzialność. Charlie, który opiekuje się smokami w Rumunii coś o nim powinien wiedzieć. Przy najbliższej okazji zapytam się go. Właśnie wtedy zauważyłam, że nie ma już skrzata. Poppy przyniosła mi coś na sen i tak oto straciłam kontakt z rzeczywistością. Obudziłam się w pustej sali. Leżałam w niej i liczyłam sekundy. Niczym wieczność. W końcu wbiegła do sali Tatia. Tyle, że nie do mnie, ale do Scotta. Tak długo się nudziłam, że go nie zauważyłam. Wszyła po 2-godzinnej rozmowie. W sumie nawet nie wiem o czym, bo zasnęłam. A kiedy się obudziłam po prostu spojrzałam na zegarek. Dopiero wtedy wychodziła. Nieźle mnie zakamuflowali. Leżałam na środku sali i nikt mnie nie zauważył...
            Kiedy próbowałam wstać wyglądało to co najmniej komicznie. Okazało się, że skręciłam sobie jeszcze nogę i kulałam. Przypełzałam do łóżka Farro i zadowolona z siebie opadłam na materac. Spał. Pewnie zmęczony swoją troskliwą dziewczyną. W świecie mugoli walnęłabym go gipsem, ale go nie mam. Tylko bandaż. A to raczej zabolałoby mnie bardziej. Różdżkę zostawiłam w Dormitorium. Więc po prostu nim potrząsnęłam.
- Leniu, wstawaj!
- C-co się dzieje? - Usiadł oniemiały i walnął mnie w czoło swoim czołem. - Rose?
- Tak i weź mnie więcej nie bij, bo wszystko mnie boli.
- Przepraszam, to przez przypadek.
- Co Ci się stało?
- Spadłem z miotły, leżę tu już od dwóch dni. A Tobie?
- Nuda, po prostu nudna – zaśmiałam się.
- Nie zauważyłem twojej obecności.
- Norma.
- Zagrasz ze mną w karty, jako rekompensata?
- A może coś poczytamy? Widzę „Zemstę” na twoim biurku.
- Przyniosła ją Tatia. Nie zbyt lubię czytać.
- No to tym bardziej!
Tak zaczęło się nasze czytanie z podziałem na rolę. Co chwila powtarzanie: „Niech się stanie wola Niebie, z nią się zawsze zgadzać trzeba” stawało się coraz bardziej zabawne.
- EJ! - krzyknęła Salvador.
- Pali się?! - przetarłam oczy.
Zorientowałam się, że zaśnięcie koło chorego i to jeszcze na jego własnym łóżku w oczach jego dziewczyny nie jest najlepszym rozwiązaniem. Na tyle złym, że cała obolała, ze złamaną ręką, wylądowałam na podłodze i nie mogłam się ruszyć. Poczułam dotkliwie, że mam żebra. Znów łzy zaczynały mi napływać do oczu. Rozdarłam sobie ranę na policzku i zaczęła z niej tryskać krew. Zawsze coś musi mi się przydarzyć! Nie wiem ile to trwało, ale nie mogłam złapać oddechu.
- Boże! Przepraszam! Też jesteś pacjentką?
Na swoim łóżku dopiero odzyskałam umiejętność mowy. Poppy przybiegła od razu i dała mi kolejne eliksiry.
- Mogłabym powiedzieć, że nie założyłam piżamy dla zabawy, ale nie mam piżamy. Skoro chciałaś mi połamać żebra to bądź na tyle łaskawa i przynieś mi jakąś.
Wybiegła w zaskakująco szybkim tempie.
- Musi trochę opanować swoją zazdrość i będzie dobrze – dodałam.
- Nie jest taka. Po prostu martwi się o taką łamagę jak ja.
- Wiem, ale w karty zagramy następnym razem na moim łóżku. I tak, wiem jak to brzmi.
            Zbliżyłam się do Scotta, jak do prawdziwego przyjaciela. W Skrzydle odwiedzili mnie jeszcze kilku znajomych w tym też George. Kiedy kość mi się zrosła wyszłam dumnie krocząc przed siebie.
- Jestem wolna! - podskoczyłam. - Ale wciąż obolała – dodałam po chwili.
Jakoby, że wszystko stało się w piątkowy wieczór i tak oto jest niedziela, jutro czekała mnie szkoła. W Dormitorium nikogo nie było, co mnie nie zdziwiło. Impreza z okazji pierwszego dnia wiosny. Ominęła mnie i nie opłaca mi się iść na końcówkę. Weasleyowi odbiło i nie mógł ze mną zostać. Mam nadzieję, że naprawdę nie mógł, a nie nie chciał. Wtedy właśnie zjawił się Zgredek.
- Mam mało czasu. Proszę nie zrozum mnie źle i uwierz. Masz...
- Nie zacinaj się w tak napiętej sytuacji!
- Masz siostrę. I to do tego bliźniaczkę.
Zaczęłam się śmiać.
- Nie czas na żarty, mów o co chodzi.
- Panienka mi nie wierzy.
- Oczywiście, że niewierze.
- Ja miałem tylko przekazać wiadomość. Zapytaj Korę lub Oscara o Hope.
Zostawił mnie z oniemiałą twarzą. Bez zastanowienia wybiegłam z pokoju. Widziałam George'a, który niósł tacę z jedzeniem, ale zagadany przed Olivera nie zauważył mnie. Wiedziałam, że Nelsonówny nie ma w pokoju, więc poszłam do Gryfonów. Pijaczyny jedne. Ale Kora zachowywała się jak abstynent. Chociaż początkowo nic na to nie wskazywało. Bo kto trzeźwy tańczy na stole? Piwo Kremowe nie zawiera alkoholu. Z łatwością ją wywaliłam. Po prostu pociągnęłam za nogę. Nie wiedziała co się dzieje. To można wywnioskować z jej miny. Gdy wyszłyśmy z tłocznego pokoju stała z rozłożonymi rękami.
- Odbiło Ci?! - krzyknęłyśmy razem.
- Czy mam siostrę bliźniaczkę?! - wykrzyczałam z trzęsącymi rękami.
- Skąd o tym wiesz? - uspokoiła się.
- Zgredek mi powiedział.
