45. „Człowiek się nie zmienia, my po prostu poznajemy go lepiej.”

                    Ciekawe czy w dorosłym życiu będę mieć takie problemy. Wtedy nazwę je błahe, tak zawsze powtarzała mi mama. Nigdy nie chciałam mieć złamanego serca, ale kto by chciał? Pytanie same w sobie jest głupie, a odpowiedź logiczna, więc nie wiem czemu je sobie zadałam.
                    Nim się obejrzałam nie wyrobiłam na zakręcie i upadłam. Potter też był pochłonięty w swoich myślach. On w odróżnieniu od mnie szedł dobrze, ale nie zauważył, że sobie leżę.
- Co Ty robisz? - zapytał po chwili.
- A tak chciałam sobie poleżeć... kości mnie bolą, przydałby im się odpoczynek – burknęłam sarkastycznie.
- Jak uważasz. - Wzruszył ramionami.
W tym momencie miałam bliżej nie określoną minę, mówiącą: „Co?!”.
- O czym tak myślisz? - spytałam, kiedy już stanęłam na równe nogi.
Spojrzał na mnie dziwnie, ale nie odpowiedział. Jego zielone oczy przez chwile jakby znieruchomiały.
- Boisz się? - Bardziej stwierdziłam, aniżeli zapytałam.
- Ja? Harry Potter? Wybraniec? Dziecko-Które-Przeżyło? Chłopiec-Który-Daje-Nadzieję? Tak i to bardzo. Chyba wiem o czym chce z nami pomówić Dumbledore. I to nie będzie przyjemna pogadanka. Tom Marvolo Riddle zostawił na świecie Horkruksy. Cząstki duszy...
- Wiem co to i wiem, że jest ich siedem – przerwałam mu.
- Skąd?
- Opowiadałam Ci o „mojej” magicznej zaporze? Czy co to w ogóle było. No i tam spotkałam błąkającą się duszę Voldemorta, jeszcze jako Riddle'a. Wymsknęło mu się to, a skoro zniknął oznacza to, że jakiś Horkruks został zniszczony. Słyszałam o twoich wyczynach. Przykładowo dziennik był Horkruksem, tak sądzę.
Wyszczerzył oczy niedowierzająco, aż mowę mu odjęło. Przemówił dopiero w pokoju Dyrektora. Prawowitego Dyrektora Hogwartu, którego z jakiegoś powodu nigdy nie lubiłam...
- Dzień Do... - zaczął Wybraniec.
- Bez ceregieli, siadajcie. - Nie czekając na naszą reakcję kontynuował. - Harry miałeś o tym nie wiedzieć, ale plany się trochę pokrzyżowały. Rose połączyła się z Voldemortem na ułamek sekundy. Nie, nie jest Horkruksem. Nie bójcie się wypowiadać tego na głos. Dlatego jesteście oboje w to wtajemniczeni. Martin masz na czas naszej nieobecności sprawić, aby wasi przyjaciele uwierzyli, że Potter musiał chwilowo wyjechać. Nie potrzebna jest nam dodatkowa pomoc. Potrwa to tylko dwa dni, wyjeżdżamy pojutrze. A teraz muszę porozmawiać z samym Złotym Dzieckiem.
                      Jak zamurowana zostałam wyciągnięta z pokoju. Drzwi zatrzasnęły mi się przed nosem, a ja wciąż nie dowierzając zostałam odprowadzona przez największego snoba jakiego udało mi się w życiu poznać. Człowiek się nie zmienia, my po prostu poznajemy go lepiej. McLaggen, co ja poradzę? Po prostu taki już jest. Jednak nie dało się ukryć, że przefarbował włosy i nie zwracał na mnie uwagi! Czy to dzień olewania mnie? Jakby był na mnie zły. Nim odszedł przed wejściem do Ravenclawu zatrzymałam go.
- Dlaczego Ty?
- Bo mam karę.
- Za co?
- Nie twój biznes.
- Co Ci się stało?
- Nie twój biznes – powtórzył się i odszedł.
Kolejna rzecz, która po prostu była nie do uwierzenia. Daję rękę! Jakby mi ktoś powiedział miesiąc wcześniej lub przed wakacjami, że sprawy się tak potoczą, wyśmiałabym go. Nawet jakbym sama sobie ukazała się z przyszłości! Machnęłam rękami w powietrzu i weszłam do Pokoju Wspólnego. Olie leżał na starej kanapie, a w ręku trzymał książkę. Zwykle był duszą towarzystwa, każdy chciał zamienić z nim kilka słów, był niczym Fred i George razem wzięci. Nie był kawalarzem, ale zawsze potrafił poprawić humor. Szczególnie mi. Jest niczym Carmen, ale bez tych swoich czarnych scenariuszy życiowych, które przychodzą jej znikąd. Oliver zawsze z początku uważa na słowa, chcąc wyczuć jak bardzo ze mną jest źle. Black za to daje mi coś do jedzenia i nie słucha, tylko wyklina wszystkich. Jest przy tym tak nakręcona, że aż mnie to bawi. Jednak jak już wspominałam Holins jest inny. Po namyśle, Carmen i Oliver to jak porównanie ognia i wody.
- Cześć – oznajmiłam uśmiechnięta.
Oliver spojrzał na mnie na ułamek sekundy, ale później wrócił do czytania.
- Cześć – powtórzyłam się. - Jak się masz Rose? A dobrze, dziękuję, że pytasz – dodałam sarkastycznie.
- Co z tobą jest nie tak? - burknął i zaczął wstawać.
- Właśnie nie wiem. Dlaczego się dąsasz? Przecież jesteś moim Oliverem. Słuchaczem, powiernikiem, najlepszym przyjacielem, jakby bratem.
- A to ciekawe... Kiedy chciałem się pochwalić swoją nową dziewczyną i zażartowałem, że masz teraz rywalkę, to jasno dałaś mi do zrozumienia, że jestem nikim.
- Czekaj jeszcze raz... masz dziewczynę? I nie jesteś nikim, jesteś MOIM Oliverem, który często wykorzystuje fakt, że bardzo łatwo mnie przestraszyć.
- Mam dość.
- Tak... ja tobie przecież nic nie powiedziałam. Usiądź na 5 minut, a wszystko Ci wytłumaczę.
- Masz 4 minuty i 59 sekund.
- Co?
- To co słyszałaś.
- No więc tak jakby mnie porwano.
- Takie bajki to tylko dla dzieci...
- CZY JA MUSZĘ LATAĆ Z MEGAFONEM PO CAŁEJ SZKOLE, ŻEBY MI UWIERZONO I WSZYSCY SIĘ DOWIEDZIELI?!
- Dobrze by było...
- Nie przerywaj mi...
Później szczegółowo zaczęłam opowiadać, to co zdarzyło się ostatnimi dni. Nie miałam przed Oliverem tajemnic, ale o Horkruksach musiałam przemilczeć. Rozmowa z Dumbledorem też go nie interesowała.
- Przepraszam – oznajmiliśmy razem.
Łzy zaczęły spływać z moich policzków, miałam dość tego, że ludzie mylą mnie z moją kopią. Zdałam sobie sprawę, że wszystko można zawalić przez głupie kilka dni. Nie chciałam nawet wiedzieć kto to był, po prostu chciałam żeby wszystko wróciło do normy. Ale na to było już za późno... Tak tego żałowałam... żałowałam, że poszłam do Hogwartu. Że spotkałam tylu wspaniałych ludzi i musiałam przez nich cierpieć. Żałowałam, że kiedyś włóczyłam się po Londynie i natrafiłam na Tratonów. Żałowałam... Tak wiele rzeczy żałowałam... A co zrobił Olie? Wziął mnie na kolana i zaczął kołysać nucąc przy tym kołysankę mojej mamy. Do żalu doszła tęsknota i poczucie bezpieczeństwa.
- Kocham Cię, tak po prostu – szepnęłam przez łzy.
Nie miałam siły na nic. Ale zostawało moje poważne zadanie.... to przed sobą. Nie chodziło mi o krycie Pottera, ale o coś innego. Nie mam zamiaru rezygnować z życia, ani zadręczać się. To czas wyzwań, prób, wysiłku, niepowodzeń i sukcesów. Chcę naprawić szkody i dowiedzieć się prawdy. Miłość dwojga osób, którzy znają się TYLKO dwa dni, nie może być aż tak potężna. W ogóle jaka miłość? Lekkie zauroczenie, a później chęć strzelenia tego pacana Niewybaczalnym. I co ukrywa Kora? Aż tu niespodziewanie... film mi się urwał.
                     Obudziłam się na kanapie w Pokoju Wspólnym wtulona w tors blondyna. Ten nawet nie zauważył, że się obudziłam i wciąż czytał książkę. Nagle ją odłożył i zaczął kłócić się z sobą.
- Obudzić ją? Tak słodko śpi... a może... - mruczał, aż nagle chciał opuścić wygodne dla mnie miejsce. Na przekór jeszcze bardziej wtuliłam się w niego. - Świetnie... a ja jestem głodny... różdżka jest tak daleko... Dobra tam, Rose jest ważniejsza.
Nim zdążyłam się zaśmiać i na niego spojrzeć, usnął. Nie zapytałam tylko o najważniejsze... czy to Luna była jego dziewczyną czy to ktoś inny... Z drugiej strony powiedział, że jestem ważniejsza OD JEDZENIA. Można mi wierzyć na słowo w ustach głodnego człowieka to naprawdę duży komplement. Wyślizgnięcie się z jego ramion było bardzo łatwe, gdyż spał jak zwykle snem głębokim. Poszłam na posiłek.
                      W Wielkiej Sali uczniowie wysyłali mi pogardliwe spojrzenie, a ja tylko czekałam na dzień w którym dowiedzą się prawdy. WSZYSCY. George'a oczywiście na kolacji nie było, bo po co... jeszcze by mnie spotkał i może by ze mną pogadał... Taki koszmar... Westchnęłam i zajęłam swoje miejsce. Mój dom był tolerancyjny, że tak powiem. Albo Evelin po prostu skupiała swoją nienawiść gdzie indziej. Osoby które znam, kocham czy... A nie... tej nie lubię... jednak Ravenclaw jest inny. I to w pozytywnym sensie.