- To znaczy, że już się zaczęło. Dobrze, że nie piłam. Mamy góra dzień.
Zaprowadziła mnie do cichego miejsca jakim jest Pokój Życzeń.
- Opowiedz mi wszystko od początku. JAK?!
- Czy ja mam Ci tłumaczyć, jak się dzieci robi? - zaśmiała się.
- Nie żartuj sobie.
- Wiem, przepraszam. O Hope nie wie nawet twoja rodzina. Jest aktualnie Śmierciożerczynią.
- Co? Dopiero dowiedziałam się, że mam siostrę, a teraz okazuje się, że jest zła?
- Zawsze taka była.
- Ale czekaj. Przecież moja mama wiedziałaby ile dzieci urodziła.
- Odurzona odpowiednim zaklęciem, nie wiedziała ile to jest dwa plus dwa.
- To przecież niemożliwe! Kto ją niby zauroczył?
- Twoja ciotka, jej własna siostra. Nigdy nie zastanawiało Cię skąd tyle wie o czarach? To niczym Petunia i Lily. Tyle, że to Twoja mama była „tą dobrą”. Pozwól mi zacząć od początku.
- Dobrze.
- Twoja ciotka Maya od zawsze zakochana była w Nicolasie. Nie mogła znieść ślubu i w swojej pokręconej głowie ułożyła plan. Chciała porwać dziecko swojej siostry, ale zawsze przy narodzinach był Pan Martin. Tylko przy twoich musiał pełnić obowiązki aurora. Nie bez powodu przyszłaś na świat w mugolskim świecie. Xavier był za mały, żeby posługiwać się proszkiem Fiuu czy teleportować. W szpitalu Maya ukradła jedno dziecko. Jesteście identyczne. Już ją kiedyś spotkałaś.
- Evelin – szepnęłam.
- Coś słyszałam, że ją tak nazwałaś. Swoją ciotkę też już spotkałaś. Na wakacjach zamieniła się w Molly i przyprawiła wam wiele kłopotów. Cały czas wychowywała, nie! Ona szkoliła swoją siostrzenicę, a twoją siostrę przeciwko całej waszej rodzinie. Hope spotkała Rafaela i później poszło jak z górki. Razem byłyście kluczami, razem siebie dopełniałyście. Traton razem albo wcale. Obie uciekłyście, ale dopiero ty wskazałaś przywódców. Od niej zieje zło. A to się mu podoba. Jest bezgranicznie w niej zakochany. Na tyle, że jest w stanie się ciebie pozbyć. Raz na zawsze.
- Nie, nie, nie! Kłamiesz! Wszystko to kłamstwo! - Zaczynałam powoli wariować. 
Chwyciłam się za głowę. Wyglądało to dziwnie kiedy kołysałam się wtem i z powrotem.
- Nigdy nie miałaś przeczucia, że wszystkie twoje niepowodzenia są jakoś zaplanowane? Powiem, że szczegółowo i precyzyjnie.
- Tak, ale... ale to nie może być prawda.
- Teraz poznajesz odpowiedzi na nurtujące pytania. Znasz prawdę. Poskładaj wszystko co wiesz. Czy nie łączy się w jedną całość? Oprzytomnij! Ona chce twoje życie.
I nagle straciłam panowanie nad sobą. Mam siostrę. Zawsze chciałam mieć siostrę. Ale nie taką, która na każdym moim kroku chce mnie zabić. I to dosłownie. Nie o pożyczoną koszulkę czy błyszczyk, ale naprawdę zabić.
- Skąd tyle wiesz? - odpowiedziałam szlochając.
- Oscar mi pomógł w zdobyciu informacji. Nie zdziw się ze znaku Śmierciożercy. On musiał. Zgrywa bohatera.
- Widziałam go.
- Oscara?
- Tak, niedawno w Pokoju Życzeń.
- Ja też, zaraz po balu Bożonarodzeniowym.
Przestałam płakać, szlochać, mimo że miałam na to wielką ochotę. Po prostu wstałam i wyszłam z Pokoju.
- Proszę, nie wypieraj tego. Muszę wiedzieć, czy w ostateczności staniesz po dobrej stronie.
- Dopiero dowiedziałam się, że mam bliźniaczkę. A ty śmiesz zadawać mi takie pytania?
            Właśnie wtedy, gdy wszystko się sypało stało się coś nieuniknionego. Coś co wszyscy się spodziewali. Śmierciożercy atakowali. Ludzie zaczynali panikować. Ale to nie była jeszcze bitwa o Hogwart.
            Walczyliśmy dzielnie przez kilka dni, ale dopiero 2 maja 1998 roku doszło do ostatecznego starcia. Zjawili się Harry, Ron, Miona. Zniszczyli prawie wszystkie Horkruksy. Został Nagni. Dopiero wczoraj wyparto Śmierciożerców z zamku. Teraz Voldemort rozpoczął otwartą walkę. Właśnie wtedy zaczynała się rzeź. Wielka Bitwa. Wszyscy nauczyciele, uczniowie, skrzaty, duchy. Wszyscy przygotowali się jak potrafili najlepiej. Widać już z oddali było Śmierciożerców. Widać było Lorda Voldemorta. Zaczynało się najgorsze. Panika została ujarzmiona. Zaklęcia ochronne i wszystkie inne wykorzystane. Neville i Seamus chcieli wysadzić most za pomocą ładunków wybuchowych. Nastawialiśmy się psychicznie na pewną śmierć. W duchu jednak wiedzieliśmy, że się nie poddamy. Przynajmniej nie ja. Stojąc koło swojej rodziny, przyjaciół i niegdyś wrogów. Przyjęłam postawę wojownika i czekałam.
-------------------------------------------------------------------------------------------------
Wybaczcie, że tak późno dodaję rozdział, ale to przez taką małą ilość komentarzy.
Uśmiecham się jak głupi do sera z każdego jednego, wierzcie mi każdy jeden nawet z krytyką sprawia, że chce mi się pisać.
Zbliżam się do końca. Za niedługo ostatni rozdział i epilog.
Wierzycie w to?
Ja chyba nie.
No nic, dedykuję go wam wszystkim.
Kocham was!

Komentarze

  1. Mówiłam Ci już, że jesteś moją małą sierotką? :D
    Szczerze? Nigdy nie trzymałabym takiej tajemnicy przed Tobą, aż tak długo ;o
    Wstyd! :O
    Rose nie dość, że ninja to na dodatek niewidzialny ninja <33
    " W ciąż" - wciąż czy w ciąży? hahaa pamiętasz? :P
    Ja tańcząca na stole i to trzeźwa? haha dobry żart. Ja nawet tańczyć nie umiem, siara jak nic ;o
    "- Opowiedz mi wszystko od początku. JAK?!
    - Czy ja mam Ci tłumaczyć, jak się dzieci robi? - zaśmiała się."
    No właśnie! To ty tu będziesz w ciąży, więc chyba nie muszę Ci nic tłumaczyć. Chyba, że... Wiesz, że dzieci przynosi bocian? ;>>
    Voldzio. Mmmm... Zabić drania! :D
    Czekam na już ostatni rozdział. Jak Ty mi możesz to robić?! Ostatni i epilog? Nie jest Ci szkoda?
    Zrób do 55! ;cc

    ---------------------------
    Ja tu komentuje pierwsza! Więc wiedz, że najbardziej Cię kocham ;c
    Jak głupi do serca <3 mm :*
    Ja tu nie mam co krytykować skarbie. Rozdział długi co uwielbiam. Mam nadzieję, że ostatni będzie miał co najmniej 10 str...!
    Kocham, pozdrawiam.
    KAA BUUM.