- Luna?
- Tak?
- Cześć.
- Hej.
- Nie jesteś na mnie zła? - zapytałam podejrzliwie.
- Nie – oznajmiła z uśmiechem. - Czego miałabym być?
- Bo przez ostatnie 4 dni, ktoś podobny do mnie niszczył wszystkim napotkanym życie.
- Wiem, że to nie byłaś Ty. Każdy z Ravenclaw wie. Gryffindor też wie, a Slytherin westchnął, że już zaczynali Cię lubić. Jedynie Hufflepuf jeszcze się nie dowiedział. Nie było czasu na przekazanie im tego.
- Ale jak?
- Duża w tym zasłucha Złotej Trójki i naszego Dyrektora. Pewnie zaraz to powtórzy.
Jak długo spałam, że coś takiego mnie ominęło?
Potrząsnęłam głową z niedowierzaniem i zaczęłam słuchać Dumbledore'a stojącego na mównicy.
- Drogie dzieci! Jak wiecie zbliżają się Mikołajki, dlatego jutro wychodzimy do Hogsmeade. Zgody rodziców są obowiązkowe, więc wyślijcie sowy jeszcze dziś wieczorem. Przepraszam, że tak późno was o tym informuję, ale starość nie radość. Poza tym mam do przekazania wiadomość. Tak, aby każdy z was usłyszał. Uczniowie owej Szkoły powinni nawzajem się wspierać, a nie przedrzeźniać. Jednak jeśli jest do tego powód, to mimo że tego nie pochwalam jest to zrozumiałe. Zaś Panna Martin jest niczemu winna, a ktoś zrobił jej głupi żart, jeśli sprawca zostanie odnaleziony, sowicie go ukażemy. Przez najbliższe 4 dni, ktoś podszywał się pod Rose Martin i nie chciałbym, abyście mieli jej to za złe. A teraz smacznego!
Nie powiem, że mnie to NIE zaszokowało. Po raz kolejny siedziałam wryta przy stole... Nawet spadłam z siedliska, jednak z transu wytrąciła mnie Kora.
- Kobieto! Nie strasz mnie tak więcej! Myślałam, że coś Ci się stało. Rose? Rose, słyszysz mnie?
- T-tak – wybełkotałam.
Kiedy wróciłam na swoje miejsce zaczęłam ładować jedzenie na talerz, aby Oliver nie zdechł mi tam z głodu. Przewrotnie spojrzałam na wejście do Wielkiej Sali, dzisiaj chyba był konkurs na to kto mnie przyprawi o zawał. Do sali wpadł niczym burza Cormac... Teraz ogarnęłam, że nie było go przy stole. I zdałam sobie sprawę, że George nie wysłuchał przemówienia dyrektora i nie chce nikogo widzieć. Czyli wciąż jest na mnie zły, A POWODU NIE MA. Oprócz Holinsa na oko wszyscy byli. Czułam się też dziwnie, kiedy WSZYSCY bez wyjątku posyłali mi przepraszające spojrzenie. Ale wracając do tego co działo się teraz w Wielkiej Sali. Chciałam wyjść, ale zatrzymałam się, a talerz obładowany jedzeniem wypadł mi z rąk. Niektórzy mają jednak refleks, którego mi brak. Podziękowałam, wciąż nie spuszczając wzroku z chłopaka. McLaggen wziął niegdyś moje słowa zbyt do siebie. Wcześniej już zauważyłam jego czarne włosy, ale nie był przebrany za romantyka od siedmiu boleści. W garniturze z gitaropodobnym czymś... Nie, to nawet nie przypominało instrumentu. Włosy na żelu, niczym Draco w młodości... Często zadaję sobie pytanie: śmiać się czy płakać, teraz jednak otwarcie twierdzę, płakać! Jednak kiedy stanął przed Korą, podał jej różę i zaczął nucić jakąś melodię zrobiło mi się głupio. Uczucie, które mi towarzyszyło, to poczucie straty. Patrząc na moją przyjaciółkę, która jak zauroczona słuchała jak mój kolega śpiewa niczym mors i jej to nie przeszkadza, a raczej jest prze szczęśliwa.... Chciałam aby znalazła sobie księcia na białej żabie, ale wybrała akurat McLaggena, który ma taką opinię, a nie inną. Jednak narzekałam na to, bo byłam zazdrosna. Mój były chłopak... chyba były... siedzi i niszczy sobie zdrowie, a tutaj widzę miłość. Tak, widzę miłość, jest tak duża, aż mogłabym ją zjeść. Spojrzałam na wszystkich wzrokiem godnym Bazyliszka i poszłam przed siebie. Cormac się ośmiesza, choć to nie w jego stylu, jednak to było COŚ. Miałam dość zakochanych!
- Miłość tu, miłość tam! Aż mi się z tego wszystkiego robi niedobrze! - mruczałam pod nosem.
                  Poszłam do Pokoju Wspólnego. Gdy już tam byłam położyłam talerz na stoliku. Powoli obudziłam Olivera i podałam mu jedzenie. Ten z miną pełną wdzięczności zjadł cały posiłek, a ja chwyciłam tylko jedną kanapkę z serem i pomidorem. Nagle przypomniałam sobie co mówił Albus... jutro Mikołajki! JUTRO! A ja nie mam nic dla ludu. Jak co roku z samego rana dajemy sobie prezenty, a ja nie miałam czasu na nic. Pobiegłam w stronę dormitorium, ale na pierwszym schodku zatrzymałam się i oznajmiłam.
- Luna?
- Co Luna?
- Tu już wiesz co. A więc Luna?
- Tak.
Może i miałam dość atmosfery zakochanych, ale i tak się uśmiechnęłam.
                    Na oko miałam dobre 2 godziny zanim wszyscy przybędą spać. Nasze dormitorium zwykle wieje pustkami, a odwiedzane jest tylko i wyłącznie w czasie snu lub kiedy Lisa i Cho chcą sobie poplotkować. Wyciągnęłam różdżkę i zaczęłam myśleć. Po półtoragodzinnej pracy i wymyślaniu życzeń wreszcie skończyłam. Zdałam sobie sprawę jak wiele mam przyjaciół lub jak wiele mam osób, którym wiszę jakąś przysługę. Carmen po prostu przyszykowałam 15 rodzajów słodyczy, może w końcu nie będzie głodna... marzenia ściętej głowy, takim to tylko jedzenie w głowie. Dla Olivera miałam ramkę z naszym zdjęciem. Korze chciałam podarować unikalny zestaw książek, które miały takie cholerne przesłanie, że byłam pewna, że jej się spodoba. Evelyn mojej sąsiadce... wyszczerzyłam oczy... kompletnie o niej zapomniałam, żyła sobie swoim własnym życiem, a nieświadomie w mej podświadomości podobnie nazwałam fałszywą mnie. No mniejsza, imiona nadaje się tylko raz i to nie bez powodu... no więc dla niej miałam kryminał. Tak oto przyszykowałam różnie prezenty dla: Harry'ego, Rona, Hermiony, Luny, Freda, Scotta, Neville'a, Cho, Lisy, Padmy, Draco, Niny, Tatii, Lee, Michaela, Ginny i wielu, wielu innych. Strach pomyśleć jeśli na święta przyjdzie do tego rodzina... Gdy skończyłam zaczęłam się zastanawiać, czy powinnam jeszcze zrobić prezent dla George'a? A w sumie czy go dokończyć. Dla niego prezent szykowałam już od miesiąca, miał być niepowtarzalny, ale sprawy potoczyły się nie po mej myśli. Tak czy inaczej ze względu na pamięć. Starannie owinęłam w papier Mikołajkowy nieopatentowany przeze mnie prototyp żartu, a na pudełeczku pisało: „Kocham Cię, twoja na zawsze, Rose”. Niestarannie oderwałam przyklejony liścik, że ktoś ciekawski mógłby wyczytać jedynie „kocham”. Zmęczona zapakowałam wszystko do szafy i z poczuciem spełnienia poszłam spać.
                     Rano obudziła mnie sowa, która z mocnym trzaskiem uderzyła w okno. Nie była zaadresowana do mnie lecz do Padmy. Wpuściłam ją, a ta czekała na krakersa.
- Nie dam Ci! Dziobnęłaś mnie jak Cię wpuszczałam. Patrz, tam masz Padmę, leć do niej.
Oberwałam ze skrzydła i z impetem poszłam do łazienki. Gotowa... nie, nie gotowa! Zapomniałam poprosić o zgodę. Na szybko nabazgrałam liścik i pobiegłam do sowiarni. Śnieżka była zadowolona z mojej wizyty, więc bez niczego poleciała do domu. Ach jak ja tęsknie za tą zgrają! W sowiarni poczekałam jakieś pół godziny nim dostałam odpowiedź, a że była 7:30 miałam jeszcze czas. Mama wspomniała, że powinnam się zorganizować, życzyła mi szczęśliwych Mikołajków, ale zgodę napisała. Jeszcze przed śniadaniem zaczęłam rozdawać prezenty. Luna bardzo ucieszyła się z mojego rysunku, robiłam go jakiąś godzinę... z przerwami na prezenty dla innych. Ja za to dostałam czapkę Mikołaja, którą miałam zamiar nosić przez cały dzień. Następnie obdarowałam prezentami inne moje współlokatorki, które jeszcze spały kiedy do nich podchodziłam. Sama dostałam prezenty, które miałam zamiar odpakować wieczorem. Zapukałam do drzwi. Otworzyła je Panna Nels i uśmiechnęła się na mój widok.
- Ho, ho, ho! Prezent od Mikołaja.
- Gdzie w takim razie jest Mikołaj?
- Jak to gdzie? Nie nauczono Cię, że mieszka w Laponii?
Zaczęła się śmiać, ale wpuściła mnie do środka. Podałam jej prezent, a ona wyciągnęła swój dla mnie. Kreatywna kryjówka trzymać prezent pod łóżkiem. Kiedy już miałam wychodzić, po wyściskaniu się za wsze czasy pomyślałam, że raz się żyje.
- Wiem, że będziesz ze mną szczera. Ufam Ci. Zdajesz sobie z tego sprawę?
- Zabrzmiało poważnie.
- Co ukrywasz?