    P.S. Zapomniałaś o Ka bum xD



    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie jestem sierotą :O
      Ty się wstydź, mi nie karz ;_;
      To ty ukrywałaś, hahah.
      Ja mam zadatki nie bycie ninją, ja ci mówię! Zobaczysz mnie kiedyś w tej roli.
      Weź mi tu o ciąży nie pisz... chyba, że masz jakiegoś adoratora o którym nic nie wiem xD.
      Siara musi być <3.
      Za komentarz o ciąży, będziesz mieć gromadkę dzieci ;_;
      Bociany są spoko, czarne nawet pod ochroną.
      Zaskoczę cię!
      Już tylko epilog.
      DO SERCA SIĘ UŚMIECHNIJ NIE DO SERA ;_;
      Ta pewnie, w marzeniach tyle by miał XD.
      Ka bum x5
      <3.

      Usuń
  2. Dopiero teraz ruszyłam rozdział i nie żałuję mój kochany ziemniaku :D Dużo emocji w nim zawarłaś, ale akcja za szybko się rozwijała. Poza tym dialogu dość sporo, co idzie na plus.
    Jestem chujowym oceniatorem (?).
    Co do samej treści to podobała mi się końcówka, bo Voldzio :D
    To ty masz kurna siostrę :o
    Aż dziw bierze patrząc na to co sądzisz o mojej.
    Mam nadzieję, że ostatni rozdział będzie równie dobry :D
    Kocham, pozdrawiam i czekam na NN :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja dopiero teraz odpowiadam xd.
      Zważając, że niedawno dodałam ostatni rozdział, to skoro chciałam rozwinąć akcję to nie miałam zbyt wielkiego pola do popisu.
      Zawsze narzekasz na ten dialog ;_;
      Oceniatorem? o.o
      Oceniającym?... czytelnikiem? Ładniej wygląda xd.
      Jesteś typowym Śmierciożercą o.o
      Twoja jest... oryginalna.
      Młodsza.
      Nie bliźniacza ;-;
      Mam nadzieję, że wyszedł dobry :D.
      Też kocham, pozdrawiam i czekam na komentarz xd.

      Usuń
  3. O matko.... ile tu sie wydarzylo... smiac mi sie chciało jak co chwila cos jej sie lamalo. Jak mowila o tym smoku to myslalam "co ona brala?" Xpppp a jednak to sie serio wudarzylo.... czyli zaraz ? Oscar wstapil do smierciozercow bo musial ? Tak? Czy ja znowu czegos nie rozumiem.... moze dlatego bredze bo jest po 2; 00.... ale zeby ciotka tak zrobila... szczyt szczytow powiem ci... co sie z tym swiatem dzieje. Kurde. Blizniaczka.. zla. Smierciozerczyni... niech diabli wezma tych calych tratonow, tego Rafaela , tych smierciozercow i voldemorta. Woja.... ciekawe jak sie sonczy. Z drugiej strony ... perspektywa za do przeczytanaia zostal mi rozdzial 50 i epilog jest przerazajac. Oczywiscie czekam na nowy blog z nowym opowkadanie... ale orzyznam szsrzez ze bd mi brakowac Rose Martin. Wiem ze to nie ostatani post ale skoro sie juz tak rozpisalam to musze ci szczerze pogratulowac tak wspanialej historii postaci i wgl ; D no to chyba jest jeszcze rozdzial to ide czytac ; P

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Łamaga z Rose, ponieważ ja jestem łamagą xd.
      Smok musi być, lubię smoki.
      Sowy i feniksy też xd.
      Tak, Oscar stał się Śmierciożercą z przymusu.
      Później bohaterem z wyboru.
      Rodzina czasem bywa zdradliwa.
      Ciekawość to pierwszy stopień do piekła, tak mawiają. Ale ja się cieszę, że kogoś udało mi się zaciekawić.
      Nie tylko tobie będzie brakować Rose.
      Jeśli potrafi się czytać między wierszami, to potrafi się poznać mnie.
      Bardzo Ci dziękuję, jesteś kochana.

      Usuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Epilog.

47. „W tym świecie nawet ściany mają uszy.”

50. „Uratowana przed demonem, który wysysał resztki sił życiowych z otoczenia.”