----------------------------------------------------------------------
Rozdziału nie dodawałam już... długo! Przepraszam was bardzo. Mogę tłumaczyć się brakiem czasu czy czymkolwiek, ale po prostu napisanie tego rozdziału przyszło mi z trudem. Po przednim rozdziale ogarnął mnie wielki leń, chciałam dodać rozdział na 6 grudnia lub na święta, a wyszło, że dodaję w dniu urodzin mojego kolegi. W sumie nie specjalnie, ale tak się złożyło. Miałam dzisiaj czas i internet coś mi szwankował, więc postanowiłam dokończyć powyższy rozdział. Kto by pomyślał! Zbliża się mój blog, mój pierwszy blog ku końcowi. Dedykuję go wszystkim czytelnikom, a szczególnie Black, która ponagliła mnie do napisania w końcu tego i Kornelii, która się na mnie dąsa.
Rozdział na pewno dodam na okrągły roczek tego bloga i może jak będzie dużo komentarzy to na Nowy Rok. A jeśli nie, to życzę Wam wszystkim, aby rok 2014 był jeszcze lepszy od tego obecnego, a wasze marzenia i plany spełniły się co do jednego. Pozostawajcie jednak sobą przy tym, bo bycie sobą jest bardzo ważne!
Pozdrawiam was cieplutko.

Komentarze

  1. Więc zaczynając ponownie, bo mnie telefon nie kocha. Rozdział jest świetny i to miłe, ze mi go dedykujesz ;) Więc McLaggena nadal nie lubię. Kora kojarzy mi się z tym co mam na podwórku :) Pani wybaczy xD Mam nadzieję, że George się ogarnie. Oliver jest uroczy, a to o Carmen i czarnych scenariuszach było słodkie :) Więc nadal nie wiem po chuj miałam ci pisać jakie postacie lubię i jakich nie. No i Eve rozjebała reputację Rose co nie jest zbyt miłe. Pottera nadal nie trawię i mam nadzieję, że utonie w Imperiusach. Dumbledore jest dziwny xD Nie wiem co dalej pisać, więc powiem, że świetny rozdział.
    Kocham, pozdrawiam, kocham i czekam na NN :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie bój się, mnie moja xperia też nie kocha. Jestem miła, coś ze mną chyba jest nie tak ;o. A serio to wiem :3.
      Kora, hym... powiedziała Patelnia do Kłody xD. George ma złamane serducho, nigdy nie miałaś złamanego serca? xD Nie łatwo się pozbierać. To o Carmen było prawdziwe, a Olie, już taki ma być.
      A z prostej przyczyny miałaś mi napisać jakie postacie lubisz, a jakie nie. Ponieważ nie lubisz Pottera, więc chciałam jeszcze tych co nie lubisz. W końcu są Mikołajki, a ja chciałam pominąć jak najmniej osób :).
      Udowadnia to, jak 4 dni mogą przeważyć o czyjejś opinii.
      Dumbledore jest dziwny i głupi, nie lubię go ;-;.
      Dziękuję, również kocham i pozdrawiam :D.

      Usuń
  2. Boski , czekam na następny! <3 / wera :3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję, a co do następnego do będzie na roczek bloga :D.

      Usuń
  3. Masz bloga o modzie, a to mnie tak bardzo nie interesuję. Ale dziękuję za nawet jedno słowo o rozdziale :).

    OdpowiedzUsuń
  4. Wiem, że jestem straszna, ale i tak mnie kochasz, więc do rzeczy. Jak zwykle rozdział boski. Ach ten George, też nie wie kiedy się zjawić, ale mam nadzieję, że bd razem, bo to boskie ;d I ach, nie rozumiem jak on mógł uwierzyć w to, że tamta to ty o.O hahah Chłopak z gitarą byłby dla mnie parą XD Se ja marna romantyczka, ale kocham rzeczy od serca <3 haha ciekawe jak dalej potoczą się moje i jego sprawy. Wgl co ja przeskrobałam? Jak zrobisz ze mnie złą (wredna mogę być xD) to nogi z tyłka powyrywam ;*
    Pozdrawiam, weny i mam nadzieję, że rok 2014 bd o wiele lepszy niż 13 :D
    Kocham i wszystkiego naj!
    KAA BUUM.!!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiesz jaki leń mnie ogarnął. Dodałam nowy rozdział, ale odpiszę i na ten xD.
      Tak, kocham Cię, tego nie da się ukryć.
      George taki już ma być :D. Stuknięty, kochany rudzielec *-*.
      Och ty zakochana romantyczko <#.
      A co jeśli ktoś miałby zamiast serca czarną dziurę? Jak by dawał prezenty od serca? :O
      Majaczę xD.
      Mnie się pytasz co przeskrobałaś? Hahaha :D. Dowiesz się w swoim czasie ;).
      Zła? Ty? Ciekawe pomysły dajesz :3.
      Wybacz poślizg.
      Również pozdrawiam i tez kocham. Spóźnione życzenia (kolejne) Szczęśliwego Nowego Roku 2014, który tra już 13 dni :D.
      Dziękuję.
      KA BUM NO :3.

      Usuń
  5. Suuuper ;) mam nadzieje ze po tym prezence wasley sie ogarnie i znow bd z Martin. I ta tajemnica Kory.. uuyy Oliver ♡ Luna ; D ide czytac dalej

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Epilog.

47. „W tym świecie nawet ściany mają uszy.”

50. „Uratowana przed demonem, który wysysał resztki sił życiowych z otoczenia.”